
Już przy wcześniejszych odcinkach fani czepiali się, że jest "za mało Twin Peaksa w Twin Peaksie". W 8. epizodzie 3. sezonu twórcy zafundowali totalną jazdę bez trzymanki, w której "awangarda" to słowo klucz, a wszystko to największych stacjach telewizyjnych. Biedny widz zostaje potem z uczuciem "co to miało być?!". Jednak świat Davida Lyncha właśnie jest taki pokręcony, a przy tym bardzo estetyczny. Uwaga, poniżej znajdują się spoilery.
Co się wydarzyło w 8. odcinku? Początkowo nie miałem zielonego pojęcia! I o to chodzi. To zupełne odejście od serialowej formy na rzecz eksperymentu w pełnej krasie. Lynch wręcz śmieje się w twarz osobom, które liczyły na powtórkę z rozrywki, sielankę jak w dwóch pierwszych sezonach. Możecie czuć się poniekąd oszukani. Fanatycy jego całej twórczości pieją z zachwytu, bo ich guru cały czas zaskakuje i zachwyca.
Kiedy w 2011 roku byłem na wspólnym koncercie Krzysztofa Pendereckiego i Aphexa Twina, doznałem lekkiego w szoku. Połamana twórczość brytyjskiego kompozytora była mi znana, jednak polskiego prawie w ogóle. A tu proszę, już w latach 60. tworzył hałaśliwe, pozornie chaotyczne utwory jak właśnie "Ofiarom Hiroszimy — tren", który został wykorzystany w ostatnim odcinku "Twin Peaks" jako tło do wybuchu bomby atomowej w Nowym Meksyku w 1945 roku. Ta majestatyczna scena, a za nią kolejne, to jedne z lepszych rzeczy, jakie się ostatnio przydarzyły w popkulturze.
