Janina Ochojska, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej
Janina Ochojska, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Reklama.
Jeszcze parę miesięcy temu wytykano Pani komentarz o "sierotach z Aleppo" i przypisywano prawicowe poglądy. Teraz zarzucają Pani dwulicowość.

Zarzucano mi już dwulicowość, prawicowość, lewactwo. Staram się podkreślać swoją niezależność i apolityczność. To jest dla mnie niezwykle ważne i tego się trzymam.

Przyjęłaby Pani uchodźców pod swój dach?
Absolutnie tak. Ale to nie jest związane z żadną postawą polityczną. To jest postawa przyzwoitego człowieka, który nie wyobraża sobie, że można byłoby nie pomóc ludziom w potrzebie. A w dodatku my Polacy mamy możliwość, by pomóc. To nie będzie nas wiele kosztowało, bo dostaniemy na przyjęcie uchodźców pieniądze z Unii Europejskiej. Nie brakuje nam miejsca. Są gotowe społeczności, by przyjąć tych ludzi. Poza tym uważam, że uchodźcy stanowią pewną wartość dodaną dla społeczności. Kiedyś byliśmy o wiele bardziej przychylni w kwestii przyjmowania uchodźców, w stosunku do ich tragedii. Współczuliśmy.

A teraz wolelibyśmy wyjść z UE niż przyjąć uchodźców – to wnioski płynące z sondażu IBRiS dla "Polityki". Pani wspomniała niedawno, że to efekt polityki straszenia Polaków uchodźcami.
Żeby było jasne: uważam, że poprzedni rząd w sprawie uchodźców też nie zachował się w porządku. Gdyby wtedy była zdecydowana postawa... A było kluczenie: może tak, może nie. Czy przyjmiemy 5 tys., czy 7 tys., to jest bez znaczenia, to wciąż znikoma ilość. Kłótnia o liczby jest kompletnie bez sensu. Tu nie o liczby, ale o fakt chodzi. Nie możemy uważać, że nas nie stać, że ci ludzie stanowią dla nas zagrożenie. A wraz z ich przyjazdem czekają nas tutaj tragedie, gwałty, morderstwa, czy że zabiorą nam naszą tożsamość religijną i narodową. Albo jesteśmy tacy słabi, że 7 tys. osób może całemu narodowi odebrać taką tożsamość, albo jesteśmy silni. Na coś trzeba się zdecydować. Jeżeli rzeczywiście zakładamy, że 7 tys. odbierze nam tożsamość narodową, to słabo z nami jako narodem.

Ciągle nam się powtarza, że rząd chroni nas przed falą uchodźców.

Nie chcę komentować wypowiedzi polityków. Natomiast uważam, że niewątpliwie narracja strachu przed uchodźcami i wmawianie nam, że to są gorsi ludzie, robactwo, jest bzdurą. Dziwi mnie, że my jako naród dajemy sobie to wmówić, że dajemy sobie wmówić strach. Ludźmi przestraszonymi jest łatwo rządzić. Apeluję do Polaków, żeby jednak nie dali się zastraszyć. Biskup Zadarko mówił mi, że jeżeli zada się pytanie: czy pomógłbyś, czy przyjąłbyś matkę z dzieckiem, którzy uciekają przed wojną, to bodajże 53 proc. Polaków paradoksalnie powiedziało "tak". Fakt, że jednak wiele ludzi wpłaca na pomoc w Syrii świadczy, że chęć pomocy jest, ale zagłuszana przez lęk.

Szefowa polskiego rządu powiedziała, że pomoc humanitarna jest naszym obowiązkiem, ale nie w Polsce, a na miejscu. Jak można pomóc np. w Syrii, Libanie?
Polska Akcja Humanitarna jest obecna w Syrii od marca 2013 roku i skutecznie tam pomagamy. W tej chwili pomagamy około 300 tys. osób w ponad 50 obozach w prowincjach Idlib i Aleppo. Chcę zdecydowanie powiedzieć, że pomoc na miejscu nie usprawiedliwia odmowy pomocy ludziom, którzy są już w Europie, mieszkają w trudnych warunkach. Przyjęcie ich tu – pod nasz dach, do naszej ojczyzny byłoby dla nich ogromną pomocą w przetrwaniu tej wojny. I choć byśmy pomagali dziesięć razy więcej na miejscu, to nie usprawiedliwia faktu, że niepomaganie tu jest czymś złym. To odmowa istotnej pomocy osobom, które tego potrzebują.

Myśli Pani, że można jakoś przekonać niektórych Polaków w kwestii uchodźców?

Pewnie, że tak. Tylko kto to najlepiej zrobi? Ci, którzy czytają media prawicowe muszą to zobaczyć właśnie tam. Ci, którzy sięgają po te liberalne śledzą, co te media napiszą, powiedzą, pokażą. Niestety Polska się podzieliła i ludzie czytają określone media, a te są za lub przeciw.
Ale są też publicyści, którzy uznawani są za liberalnych, a są przeciwni przyjmowaniu uchodźców. Marcin Meller naraził się wielu stwierdzając, że "powściągliwość przed przyjmowaniem imigrantów muzułmańskich nie jest zła."

Powiedzenie, że zagrożenie jest w terroryzmie oznacza, że stawiamy znak równości między uchodźcami a terrorystami. Co nie jest prawdą. 36 milionów obawia się 7 tys. A to wszystko jest obstawione kłamstwa. Powinniśmy chcieć wiedzieć więcej o uchodźcach. Mówi się, że te 7 tys. sprowadzi miliony. To jest niemożliwe. Bo polskie prawo uznaje łączenie rodziny tylko w najbliższym kręgu, czyli matka, ojciec, dzieci. W związku z czym żadni kuzyni, teściowie, dalsza rodzina nie mogą przyjechać. Owszem, po iluś latach, gdy te osoby uzyskają obywatelstwo, to mogą ściągnąć kogoś, ale muszą to całkowicie sfinansować i udowodnić, że są w stanie taką osobę utrzymać. Mówienie o tych milionach jest kłamstwem. Nie widzę zagrożenia, a mam bardzo duże doświadczenie w pracy z ludźmi z krajów muzułmańskich. I jest to jak najbardziej pozytywne doświadczenia. A ekstrema są w każdym narodzie. Też mamy najróżniejsze ekstrema. Nawet jeśli wśród tych 7 tys. znajdzie się jedno czy dwa, to nie jest to jeszcze zagrożenie dla narodu. A poza tym tego nie wiemy: spróbujmy, przyjmijmy.

A jaka jest w tym rola Kościoła? Biskup Pieronek mówił, że przyjmowanie uchodźców to nasz obowiązek.
Jeżeli ktoś mógłby wyzwolić Polaków z tego strachu przed uchodźcami, to jest to tylko Kościół. Tylko Kościół ma taką siłę i zdecydowana postawa Kościoła oraz list odczytany w każdej parafii na pewno zmieniłby stosunek Polaków do uchodźców. I tych wierzących, i tych niewierzących. Postawa Kościoła według mnie jest decydująca. Jest wielu biskupów i księży, którzy popierają przyjęcie uchodźców, ale to musi być bardzo zdecydowany i powszechny głos. To jest chyba jedyna siła, która miałaby wpływ na zmianę postaw Polaków i zmniejszenie tego strachu.