Po nowe lektury najczęściej sięgamy z okazji urlopu.
Po nowe lektury najczęściej sięgamy z okazji urlopu. 123rf zdjęcie seryjne / Wavebreak Media Ltd

Czytając dobry reportaż bawimy się porównywalnie, jak podczas lektury wciągającego kryminału, ale też, mamy wrażenie, że oto poznajemy od podszewki wycinek rzeczywistości. Słowem nauka i zabawa, jak w haśle reklamowym prywatnego przedszkola. Polecamy osiem mądrych książek reportażowych, które jednak nie zakłócą sielskiej atmosfery plażowo-leżakowej. Traumy i wojny po powrocie z urlopu.

REKLAMA
Pozycje z naszej listy są ubogacające, ale lekkie. Na domiar, jak to literatura faktu – gratyfikujące towarzysko. Nie streszcza się dalekim znajomym perypetii bohaterów powieści, natomiast z arsenałem anegdot z gatunku „wydarzyło się naprawdę” można brylować. Jeśli okaże się, że wszyscy z pracy byli już na Kanarach, zawsze będziecie mogli opowiedzieć jedną z tych historii... Wybór od klasyków gatunku po debiutantów, od nowości po książki, które na półkach księgarń swoje już odleżały.

„Wszystkie dzieci Louisa” Kamil Bałuk

W Holandii w latach 80. standardową procedurą w klinikach leczenia niepłodności był wywiad pozwalający określić profil oczekiwanego dawcy nasienia. I choć większość z przyszłych rodziców deklarowała, że pragnie, aby biologiczny ojciec był Europejczykiem, wśród pacjentów jednej z klinik na świat zaczęło przychodzić zastanawiająco wiele dzieci o śniadej karnacji. Kto by się jednak nad tym szczególnie zastanawiał, kiedy po latach starań spełnia się marzenie o macierzyństwie?
Po latach wychodzi na jaw, że pracujący w klinice lekarz stosował nowatorską metodę polegającą na mieszaniu nasienia różnych dawców, co miało zwiększyć szanse na zapłodnienie. I w istocie zwiększyło. Ojcem większości dzieci przychodzących na świat pod opieką lekarza był pochodzący z Ameryki Południowej Louis S. Mężczyzna cierpiący na łagodną formę autyzmu polegającą na hołdowaniu obsesyjnym zainteresowaniom i ograniczonej empatii postanowił zostać ojcem jak największej ilości dzieci.
Przez 19 lat oddawał nasienie różnym klinikom leczenia niepłodności płodząc w tym czasie ponad 200 dzieci. Po latach osoby urodzone z in vitro rejestrują się w bazie DNA, żeby poznać dane biologicznych ojców. Jedną z nich jest 25-letni Bjorn. Kiedy spotyka się z Louisem z przerażeniem odkrywa, że ten uważa się ze względu na swój reprodukcyjny sukces za nadczłowieka. Bjorn postanawia odnaleźć swoich braci i siostry.
O takich historiach nie słyszy się na co dzień. Z tego powodu pierwszej książce zaledwie 29-letniego autora łatwo przykleić łatkę samograja. Jednak bez umiejętności dawkowania napięcia „Wszystkie dzieci Louisa” można by określić co najwyżej publikacją udaną. Tymczasem debiut Bałuka nieoczekiwanie stał się bestsellerem i to nie dzięki kampanii reklamowej, ale poczcie pantoflowej urzeczonych czytelników. Wciąga, przeraża i fascynuje.
logo
„Wszystkie dzieci Louisa”, debiut Kamila Bałuka, ukazał się nakładem wydawnictwa Dowody na istnienie materiały promocyjne

„Ludzie z placu słońca” Aleksandra Lipczak

Gratka dla miłośników Andaluzji, flamenco i szynki Serrano. Jeśli raz za razem wracacie do Hiszpanii po więcej wrażeń to książka, którą przeczytać po prostu musicie. Lepsza niż wszystkie przewodniki, a do tego o ileż bardziej porywająca. To historie osobiste – a w tle kraj ze wszystkim swoimi urokami, od Barcelony po hiszpańskie przyczółki w Maroku – Ceutę i Melillę.
„Ludzie z placu słońca” niewiele mają wspólnego z ckliwymi lekturami opisującymi rajskie krainy Europy, są pełne akcji i wolne od sentymentalizmu. Poznajemy więc historię Pilar, która chciała stać się wzorem „nowej kobiety hiszpańskiej”, czy opowieść o mężczyźnie, który przez 30 lat nie wychodził z domu. W tle gorące podmuchy powietrza w madryckim metrze, gaje pomarańczowe i widmo generała Franco, o którym w Polsce wiemy mniej więcej tyle, że był.
logo
„Wniebowzięte” Anna Sulińska, wydawnictwo Dowody na istnienie materiały promocyjne

„Wniebowzięte” Anna Sulińska

Jeśli na rozmowie kwalifikacyjnej dziewczyna powiedziała, że lubi czytać książki, nie miała szans na pracę. Lektura zdaniem komisji wymagała samotności, a przecież stewardessy LOT-u musiały być towarzyskie i otwarte. Sulińska spotyka się z kobietami, które w czasach, gdy większość społeczeństwa nigdy nie była za granicą latały po całym świecie. Opowiada zabawne anegdoty i maluje obraz pracy pożądanej. Na pierwszy casting LOT-u, podczas którego wybrano sześć pierwszych „wniebowziętych” stawiło się ponad 300 młodych kobiet, wszystkim z nich natychmiast założono teczki.
Mimo wysokiego prestiżu swojej pracy, stewardessy w PRL-u zarabiały śmiesznie mało, więc nadrabiały handlując przywiezionymi towarami – w Nowym Jorku goniły za tiulem, we Frankfurcie kupowały leki, a w Kairze skórzane buty. „Wniebowzięte” to przede wszystkim fenomenalne anegdoty – o romansach z pilotami, ćwiczeniach „topienia” na basenie, kobiecych przyjaźniach na całe życie czy szalonych, zakrapianych lotach transatlantyckich (wówczas stewardessy nie mogły odmówić podania pasażerom alkoholu).
logo
„Wniebowzięte” Anna Sulińska, wydawnictwo Czarne materiały promocyjne

„Nowe życie” Sturis Dionisios

Jeśli w ogóle orientujemy się, że w Polsce PRL-owskiej mieszkała spora społeczność grecka, to przede wszystkim za sprawą piosenkarki Eleni. Kilkanaście tysięcy Greków i ich dzieci przeniosło się na ziemie odzyskane w 1949 roku z powodu wojny domowej.
Z malowniczych, górzystych osad i nadmorskich miasteczek gorącej Hellady trafili w sam środek komunistycznej rzeczywistości. Jakie były ich początki, jak odnaleźli się z pomocą Polaków w nowym domu i o tym, że zostali tu znacznie dłużej, niż planowali pisze Sturis Dionizos, polski dziennikarz urodzony w Salonikach.
Matka Sturisa, Polka wyszła za potomka Greków, którzy przybyli do naszego kraju w 1949 roku, w latach 80. wyjechała z mężem do Grecji, żeby po kilku latach powrócić do ojczyzny. Dionisios w zajmujący sposób opowiada o mało znanej karcie naszej historii. O tym, jak ciężko z musaki przejść na dietę ograniczoną tym, co w sklepach, przyzwyczaić się do szarugi za oknem i mały biały domek zamienić na M2 w wielkiej płycie. Nie jest to jednak historia smutna, ale opowieść o egzotycznej przyjaźni dwóch odmiennych kultur, która pełna była codziennych niespodzianek.
logo
„Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji” Sturis Dionisios, wydawnictwo Znak materiały promocyjne

„Egipt: haram, halal” Piotr Ibrahim Kalwas

„Halal” oznacza tyle co pozwolenie, „haram” to zakaz. O Egipcie, do niedawna ulubionym kierunku wakacyjnym polskich turystów opowiada przystępnie mieszkający od lat w kraju faraonów Polak. Prowadzi nas po zakamarkach miast, których nie zobaczycie na żadnej objazdówce i zdradza sekrety niedostępne turystom.
Jeśli nie należycie do osób, które zaliczają podróże zdjęciem na wielbłądzie i meldunkiem na Facebooku z gatunku „czuję się: bosko w: Szarm el–Szejk” książka Kalwasa jest właśnie dla was. Pomaga zrozumieć nieustającą fascynację Egiptem, nie dotykając przy tym banału (rafy + piramidy).
Autor rozmawia z Egipcjanami o sprawach trudnych i błahych, z praktykującymi muzułmankami, ale i w ateistami. „Egipt: haram, halal” to reportaż dla osób, które w Egipcie były i mają o nim swoje zdanie. Z kolei dla osób zaczynających dopiero swoją przygodę z północną Afryką lepsza może okazać się książka Kalwasa „Dom” wydana w 2010, czyli bezpośrednio po jego przeprowadzce do Aleksandrii.
logo
„Egipt: haram, halal” Piotr Ibrahim Kalwas, wydawnictwo Dowody na istnienie materiały promocyjne

„Zrób sobie raj” Mariusz Szczygieł

Kolejna, po obsypanym nagrodami „Gottland” książka Szczygła o Czechach. W przeciwieństwie do poprzedniego zbioru to opowieść o Czechach współczesnych. Nie ma tu jednak usilnej próby odmalowania obrazu całościowego i pokazania "jak to jest naprawdę", to raczej zbiór, jak to u autora, przezabawnych historyjek i anegdot.
Choć Czechy to kraj, który odwiedzamy chętnie i często mało wiemy o jego mieszkańcach, za pewnik biorąc, że w gruncie rzeczy są do nas podobni. Tymczasem daleko im do polskiego ponuractwa czy brania życia śmiertelnie poważnie. Szczygieł pokazuje kraj naszych sąsiadów przez pryzmat wizyty u weterynarza, ale też kontrowersyjnego rzeźbiarza Dawida Cernego, którego szokujących z naszej perspektywy rzeźb pełna jest Praga.
logo
„Zrób sobie raj” Mariusz Szczygieł, wydawnictwo Czarne materiały promocyjne

„Życie pasterza. Opowieść z krainy jezior” James Rebanks

James Rebanks odszedł ze szkoły jako nastolatek. Obrzydła mu nauka, w przyszłości chciał, podobnie jak jego ojciec i dziadek zajmować się tradycyjną hodowlą owiec. Tymczasem dołączył do grupy lokalnych chuliganów, którzy wieczory spędzali upijając się w małomiasteczkowych pubach i bijąc się na pięści. Mimo to, kiedy poznał Helen, dziewczynę, która dziś jest jego żoną, postanowił wrócić do szkoły. Maturę zdał na kursie wieczorowym dla dorosłych, a potem, niespodziewanie dostał się na Uniwersytet w Oxfordzie, otrzymując w dodatku pełne stypendium. Jednak ani znakomita edukacja, ani praca w jednej z londyńskich gazet nie wypleniła z niego miłości do Krainy Jezior. Rebanks wrócił na wieś, żeby wraz z ojcem pracować fizycznie na gospodarstwie.
„Życie pasterza” to rodzaj historii rodzinnej jakich próżno szukać na księgarnianych półkach. W czasach pogoni za światowymi stolicami mody/technologii/finansów/wstaw dowolne to opowieść o zachwycie korzeniami, które nas kształtują, związkach człowieka z naturą, ale i z własną rodziną. Książka Rebanksa to antycoachingowa odtrutka i piękna opowieść o relacjach ojciec-syn i zmieniających się porach roku (bez zbędnych opisów). Pozycja szybko trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa” i okazywała się sukcesem wydawniczym, w każdym kraju, w którym się ukazywała. Lektura „Życia pasterza” to urlop sam w sobie, spokój i pochwała powolności emanują tu z każdej strony.
logo
„Życie pasterza. Opowieść z krainy jezior” James Rebanks, wydawnictwo Znak materiały promocyjne

„Beduinki na Instagramie” Aleksandra Chrobak

Po kilku latach w londyńskim banku, Ola, która od dawna pasjonowała się Bliskim Wschódem poczuła, że nie zniesie już brytyjskiej szarugi. Zaaplikowała do pracy jako stewardessa w arabskich liniach lotniczych i przeprowadziła się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jednego z najbogatszych państw świata.
Żeby napisać o życiu i poglądach poznanych kobiet po pięciu latach opuściła Emiraty, żeby prawdopodobnie nigdy już do nich nie wrócić, bowiem prawo zakazuje negatywnego wypowiadania się o kraju. Kategoria "negatywny" jest tu z kolei rozumiana bardzo szeroko. Opowiada o kobietach silnych i samodzielnych, jednak nie w europejskim rozumieniu. O tym jak ważny dla mieszkanek Emiratów jest piękny wygląd, mimo że bez zwyczajowych szat pokazują się tylko w domu. To opowieść o głębokich, kobiecych przyjaźniach ponad kulturami i kraju jak z „Tysiąca i jednej nocy”.
logo
„Beduinki na Instagramie” Aleksandra Chrobak, wydawnictwo Znak Literanova materiały promocyjne

Napisz do autorki: helena.lygas@natemat.pl