Świętujących na placu Tahrir obywateli Egiptu w pewnym momencie poniosły emocje. Kilkudziesięciu mężczyzn zaatakowało w brutalny sposób dziennikarkę, Natashę Smith. Gdyby nie szybki ratunek, oprócz rozebrania kobiety, mogło dojść do najgorszego. Jak sama przyznaje, przez długi czas myślała, że umrze.
Do wydarzenia doszło w Kairze na głównym placu miejskim, Tahrir, gdzie mieszkańcy świętowali wyniki niedawnych wyborów. Kobieta znalazła się na miejscu wraz z dwoma ochraniającymi ją mężczyznami. Pojawiła się tam, aby nagrać powyborczą fiestę. Młoda dziennikarka przygotowywała materiał do krótkiego filmu dokumentalnego o prawach kobiet na Bliskim Wschodzie.
Jak pisze na swoim blogu, kobieta w pewnym momencie została oddzielona od swojej ekipy przez napierający tłum. Wraz z nim przesunęła się o kilkadziesiąt metrów. Tam otaczający ją mężczyźni nagle, z rosnącą agresją zaczęli zrywać z niej ubrania. Najpierw kurtkę, później buty. Jak sama tłumaczy, koszulę którą miała na sobie po prostu porwano na strzępy, i to w sposób dla niej bolesny.
Na jej szczęście w tłumie znalazło się kilku mężczyzn, którzy starali się ją bronić. I chociaż trwało to, jak tłumaczy sama kobieta, całą wieczność, w końcu udało im się zaciągnąć ją do namiotu medycznego. Naga została zaciągnięta po ziemi do środka. Tam znów dopadła ją agresywna grupa, która ciągała ją po podłodze. Mężczyźni szczególnie upodobali sobie jej blond włosy, jedyny znak świadczący o jej zachodnim pochodzeniu, za które po prostu brutalnie rwali.
Wtedy obrońcy przeciągnęli ją do kolejnego namiotu, tuż obok, gdzie utworzyli ze swoich ciał mur oddzielający ją od reszty mężczyzn. Do namiotu podjechać próbował ambulans. Agresywnie nastawieni mężczyźni wskoczyli jednak do kabiny, każąc kierowcy zawrócić.
Natasha na swoim blogu napisała o tym, co myślała w tamtym momencie: "Zaczęłam się zastanawiać: może to jest mój koniec. Może tak właśnie umrę (…). Mam nadzieję, że przynajmniej wszystko skończy się szybko. Mam nadzieję, że umrę zanim mnie zgwałcą".
Wtedy straciła przytomność. Dziennikarka obudziła się w ramionach kilku kobiet, otoczona mężczyznami, którzy ubierali ją w typowo lokalny strój. Na głowę założono jej burkę, zasłaniając charakterystyczne blond włosy. W ten sposób wyprowadzona została poza plac. Z miejsca wydostać się pomógł jej Egipcjanin, udając że kobieta jest jego żoną.
Po wszystkim okazało się, że mężczyźni zaatakowali kobietę, bo w tłumie zaczęła rozchodzić się plotka, że jest zachodnim szpiegiem. – Myślę jednak, że to był tylko pretekst. Wymówka, która pozwoliła im napastować seksualnie młodą blondynkę z Europy – powiedziała później Smith.
– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dowiadujecie się o moim przypadku tylko dlatego, że jestem dziennikarką. Takich sytuacji w tamtym kraju i w regionie, ze względu na kulturowe przyzwolenie, jest jednak tysiące – powiedziała w wywiadzie dla CNN.
Nie jest to pierwszy tego typu przypadek. W lutym tego roku podobna historia przydarzyła się w Egipcie innej dziennikarce Laurze Logan, reporterce ze Stanów Zjednoczonych, która zaatakowana została w podobny sposób. Takie "grupowe ataki" w regionie zdarzają się dużo częściej. Zazwyczaj te działania pozostają bez konsekwencji dla sprawców.