W polskich górach jest kilka takich szczytów, które szczególnie upodobali sobie samobójcy. Ileż trzeba mieć w sobie siły i samozaparcia, by z taką myślą iść szlakiem godzinę, dwie, nawet cztery, wspinać się mozolnie wysoko, a potem rzucić się w przepaść. – Jednego roku może być kilka takich zdarzeń, innego wcale, ale się zdarzają – mówią ratownicy TOPR. Najczęściej jesienią, choć nie ma reguły. Wiek też nie ma znaczenia, choć najczęściej są to podobno młodzi ludzie. Przerażające.
To nie jest trend, ani moda. Nie nasila się. Ale każdy taki przypadek jest wstrząsający. Choć nie w takiej skali, to działa na wyobraźnię niczym słynne na świecie mosty samobójców.
W polskich górach w większości są to przyjezdni, ale niekoniecznie. – Zakopiańczyków i mieszkańców Podhala też to dotyczy – przyznaje ratownik TOPR Adam Marasek. Inny mówi, że o takich przypadkach słychać najczęściej, gdy wieje halny. – To prawda. Są takie szczyty, o których w takim kontekście najczęściej się mówi – dodaje. Na ogół jednak ratownicy bardzo niechętnie poruszają ten temat. Nie chcą nikogo zachęcać. Choć i tak wiele w ostatnich latach już tym pisano.
"Krótkie wejście szlakiem na Nosal. Potem krok w przepaść"
Nosal jest jedną z tych gór. Niewielki szczyt u podnóża Zakopanego, popularny zwłaszcza zimą wśród narciarzy. – To góra samobójców, ciągle słychać, że ktoś z niej skoczył – intryguje znajomy. Snuje opowieść o tym, że przed laty skoczył z niej nawet jeden z przewodników tatrzańskich. – Ciągle ten Nosal, sprawdź w internecie – mówi.
Było kilka takich przypadków z Nosalem w roli głównej. Jeden, chyba najbardziej drastyczny, dotyczy 52-letniej kobiety, księgowej z zakopiańskiego hotelu Mercure Kasprowy, która dużo chodziła po górach. "Wyszła z pracy, wsiadła w taksówkę, podjechała do Alei Przewodników Tatrzańskich. Krótkie wejście szlakiem na Nosal. Potem krok w przepaść. Pakujący ciało do plastikowego worka znaleźli przy niej pożegnalny list i pracowniczy identyfikator hotelu Mercure Kasprowy" – opisywał "Tygodnik Podhalański".
Gdy TOPR zawiadomił byłą dyrektor hotelu, kobieta powiedziała: – Tyle lat mieszkam w Zakopanem, dopiero teraz, w tak dramatyczny i tragiczny sposób dowiedziałam się, że to góra samobójców.
"Bo jest blisko"
Ryszard Gajewski, doświadczony himalaista i ratownik TOPR mówi, że jak jest sygnał o śmiertelnym zdarzeniu na Nosalu, to zakłada się prawie na 100 procent jest to wypadek samobójczy. Na Giewoncie łatwiej się np. poślizgnąć. – Dlaczego Nosal? – pytam. – Bo jest blisko – odpowiada. – Były też przypadki, że np. młody chłopak powiesił się po prostu na Nosalu, na drzewie.
Sam Gajewski brał udział w czterech akcjach związanych z samobójstwami. Pamięta na przykład taką, gdy młody chłopak wypił pół litra wódki i skoczył ze Zmarzłej Przełęczy. Był też przypadek na Świnicy kilka lat temu, gdy młody człowiek rzucił się w przepaść.
– Jeżeli rzuca się kobieta to najczęściej owija głowę jakimś swetrem czy kurtką. Z 8 czy 10 lat temu, pamiętam, jak już zobaczyliśmy z góry, że jest owinięta, to już było wiadomo, że to będzie kobieta – mówi Ryszard Gajewski.
"Giewont ma prawie pionowe ściany"
Nosal nie jest jedyny. Ratownicy twierdzą, że częściej jednak wybierany jest Giewont.
– Od zawsze przyciągał samobójców, jeszcze przez I wojną światową – mówi Ryszard Gajewski. – Ma prawie pionowe ściany. I też jest w miarę blisko. Jak wiadomo, skąd taka osoba skoczyła, to jest pewność, po co się idzie – dodaje Adam Marasek.
Na portalu wiecznatulaczka.pl pojawiła się relacja innego ratownika TOPR z akcji ratowania samobójcy na Giewoncie. "Pamiętam takie zdarzenie, gdy zaraz z samego rana zadzwoniła dziewczyna ze schroniska na Kondratowej; otwierając schronisko znalazła list pozostawiony na ławce przy wejściu. Jak się okazało, był to list pożegnalny. Autor napisał, że udaje się na Giewont, aby skoczyć, bo się nieszczęśliwie zakochał" – opisywał Zdzisław Hoły. Niedoszłego samobójcę również udało się uratować.
Zresztą w kronikach TOPR co jakiś czas można znaleźć takie doniesienia, jak to, z maja tego roku:
I Sokolica w Pieninach
Jest jeszcze jedna góra, o której w takim kontekście mówią GOPR-owcy. – To Sokolica nad Dunajcem – mówi Edmund Górny, ratownik z beskidzkiej jednostki. U nich, w Beskidach, takich szczytów nie ma, ale próby samobójcze też się zdarzają.
– Są albo skuteczne albo nie – mówi. Ostatnia skuteczna nie była. Kilkanaście dni temu, przez całą noc, kilkadziesiąt osób poszukiwało młodego człowieka, który był na Jaworzynie i zadzwonił na numer Centrum Powiadamiania Ratunkowego, że chce odebrać sobie życie. Policja, strażacy i GOPR przeczesali w nocy zbocza góry, nikogo jednak nie znaleźli.
Okazało się, że mężczyzna dotarł do swojego wynajmowanego mieszkania i poszedł spać. Niewykluczone, że teraz będzie miał zupełnie inne kłopoty natury prawnej. Ale być może na górskim szlaku miał czas na przemyślenia i w ostatniej chwili zrezygnował ze swoich planów. Oby tylko tak takie wyprawy się kończyły.
Reklama.
Udostępnij: 526
poznajpolske.onet.pl
o zdarzeniu w 2005 roku
"Dwoje Słowaków odpoczywa na wierzchołku Świnicy. Nadchodzi młody mężczyzna. Rzuca ku nim: - Serwus. I skacze w przepaść. Wstrząśnięci tym Słowacy schodzą ze szczytu, idą na Kasprowy Wierch i telefonicznie zawiadamiają TOPR". Czytaj więcej
"Rzeczpospolita", 2012 rok
fragment artykułu
"Ratownicy TOPR uratowali na Giewoncie 48-letniego turystę z województwa świętokrzyskiego, który chciał popełnić samobójstwo. Lekarze stwierdzili, że to chwilowa depresja. Po podaniu środków uspokajających zwolniono go do domu. Znad przepaści na Siodłowej Turni udało się mężczyznę ściągnąć niemal w ostatniej chwili. Uciekał przed ratownikami i prawdopodobnie był pod wpływem środków odurzających". Czytaj więcej