Dla jednych paskudne, dla innych wybitne. Nikt nie odmówi im oryginalności. Plakaty filmowe z Afryki to zupełnie wyjątkowa gałąź sztuki. Tak jak Polacy mieli swoją szkołę plakatu, tak i oni mają swoją, uliczną. Zobaczcie, jak reklamowali pokazy obwoźnych kin m.in. w Ghanie. I właśnie o tym rozmawiamy z autorem jedynej takiej strony w internecie: Dawidem Gryzą. Od lat gromadzi ręcznie malowane dzieła ulicznych artystów.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Skąd takie zainteresowanie plakatami z Ghany? Trochę się domyślam, bo sam bacznie śledzę twoją stronę od lat, jednak jak odkryłeś te perełki i skąd je bierzesz?
Na pierwszy plakat namalowany w Ghanie trafiłem przygotowując recenzję filmu na jeden ze swoich blogów: Kocham Dziwne Kino. Był to ręcznie namalowany plakat reklamujący film "Scanner Cop", a urzekła mnie jego swoista nieporadność. Widniała pod nim informacja, że został namalowany w Ghanie. Postanowiłem sprawdzić czy uda mi się odnaleźć więcej podobnych perełek.
Ku mej radości okazało się, że tak. Niestety nie znalazłem żadnego serwisu, który katalogowałby te osobliwe dzieła sztuki, jedynie kilka artykułów bazujących w zasadzie na ok. 20 tych samych plakatach. Wówczas podjąłem decyzję, że założę na Facebooku stosowny fanpage, który uzupełni tę lukę. Od tamtej pory regularnie wertuję internet w poszukiwaniu kolejnych arcydzieł. Uzbierało mi się już tego kilka tysięcy.
Dlaczego te plakaty wyglądają jak wyglądają? W dobie komputerów są ręcznie malowane, ale bynajmniej nie w celach artystycznych?
Wszystko zaczęło się w latach 80. wraz z rozkwitem magnetowidów i filmów na kasetach wideo. Kilku przedsiębiorczych biznesmenów z Ghany postanowiło uruchomić obwoźne kina, czy jak oni to nazywali - wideokluby. Dysponując samochodem, magnetowidem, telewizorem oraz agregatem prądu, mogli jeździć od wioski do wioski i dostarczać złaknionym tego typu rozrywki rodakom. Aby jednak wieść o pokazach szybko rozniosła się po wioskach, potrzebna była stosowna reklama. Tak narodziły się ręcznie malowane, wielkoformatowe plakaty filmowe.
Ręcznie malowane plakaty mogą być ładne. Wystarczy wspomnieć te nasze polskie sprzed lat. Dlaczego te z Ghany są, nie oszukujmy się i mówmy wprost: paskudne?
Gdy już szef wideoklubu wchodził w posiadanie jakiegoś filmu, chciał jak najszybciej ruszyć z nim w trasę. Zamawiał więc u miejscowego artysty plakat, który nie pozostawi wątpliwości, że dany tytuł trzeba koniecznie obejrzeć. Jeśli film był krwawy - plakat musiał być jeszcze bardziej krwawy, jeśli była w nim golizna - musiał epatować seksem. A jeśli nie miał żadnego z powyższych atutów - to tym bardziej takie rzeczy musiały znaleźć się na plakacie. Czasu na wykonanie zlecenia było niewiele, a artyści starali się jak potrafili. Dodać należy, że żaden z nich nie ukończył Akademii Sztuk Pięknych. Malowali jak natchnął ich Bóg (bo wierzyli, że jest to dar od Boga). A z tym, że są "paskudne" absolutnie się nie zgodzę.
To co w takim razie ciebie najbardziej urzeka w tych plakatach? Które są w czołówce ulubionych?
Urzeka mnie pasja, z jaką są one tworzone. Najbardziej podoba mi się inwencja twórcza, czyli jak autor nie tylko kopiuje z oryginału, ale dokłada możliwie jak najwięcej od siebie. Wśród moich ulubionych są te do "Pani Doubtfire", "Anakondy" i "Wyspy Skarbów". Lada dzień powinna się pojawić książka o saotomejskim malarstwie reklamowym. Będzie tam także wzmianka o plakatach filmowych z Ghany.
U nas też "za komuny" malowano plakaty w ciemno, no ale to było kilka dekad temu. W Ghanie ten zwyczaj nadal jest praktykowany, bo widziałem, że powstają postery do współczesnych produkcji. Jak wygląda sytuacja tego kraju?
W Ghanie zaczęło się to mniej więcej w połowie lat 80. i funkcjonowało do drugiej połowy lat 90. Później coraz więcej osób stać było na własne telewizory i magnetowidy, następnie na komputery. Wówczas nastąpił spadek zainteresowania tą formą rozrywki. Renesans nastąpił wraz z upowszechnieniem się internetu. Wówczas o ręcznie malowane plakaty zaczęli upraszać się kolekcjonerzy oraz galerie sztuki.
Widzę też plakaty polskich filmów!
Zostały one namalowane przez artystów z Konga (widać zdecydowanie inny sznyt) na zamówienie Cecilli Zoppelletto (ona w każdym razie była kuratorką wystawy) z Konina, na potrzeby tegorocznej edycji Festiwalu Afrykamera. Wystawa była poprzedzona moją prelekcją o tradycji zachodnioafrykańskiego plakatu. Te plakaty mają mniejszy format niż te z Ghany i zostały namalowane na kartonach, a nie na płóciennych workach po mące.
Czy tylko plakaty są tam takie, czy może i filmy są jakoś przerabiane, cenzurowane lub upiększane?
Reżim wojskowy, który panował w Ghanie w latach 70. zakazywał importowania do kraju wielkoformatowych maszyn drukarskich. Trzeba było sobie jakoś radzić. Jedynym dostępnym płótnem były worki od mąki – malowano więc na nich. Ale nie tylko plakaty. Malowano również szyldy, znaki, reklamy - z tym, że te raczej na drewnie. Filmy to osobny temat. Największym przemysłem filmowym w Afryce i drugim co do wielkości na świecie może pochwalić się leżąca nieopodal Nigeria (Nollywood) – wg badań Unesco, bodaj z 2013 roku, Nigeria była tuż za Bollywood, przed Hollywood, jeśli chodzi o ilość produkowanych rocznie filmów. Ale Ghana (Ghallywood) też radzi sobie całkiem nieźle.
To jak w takim razie to się tam wszystko kręci? Nie widziałem ani jednego filmu z Nigerii i Ghany. Są jakieś godne polecenia przykłady?
W samej Ghanie nie mam pewności, jak to wygląda liczbowo, ale w Nigerii w 2013 roku wyprodukowano 1844 (dla porównania w Polsce pełnych metraży kręci się ok. 50).
Jest to kino bardzo specyficzne, praktycznie nie do przeszczepienia na inny grunt. Nie ma co oczekiwać, że zawładnie gustami Polaków jak swego czasu produkcje z Bollywood.
Olbrzymia część tych filmów jest do obejrzenia na YouTube, ale konia z rzędem temu, kto obejrzy choćby 10 z nich (śmiech).
Robiłeś też wystawę plakatów z Konga. Jest Ghana. Co z resztą Afryki? Rozumiem, że teraz już są rozwieszane "normalne" plakaty?
Ręcznie malowane plakaty były także w Liberii (jest osobny album na fanpage'u ). Technika była podobna jak w Ghanie, ale były zdecydowanie mniej krwawe. Współcześnie nie istnieją już objazdowe kina, w każdym razie nie ma ich tyle co kiedyś, plakaty są drukowane. Natomiast tradycja ręcznie malowanych plakatów, reklam, szyldów w dalszym ciągu jest praktykowana. Plakaty malowane są gównie na zamówienia kolekcjonerów lub galerii sztuki. Jednym z największych zleceniodawców jest Brian Chankin, właściciel filmowej biblioteki z Chicago oraz galerii "Deadly Prey Gallery".
A co myślisz o "normalnych" plakatach? Jak dla mnie, niemal wszystkie wyglądają tak samo tj. przede wszystkim głowy bohaterów są koncentrowane na środku, a wokół są jakieś cechy charakterystyczne dla filmu jak wybuchy lub pojazdy. Tylko te fanowskie przedstawiają jakiś poziom artystyczny.
Współczesne, oficjalne plakaty kinowe stoją na bardzo niskim poziomie. Szczególnie w Polsce. Odnoszę wrażenie, że dystrybutorzy idą po linii najmniejszego oporu, albo wręcz dają zarobić zaprzyjaźnionym agencjom reklamowym. Dużo lepiej prezentują się plakaty fanowskie. To one powinny reprezentować filmy. Ale w obecnych czasach plakat jest tylko dodatkiem. Przecież to nie on skłania widza do wybrania się do kina jak to bywało kiedyś. W dobie internetu widz na długo przed premierą wie czy pójdzie na dany film, może się do niego odpowiednio przygotować. Plakat stał się jedynie dodatkiem, takim złem koniecznym. Szkoda.