Koniec roku szkolnego to często istna rewia mody. Patrząc na młodych zmierzających po odbiór świadectw, zastanawiamy się, czy w ogóle istnieje jeszcze szkolny dress code? Czy zatarła się granica między sytuacjami, które wymagają od nas oficjalnego stroju, a tymi, gdy możemy pokazać się "na luzie"?
W drodze do pracy każdy z nas spotkał dzisiaj tłumy młodych ludzi, którzy ostatni raz przed wakacjami pojawią się w szkole, by odebrać świadectwa. To dla nich jedno z ważniejszych wydarzeń w roku. Tymczasem w liceach czy gimnazjach coraz częściej widzimy wytarte dżinsy, kwieciste koszule, miniówki i bluzki z głębokim dekoltem. Z kolei podstawówki to defilada bohaterów popularnych kreskówek. Do defensywy schodzą garnitury, spodnie w kant czy białe bluzki.
To dziwne, tym bardziej, że w internecie nie brakuje poradników, które zalecają klasyczny ubiór. "Od wielu lat modne kreacje na maturę utrzymują się w tendencji biało-czarnej, biało-granatowej. Można jednak pozwolić sobie na niekonwencjonalne dodatki." - czytamy na stronach "Kuriera Lubelskiego". Jednak doświadczenia egzaminatorów mówią co innego.
"Kolega z komisji nie mógł złapać oddechu, był po prostu w szoku"
– Na egzamin ustny przyszła uczennica w zaawansowanej ciąży ubrana w króciutkie szorty, top na ramiączkach z głębokim dekoltem. Kolega z komisji nie mógł złapać oddechu, był po prostu w szoku – relacjonuje polonistka z 20-letnim stażem. – Jednak na maturach nie jest tak źle, bo uczniowie jednak mają wrażenie, że to ważny egzamin. W końcu to na studniówkę i maturę kupuje się garnitur. Trochę jeszcze potrwa, zanim i tutaj się zepsuje – przewiduje nauczycielka.
Jako dowód zepsucia obyczajów podaje wygląd uczniów na akademiach zakończenia roku szkolnego. – Z roku na rok jest coraz gorzej. Właśnie jestem po zakończeniu w mojej szkole, i widzę, że zaciera się granica między tym co oficjalne, nieoficjalne, sportowe, dzienne czy wieczorowe. Coraz mniej ludzi ubiera się stosownie nawet w sytuacjach tak nieoficjalnych jak lekcja – ubolewa nauczycielka. I dodaje, że na około 300 uczniów zaledwie 50 była ubrana odpowiednio do okoliczności. – Po uroczystości takiej jak ta czuję się zniesmaczona. Dekolty, bluzki na ramiączkach, szorty. Jest coraz gorzej – ocenia nasza rozmówczyni.
Podobnie jest na uczelniach wyższych. Egzaminy to ważne wydarzenia decydujące o przyszłym losie studentów. Jednak zdecydowanie nie pokazują tego swoim strojem, szczególnie w sesji letniej. Przez ostanie tygodnie na salach wykładowych królowały zwiewne prześwitujące sukienki, krótkie spodenki czy koszule w kwiaty. Często stroje są bardzo wyzywające, a wykładowcy mają problemy ze skupieniem się na zadawanych pytaniach.
"Nie wiem, czy jest to efektem braku elementarnej kindersztuby, czy też lekceważenia (a może braku zrozumienia) zasad obowiązujących w życiu akademickim, ale próby zwrócenia uwagi na niestosowny strój spotykają się ze zdziwieniem lub oburzeniem." - czytamy na blogu wykładowcy Uniwersytetu Ekonomicznego.
– U źródeł tego problemu leży jedna podstawowa sprawa: brak kindersztuby – mówi naTemat Piotr Kłyk ze Szkoły Dobrych Manier. – To brak dbałości rodziców o wychowanie i dobre maniery dziecka. Teraz coraz większą rolę w kwestii dobrych manier, stylu i zachowania się przejmuje środowisko rówieśnicze, szkolne. Dlatego tak ważne uroczystości jak rozdanie świadectw czy jakiś egzamin tracą na prestiżu w oczach uczniów. Często obserwujemy strój, który jest wyrazem braku szacunku dla instytucji, ale także dla egzaminatora – ubolewa Kłyk. Zastrzega jednak, że nie wszyscy uczniowie mają takie problemy z ubiorem, a spora ich grupa wciąż wi,e w jakim stroju powinna pojawiać się na uroczystościach.
"To odreagowanie poprzedniej epoki, gdzie wszyscy musieli mieć zapięty guzik pod szyją"
Jednak brak dbałości o odpowiedni ubiór dzieci to przypadłość nasilająca się w ostatnich latach. Wszyscy doskonale pamiętamy obrazki z lat 80. czy nawet 90., gdy raczej nie było wyzywających i pstrokatych strojów. – Wydaje mi się, że ten brak kultury ubioru wynika z kultury masowej, ze stylu życia dzisiejszego społeczeństwa, z pogoni za pieniądzem – ocenia Piotr Kłyk ze Szkoły Dobrych Manier.
– Rodzice często nie mają czasu, na wychowanie dzieci zostaje go coraz mniej. A nawet jeśli go mają, to często lekceważą te zasady, które im wpajano. To odreagowanie poprzedniej epoki, gdzie wszyscy musieli mieć zapięty guzik pod szyją, mundurki były ciężkie i niewygodne. A przecież dress code nie jest po to, by dziecko nie mogło się ruszyć ani w prawo ani w lewo, ale by czuło się komfortowo – zaznacza.
Ekspert savoir vivre podaje też złotą regułę, którą powinniśmy się kierować, kiedy nie wiemy jak się ubrać. – Gdy staniemy przed lustrem i nie będziemy się czuć komfortowo, trzeba się przebrać. Lepiej być jedynym garniturem wśród sweterków, niż odwrotnie. Poza tym zawsze można zdjąć marynarkę czy krawat i zmienić ubranie na luźniejsze. W drugą stronę to raczej niemożliwe – podpowiada Kłyk.