Yamaha Tricity to dziwny pojazd. Im wolniej się nim jedzie, tym większe budzi zaciekawienie. Jeśli nie lubisz odpowiadać ciągle na te same pytania, to tankowanie najlepiej odłożyć do późnych godzin nocnych, ale i tak nie będziesz miał pewności, że nikt nie podejdzie i nie zapyta: "jak się tym jeździ?”.
Jest takie powiedzenie, że koń i jeździec mają statystycznie po trzy nogi. Gdyby przełożyć to na grunt motoryzacji można zażartować, że quad i skuter mają statystycznie po trzy koła. Czyli dokładnie tyle, ile ma Yamaha Tricity. Ale choć pojazd przypomina trochę maszynę z "Gwiezdnych Wojen”, to jest w pełni rasowym skuterem miejskim, którym z powodzeniem można dojeżdżać do pracy czy na uczelnię. Co ważne, z uwagi na mały silnik o pojemności 125 ccm, Tricity może prowadzić każdy, kto ma prawo jazdy kategorii A lub B (to drugie przynajmniej od trzech lat).
Tricity to pierwszy tego typu pojazd Yamahy. Pracami inżynierów projektujących trzykołowy skuter kierował Kazuhisa Takano, inżynier działu wyścigowego MotoGP Yamahy. I choć skuter z silniczkiem 125 ccm z pewnością nie będzie częstym bywalcem torów wyścigowych, to od razu trzeba powiedzieć, że Tricity nie ma się czego wstydzić. Ze świateł startuje jak mała rakieta i zanim się człowiek obejrzy już pędzi 80 km na godzinę.
Pojazd nie jest duży, sprawnie można nim manewrować w godzinach szczytu w warszawskich korkach. Mimo tego, że z przodu są dwa koła, to skuter nie jest wcale szerszy od "normalnych" maszyn. Można wręcz odnieść wrażenie, że zwężenie go do granic możliwości było jednym z celów inżynierów z Iwata. Z lusterkami bocznymi nawet jakby trochę przesadzili, są osadzone na zbyt krótkich ramionach i dość trudno je ustawić, gdy na skuterze siedzi kierowca wzrostu 184 cm. Albo do połowy lusterka wypełnia rękaw kurtki i wówczas można liczyć na to, że zobaczymy co się dzieje bezpośrednio za nami, albo ustawia się lusterka „szerzej”, koncentrując na sąsiednich pasach jezdni i lekceważąc co się dzieje za skuterem.
Tricity jest też nadspodziewanie lekki. Mimo zastosowania wymyślnego układu połączonych przednich kół skuter waży zaledwie około 164 kg w wersji z systemem ABS, dzięki czemu obsługa nie stanowi problemu nawet dla drobnej motocyklistki. Ani manewrowanie po parkingu, ani przeciskanie się między samochodami nie będzie wyzwaniem nawet dla osób z minimalnym doświadczeniem w kierowaniu jednośladami. Tricity to skuter, na który się wsiada i jedzie. Tak po prostu.
Jak każda 125-tka jest bardzo wrażliwy na obciążenie. Gdy na kanapie siedzą dwie osoby skuter staje się ociężały, kierowca czuje się tak, jakby ciągnął za pojazdem kotwicę. Tricity pazur pokazuje dopiero podczas jazdy w pojedynkę, wówczas prędkości maksymalne na poziomie 115-120 km/h są jak najbardziej osiągalne, i to nie tylko z wiatrem i z górki. Trzeba jednak pamiętać, że przy takich prędkościach niska szyba nie zapewnia pełnej osłony przed wiatrem, który z całą siłą uderza w kierowcę na wysokości głowy. Można zamówić akcesoryjną wysoką szybę, lub zwolnić i rozkoszować się przyjemnością z jazdy.
Sprzyja temu bardzo skuteczne zawieszenie, które z powodzeniem tłumi niewielkie nierówności. W Tricity wręcz charakterystyczne jest to, że skuter świetnie prowadzi się na drodze, a amortyzatory sprawnie wybierają mniejsze nierówności. Skuter jedzie jak po sznurku przez torowiska, studzienki, czy podczas podjeżdżania na krawężniki. Ale uwaga – gdy wjeżdżamy na drogę wyłożoną kocimi łbami robi się nieprzyjemnie. Każde koło przednie wybiera nierówności niezależnie od siebie, oba przenoszą wibracje na kierownicę, jest problem z utrzymaniem płynności jazdy, skaczą obroty silnika, skuter co chwila szarpie do przodu lub hamuje silnikiem. Takich dróg radzę unikać.
Skuter ma za to absolutnie wspaniały układ hamulcowy. Dwie tarcze z przodu, po jednej na każdym kole i tarcza z tyłu sprawiają, że jak się ktoś uprze może nawet postawić Tricity na przednich kołach, choć z pewnością będzie mu w tym przeszkadzał układ ABS. Nic nie trzeszczy, klocki nie szumią, zawieszenie pracuje podczas zawieszenia miękko, ale wyczuwalnie – jednym słowem jest dokładnie tak, jak powinno być.
Trzykołowa Yamaha jest skuterem niezwykle przyjaznym dla użytkownika. To co trzeba zrobić, żeby ruszyć to podnieść stopkę boczną, przekręcić kluczyk w stacyjce i włączyć starter jednocześnie naciskając klamkę hamulca. Światła włączają się automatycznie. Układ przełączników jest typowy dla skuterów, po prawej stronie mamy starter i klamkę przedniego hamulca, po lewej jest przełącznik świateł, kierunkowskazów i klakson. Moim zdaniem zabrakło przycisku do mrugania światłami "długimi”, który czasem się przydaje na trasie.
Trójkołowiec Yamahy nie rozpieszcza pod względem schowków. Pod kanapą znajduje się mały bagażnik, w którym ledwo mieści się kask i rękawiczki. Z przodu mamy jeszcze jeden mały schowek na telefon lub portfel. Na plus można mu zapisać, że wyposażony jest w gniazdo do ładowania komórki lub nawigacji, ale miłym akcentem byłaby możliwość zamknięcia go na klucz.
W obudowie kolumny kierownicy znajduje się jeszcze gadżet typowy dla miejskich skuterów, czyli haczyk na siatkę z zakupami. Najlepiej jednak, żeby nie była zbyt duża, bo zabraknie miejsca na nogi. Z tyłu za pasażerem znajduje się platforma, do której bez problemu będzie można przymocować dodatkowy kufer na kask lub zakupy, dzięki czemu pojazdem będzie można się wybrać do sklepu po coś więcej niż tylko kilka bułek i paczkę sera.
Tricity ma stosunkowo mały bak na benzynę, zbiornik mieści tylko 7 litrów. Wystarcza na przejechanie około 180-190 km, jednak jeśli skuter będzie jeździł głównie po mieście, mały bak nie powinien być problemem. Szkoda tylko, że aby uzupełnić paliwo trzeba podnieść wcześniej kanapę. Można mówić, że to popularne rozwiązanie w skuterach, ale moim zdaniem lepiej sprawdzają się wlewy umieszczone niezależnie – gdzieś z boku albo miedzy nogami.
Z powodu stosunkowo małego baku co kilka dni będzie trzeba podjechać na stację benzynową. Trzeba liczyć się z tym, ze ktoś zaczepi z pytaniem "jak to jeździ?”. Gdy znudzi się wam odpowiadanie że świetnie, można z czasem rozbudowywać odpowiedź o nowe elementy. Przede wszystkim warto podkreślać zalety dwóch kół z przodu. O ile przy pięknej pogodzie nie ma większej różnicy w prowadzeniu Tricity i "normalnego” skutera, o tyle na mokrej nawierzchni wychodzi wyższość trójkołowca, który trzyma się lepiej drogi, jest mniej podatny na uślizg, a już niemal nic nie robi sobie z tego, że jednym kołem podczas skrętu najechało się na mokre pasy na przejściu dla pieszych.
Podczas jazdy normalnym skuterem czy motocyklem po mokrym asfalcie warto wyraźnie zwolnić. Szlif na asfalcie nie należy do przyjemności, a jednoślady mają tę przypadłość, że wody na asfalcie, a już szczególnie mokrych pasów nie lubią. Tricity nie jest tak wybredny, owszem, warto zwolnić, ale nawet na śliskiej nawierzchni Yamaha prowadzi się bardzo pewnie.
Przednie koła są dość duże, mają po 14 cali, trochę gorzej jest z tyłu, gdzie koło ma tylko 13 cali. Zdarza się, że podczas przejeżdżania przez „leżącego policjanta” tyłem nieprzyjemnie szarpnie, i to pomimo solidnego zawieszenia tylnego opartego na dwóch kolumnach i potężnych sprężynach. To, co się dzieje z przodu w kwestii zawieszenia to istna uczta dla fanów inżynierii – podwójne teleskopy do każdego koła, połączone ze sobą łącznikiem, dzięki któremu koła podczas skrętu ładnie się przechylają na bok, zawsze równolegle do siebie. Wygląda to kosmicznie.
Tricity to zdecydowanie "chłopak z miasta”, twardy skuter, którego byle co nie wytrąci z równowagi i który nie da sobie „w cylinder dmuchać" nawet większym skuterom czy motocyklom. Podczas startu ze świateł objeżdża większość samochodów. Ale jak każdy miejski wyjadacz poza miastem traci trochę ze swoich atutów. Na trasie trzykołowa Yamaha próbuje być dzielna, ale trzeba pamiętać o tym, ze wyprzedzanie tirów będzie wymagało bardzo długiej i pustej prostej. Rozpędzanie od 80 km w górę nie jest już tak dynamiczne.
Warto też wziąć pod uwagę, że Tricity ma… twardą kanapę. Zsiadanie z niej po przejechaniu jednorazowo więcej niż 50 km przypomina szczęście narciarza, który po całym dniu spędzonym na stoku wreszcie zdejmuje buty ze stóp. Słowo "ulga” będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Na typowo miejskich dystansach, gdy jazda z domu do pracy nie zajmuje dłużej niż pół godziny twarda kanapa nie będzie jednak żadnym problemem.
Mimo kilku mankamentów Tricity jest naprawdę świetnym skuterem do jazdy po mieście. Szybki, zwinny, nad podziw stabilny, z wydajnym układem hamulcowym. Osłony są na tyle szerokie, że można jeździć nim po kałużach bez ryzyka, że ochlapie się spodnie czy eleganckie półbuty. Tricity z powodzeniem łączy wszystkie zalety miejskiego skutera z niepowtarzalnym wyglądem i łatwością prowadzenia. Dzięki temu jest to pojazd naprawdę dla każdego, komu znudziło się już stanie w korkach.