Niepozorny program o nieruchomościach w kilkanaście minut wyłożył życiową prawdę wartą więcej niż 100 spotkań z coachami i trenerami rozwoju osobistego. Słyszeliście powiedzonko "nigdy nie jest za późno na realizację marzeń". Historia milionera z woj. warmińsko-mazurskiego pokazała, że czasami może być jednak za późno.
Na dom marzeń, zakup lasu, okolicznych pól i urządzenie przepięknej rezydencji wydał 10 mln złotych. To realizacja marzenia z dzieciństwa. Tak zaczyna się pokazana na kanale Domo+ historia pana Adama.
Z bohaterem programu Domo+ nie udało nam się skontaktować. Sam o sobie mówił, że działał w branży nieruchomości. Program dotyczył wartych miliony posiadłości na Mazurach, jednak pokazał coś znacznie ważniejszego.
Zaprezentowano bajkową rezydencję. Oprócz 600-metrowego domu z basenem i przyległym kortem tenisowym była również stajnia na sześć koni, 7 hektarów malowniczych pagórków, wiejska kapliczka, dwa stawy, wyspa, kawał lasu. Po to, by mieć święty spokój, bohater odkupił nawet dom od najbliższych sąsiadów. A z fanaberii urządził jeszcze pub, plac przygotowany pod budowę lądowiska dla śmigłowców. "To moje, tamto moje, najlepsze, jedyne takie" – powtarzał bohater.
Czego brakowało w idealnej rezydencji? Ludzi. Tam nie było żywego ducha. Stajnia bez koni i koniuszego, basen bez wody, sypialnie z idealnie zaścielonymi łóżkami, bo 15-18 osób z jego rodziny rzadko znajduje czas, by tam przyjechać. Do kamery pada szczere wyznanie.
Wiosną tego roku rezydencja była do sprzedania za 3,4 mln zł. To już mniej niż jedna trzecia wartości odtworzeniowej. Nie chodzi zresztą o pieniądze, a nawet czas poświęcony na dopracowanie siedliska w najdrobniejszych szczegółach. Tym idealnym domem gospodarz cieszył się zaledwie przez około 10 lat. Pozostało wspomnienie po chrzcinach wyprawianych na 60 osób.
Polacy już tak nie żyją
Ostatnie aktualne oferty opiewają na 2,9 mln. Agent z jednego z biura nieruchomości obsługującego ofertę mówi naTemat , że projekt jest trudny: – Taki dom mogłaby zapełnić duża wielopokoleniowa rodzina z dziećmi. Polacy chyba już tak nie żyją. Rezydencja zostanie sprzedana, o ile znajdzie się, ktoś kto urządzi tam hotel, czy luksusową klinikę dla osób chcących odciąć się od świata – przewiduje.
Powiedzieć, że pieniądze szczęścia nie dają, byłoby zbyt banalne. Trudno też diagnozować jeden przypadek. Jednak psycholog Tomasz Kozłowski mówi, że z własnej praktyki zna mnóstwo podobnych historii. – Chodzi o ludzi z pokolenia pamiętającego PRL, dla których celem było nadrobienie biedy i niedostatków, jakich doświadczyli w młodości. Wielu z nich po osiągnięciu sukcesu w biznesie przystąpiło do realizacji największego marzenia w życiu. Tyle że szczęściem nie było się już z kim dzielić. Realizując cel, często zapominali o swoim życiu osobistym, o znajomych, rodzinie – mówi naTemat.
To ile pieniędzy, daje szczęście
Poziom szczęścia rośnie wraz z dochodami, ale tylko do poziomu 75 tys. dolarów rocznie. To ustalenia dwójki naukowców: Daniela Kahnemana oraz Angusa Deatona z Center for Health and Wellbeing na Uniwersytecie Princeton. Następnie poziom "zadowolenia z życia" bardziej zależy nie od majątku, lecz stopnia zżycia z rodziną czy przyjaciółmi.
Kozłowski dodaje, że stała grupa pacjentów psychologów to osoby, które założyły kiedyś, że ich życiowym celem jest osiągnięcie bogactwa. Zdobywają kolejne życiowe trofeum, jednak realizacja zamierzenia nie daje im szczęścia. Problemowi poświęcił trochę miejsca w swojej książce pt. "Historia tysiąca lęków". Zadzwonił do niego jeden z czytelników. "Panie Tomaszu, po przeczytaniu postanowiłem zamknąć firmę i objechać świat dookoła. Pozdrawiam z Singappuru"
Czas na bezcenną radę. Planujesz budowę idealnego domu? Zabierz się do tego przed 40-tką, a oprócz budżetu, pomyśl, z kim będziesz dzielił szczęście przez długie lata.
Reklama.
Adam
właściciel rezydencji na Mazurach
Mój dziadek był obszarnikiem, miał własne lasy, własne grunty. I ja też chciałem mieć swój własny las. Kiedy spotykałem się towarzystwie, inni marzyli o samochodach i o wyjazdach. Ja chciałem mieć coś takiego.
Adam
właściciel rezydencji w Biesowie na Mazurach
Dlatego sprzedajemy tę nieruchomość, ponieważ dzieci się usamodzielniły i odeszły. Zostaliśmy z żoną we dwójkę. Nasz stan zdrowia zaczął się pogarszać i nie jesteśmy już w stanie tutaj dłużej przebywać. Chcielibyśmy wrócić do miasta, bliżej szpitala, bliżej kościoła.