Czytając dobry reportaż bawimy się porównywalnie, jak podczas lektury wciągającego kryminału, ale też, mamy wrażenie, że oto poznajemy od podszewki wycinek rzeczywistości. Słowem nauka i zabawa, jak w haśle reklamowym prywatnego przedszkola. Polecamy osiem mądrych książek reportażowych, które jednak nie zakłócą sielskiej atmosfery plażowo-leżakowej. Traumy i wojny po powrocie z urlopu.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Pozycje z naszej listy są ubogacające, ale lekkie. Na domiar, jak to literatura faktu – gratyfikujące towarzysko. Nie streszcza się dalekim znajomym perypetii bohaterów powieści, natomiast z arsenałem anegdot z gatunku „wydarzyło się naprawdę” można brylować. Jeśli okaże się, że wszyscy z pracy byli już na Kanarach, zawsze będziecie mogli opowiedzieć jedną z tych historii... Wybór od klasyków gatunku po debiutantów, od nowości po książki, które na półkach księgarń swoje już odleżały.
„Wszystkie dzieci Louisa” Kamil Bałuk
W Holandii w latach 80. standardową procedurą w klinikach leczenia niepłodności był wywiad pozwalający określić profil oczekiwanego dawcy nasienia. I choć większość z przyszłych rodziców deklarowała, że pragnie, aby biologiczny ojciec był Europejczykiem, wśród pacjentów jednej z klinik na świat zaczęło przychodzić zastanawiająco wiele dzieci o śniadej karnacji. Kto by się jednak nad tym szczególnie zastanawiał, kiedy po latach starań spełnia się marzenie o macierzyństwie?
Po latach wychodzi na jaw, że pracujący w klinice lekarz stosował nowatorską metodę polegającą na mieszaniu nasienia różnych dawców, co miało zwiększyć szanse na zapłodnienie. I w istocie zwiększyło. Ojcem większości dzieci przychodzących na świat pod opieką lekarza był pochodzący z Ameryki Południowej Louis S. Mężczyzna cierpiący na łagodną formę autyzmu polegającą na hołdowaniu obsesyjnym zainteresowaniom i ograniczonej empatii postanowił zostać ojcem jak największej ilości dzieci.
Przez 19 lat oddawał nasienie różnym klinikom leczenia niepłodności płodząc w tym czasie ponad 200 dzieci. Po latach osoby urodzone z in vitro rejestrują się w bazie DNA, żeby poznać dane biologicznych ojców. Jedną z nich jest 25-letni Bjorn. Kiedy spotyka się z Louisem z przerażeniem odkrywa, że ten uważa się ze względu na swój reprodukcyjny sukces za nadczłowieka. Bjorn postanawia odnaleźć swoich braci i siostry.
O takich historiach nie słyszy się na co dzień. Z tego powodu pierwszej książce zaledwie 29-letniego autora łatwo przykleić łatkę samograja. Jednak bez umiejętności dawkowania napięcia „Wszystkie dzieci Louisa” można by określić co najwyżej publikacją udaną. Tymczasem debiut Bałuka nieoczekiwanie stał się bestsellerem i to nie dzięki kampanii reklamowej, ale poczcie pantoflowej urzeczonych czytelników. Wciąga, przeraża i fascynuje.
„Ludzie z placu słońca” Aleksandra Lipczak
Gratka dla miłośników Andaluzji, flamenco i szynki Serrano. Jeśli raz za razem wracacie do Hiszpanii po więcej wrażeń to książka, którą przeczytać po prostu musicie. Lepsza niż wszystkie przewodniki, a do tego o ileż bardziej porywająca. To historie osobiste – a w tle kraj ze wszystkim swoimi urokami, od Barcelony po hiszpańskie przyczółki w Maroku – Ceutę i Melillę.
„Ludzie z placu słońca” niewiele mają wspólnego z ckliwymi lekturami opisującymi rajskie krainy Europy, są pełne akcji i wolne od sentymentalizmu. Poznajemy więc historię Pilar, która chciała stać się wzorem „nowej kobiety hiszpańskiej”, czy opowieść o mężczyźnie, który przez 30 lat nie wychodził z domu. W tle gorące podmuchy powietrza w madryckim metrze, gaje pomarańczowe i widmo generała Franco, o którym w Polsce wiemy mniej więcej tyle, że był.
„Wniebowzięte” Anna Sulińska
Jeśli na rozmowie kwalifikacyjnej dziewczyna powiedziała, że lubi czytać książki, nie miała szans na pracę. Lektura zdaniem komisji wymagała samotności, a przecież stewardessy LOT-u musiały być towarzyskie i otwarte. Sulińska spotyka się z kobietami, które w czasach, gdy większość społeczeństwa nigdy nie była za granicą latały po całym świecie. Opowiada zabawne anegdoty i maluje obraz pracy pożądanej. Na pierwszy casting LOT-u, podczas którego wybrano sześć pierwszych „wniebowziętych” stawiło się ponad 300 młodych kobiet, wszystkim z nich natychmiast założono teczki.
Mimo wysokiego prestiżu swojej pracy, stewardessy w PRL-u zarabiały śmiesznie mało, więc nadrabiały handlując przywiezionymi towarami – w Nowym Jorku goniły za tiulem, we Frankfurcie kupowały leki, a w Kairze skórzane buty. „Wniebowzięte” to przede wszystkim fenomenalne anegdoty – o romansach z pilotami, ćwiczeniach „topienia” na basenie, kobiecych przyjaźniach na całe życie czy szalonych, zakrapianych lotach transatlantyckich (wówczas stewardessy nie mogły odmówić podania pasażerom alkoholu).
„Nowe życie” Sturis Dionisios
Jeśli w ogóle orientujemy się, że w Polsce PRL-owskiej mieszkała spora społeczność grecka, to przede wszystkim za sprawą piosenkarki Eleni. Kilkanaście tysięcy Greków i ich dzieci przeniosło się na ziemie odzyskane w 1949 roku z powodu wojny domowej.
Z malowniczych, górzystych osad i nadmorskich miasteczek gorącej Hellady trafili w sam środek komunistycznej rzeczywistości. Jakie były ich początki, jak odnaleźli się z pomocą Polaków w nowym domu i o tym, że zostali tu znacznie dłużej, niż planowali pisze Sturis Dionizos, polski dziennikarz urodzony w Salonikach.
Matka Sturisa, Polka wyszła za potomka Greków, którzy przybyli do naszego kraju w 1949 roku, w latach 80. wyjechała z mężem do Grecji, żeby po kilku latach powrócić do ojczyzny. Dionisios w zajmujący sposób opowiada o mało znanej karcie naszej historii. O tym, jak ciężko z musaki przejść na dietę ograniczoną tym, co w sklepach, przyzwyczaić się do szarugi za oknem i mały biały domek zamienić na M2 w wielkiej płycie. Nie jest to jednak historia smutna, ale opowieść o egzotycznej przyjaźni dwóch odmiennych kultur, która pełna była codziennych niespodzianek.
„Egipt: haram, halal” Piotr Ibrahim Kalwas
„Halal” oznacza tyle co pozwolenie, „haram” to zakaz. O Egipcie, do niedawna ulubionym kierunku wakacyjnym polskich turystów opowiada przystępnie mieszkający od lat w kraju faraonów Polak. Prowadzi nas po zakamarkach miast, których nie zobaczycie na żadnej objazdówce i zdradza sekrety niedostępne turystom.
Jeśli nie należycie do osób, które zaliczają podróże zdjęciem na wielbłądzie i meldunkiem na Facebooku z gatunku „czuję się: bosko w: Szarm el–Szejk” książka Kalwasa jest właśnie dla was. Pomaga zrozumieć nieustającą fascynację Egiptem, nie dotykając przy tym banału (rafy + piramidy).
Autor rozmawia z Egipcjanami o sprawach trudnych i błahych, z praktykującymi muzułmankami, ale i w ateistami. „Egipt: haram, halal” to reportaż dla osób, które w Egipcie były i mają o nim swoje zdanie. Z kolei dla osób zaczynających dopiero swoją przygodę z północną Afryką lepsza może okazać się książka Kalwasa „Dom” wydana w 2010, czyli bezpośrednio po jego przeprowadzce do Aleksandrii.
„Zrób sobie raj” Mariusz Szczygieł
Kolejna, po obsypanym nagrodami „Gottland” książka Szczygła o Czechach. W przeciwieństwie do poprzedniego zbioru to opowieść o Czechach współczesnych. Nie ma tu jednak usilnej próby odmalowania obrazu całościowego i pokazania "jak to jest naprawdę", to raczej zbiór, jak to u autora, przezabawnych historyjek i anegdot.
Choć Czechy to kraj, który odwiedzamy chętnie i często mało wiemy o jego mieszkańcach, za pewnik biorąc, że w gruncie rzeczy są do nas podobni. Tymczasem daleko im do polskiego ponuractwa czy brania życia śmiertelnie poważnie. Szczygieł pokazuje kraj naszych sąsiadów przez pryzmat wizyty u weterynarza, ale też kontrowersyjnego rzeźbiarza Dawida Cernego, którego szokujących z naszej perspektywy rzeźb pełna jest Praga.
„Życie pasterza. Opowieść z krainy jezior” James Rebanks
James Rebanks odszedł ze szkoły jako nastolatek. Obrzydła mu nauka, w przyszłości chciał, podobnie jak jego ojciec i dziadek zajmować się tradycyjną hodowlą owiec. Tymczasem dołączył do grupy lokalnych chuliganów, którzy wieczory spędzali upijając się w małomiasteczkowych pubach i bijąc się na pięści. Mimo to, kiedy poznał Helen, dziewczynę, która dziś jest jego żoną, postanowił wrócić do szkoły. Maturę zdał na kursie wieczorowym dla dorosłych, a potem, niespodziewanie dostał się na Uniwersytet w Oxfordzie, otrzymując w dodatku pełne stypendium. Jednak ani znakomita edukacja, ani praca w jednej z londyńskich gazet nie wypleniła z niego miłości do Krainy Jezior. Rebanks wrócił na wieś, żeby wraz z ojcem pracować fizycznie na gospodarstwie.
„Życie pasterza” to rodzaj historii rodzinnej jakich próżno szukać na księgarnianych półkach. W czasach pogoni za światowymi stolicami mody/technologii/finansów/wstaw dowolne to opowieść o zachwycie korzeniami, które nas kształtują, związkach człowieka z naturą, ale i z własną rodziną. Książka Rebanksa to antycoachingowa odtrutka i piękna opowieść o relacjach ojciec-syn i zmieniających się porach roku (bez zbędnych opisów). Pozycja szybko trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa” i okazywała się sukcesem wydawniczym, w każdym kraju, w którym się ukazywała. Lektura „Życia pasterza” to urlop sam w sobie, spokój i pochwała powolności emanują tu z każdej strony.
„Beduinki na Instagramie” Aleksandra Chrobak
Po kilku latach w londyńskim banku, Ola, która od dawna pasjonowała się Bliskim Wschódem poczuła, że nie zniesie już brytyjskiej szarugi. Zaaplikowała do pracy jako stewardessa w arabskich liniach lotniczych i przeprowadziła się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jednego z najbogatszych państw świata.
Żeby napisać o życiu i poglądach poznanych kobiet po pięciu latach opuściła Emiraty, żeby prawdopodobnie nigdy już do nich nie wrócić, bowiem prawo zakazuje negatywnego wypowiadania się o kraju. Kategoria "negatywny" jest tu z kolei rozumiana bardzo szeroko. Opowiada o kobietach silnych i samodzielnych, jednak nie w europejskim rozumieniu. O tym jak ważny dla mieszkanek Emiratów jest piękny wygląd, mimo że bez zwyczajowych szat pokazują się tylko w domu. To opowieść o głębokich, kobiecych przyjaźniach ponad kulturami i kraju jak z „Tysiąca i jednej nocy”.