Żeby było jasne: uważam, że poprzedni rząd w sprawie uchodźców też nie zachował się w porządku. Gdyby wtedy była zdecydowana postawa... A było kluczenie: może tak, może nie. Czy przyjmiemy 5 tys., czy 7 tys., to jest bez znaczenia, to wciąż znikoma ilość. Kłótnia o liczby jest kompletnie bez sensu. Tu nie o liczby, ale o fakt chodzi. Nie możemy uważać, że nas nie stać, że ci ludzie stanowią dla nas zagrożenie. A wraz z ich przyjazdem czekają nas tutaj tragedie, gwałty, morderstwa, czy że zabiorą nam naszą tożsamość religijną i narodową. Albo jesteśmy tacy słabi, że 7 tys. osób może całemu narodowi odebrać taką tożsamość, albo jesteśmy silni. Na coś trzeba się zdecydować. Jeżeli rzeczywiście zakładamy, że 7 tys. odbierze nam tożsamość narodową, to słabo z nami jako narodem.
Ciągle nam się powtarza, że rząd chroni nas przed falą uchodźców.
Nie chcę komentować wypowiedzi polityków. Natomiast uważam, że niewątpliwie narracja strachu przed uchodźcami i wmawianie nam, że to są gorsi ludzie, robactwo, jest bzdurą. Dziwi mnie, że my jako naród dajemy sobie to wmówić, że dajemy sobie wmówić strach. Ludźmi przestraszonymi jest łatwo rządzić. Apeluję do Polaków, żeby jednak nie dali się zastraszyć. Biskup Zadarko mówił mi, że jeżeli zada się pytanie: czy pomógłbyś, czy przyjąłbyś matkę z dzieckiem, którzy uciekają przed wojną, to bodajże 53 proc. Polaków paradoksalnie powiedziało "tak". Fakt, że jednak wiele ludzi wpłaca na pomoc w
Syrii świadczy, że chęć pomocy jest, ale zagłuszana przez lęk.
Szefowa polskiego rządu powiedziała, że pomoc humanitarna jest naszym obowiązkiem, ale nie w Polsce, a na miejscu. Jak można pomóc np. w Syrii, Libanie?