Najostrzej na dwa prezydenckie weta do nowych ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa reaguje Solidarna Polska. Najpierw kilka bezpardonowych ataków na Andrzeja Dudę przeprowadziło kierownictwo zdominowanego przez tę część koalicji rządzącej Ministerstwa Sprawiedliwości, a teraz prezydenta stanowczo skrytykowano w specjalnym oświadczeniu partii Zbigniewa Ziobry. Czy na tym walka z Dudą się jednak zakończy? A może szef Solidarnej Polski spełni wreszcie groźby sprzed lat i upubliczni rzekome haki mogące skompromitować obecnego prezydenta?
"Decyzja o wecie jest niezrozumiała" – czytamy w specjalnym oświadczeniu Solidarnej Polski na temat decyzji Andrzeja Dudy o zawetowaniu nowych ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. A potem jest tylko ostrzej. "Cofa proces uzdrowienia polskiego sądownictwa. Ponadto okoliczności złożenia weta stworzyły zachętę do generowania kolejnych protestów ulicznych i nieparlamentarnego zachowania totalnej opozycji, która do dziś nie może się pogodzić z demokratycznym wynikiem wyborów" – tak partia Zbigniewa Ziobry ocenia działania prezydenta.
Emocje buzujące w politykach Solidarnej Polski można zrozumieć: to oni okazali się największymi przegranymi ostatnich dni. Bo Andrzej Duda nie tylko zablokował niekonstytucyjne ustawy i dążenia koalicji rządzącej do przejęcia pełnej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości i wynikami każdych kolejnych wyborów. Weta były także głośnym "nie" dla próby uczynienia głowy państwa notariuszem ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Jak daleko może więc zajść zemsta za pokrzyżowanie tych planów?
We wtorkowe popołudnie prawa ręka Zbigniewa Ziobry, wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki stwierdził, że prezydent Andrzej Duda mówił nieprawdę na temat tego, iż nie konsultowano z nim kontrowersyjnych ustaw. – Przyjdzie pewnie czas, że będziemy więcej na ten temat mówili – dodał enigmatycznie. To natychmiast przypomniało, co jego pryncypał mówił o Andrzeju Dudzie, gdy pierwszy raz obaj krakowscy prawnicy się poróżnili. A było to w 2014 roku, kiedy kandydaci Solidarnej Polski nie zdobyli ani jednego mandatu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a triumfujący w tej rywalizacji europoseł Andrzej Duda publicznie wyśmiał dawnego kolegę. Stwierdził, że na Ziobrę ludzie głosowali tylko dlatego, iż nadal brali go za kandydata Prawa i Sprawiedliwości.
– Na posła Dudę oddawano głosy, bo sądzono, że jest jeszcze moim zastępcą w ministerstwie sprawiedliwości – odgryzł się wówczas szef Solidarnej Polski na antenie Polsat News. Zbigniew Ziobro stwierdził też, że to jemu Andrzej Duda zawdzięcza karierę polityczną, a zostając w PiS "zachował się jak Judasz, który poszedł za srebrniki do prezesa Kaczyńskiego". I dodał coś jeszcze... – Nie chciałbym schodzić do jego poziomu, ale jak będzie trzeba, przypomnę mu pewne fakty, które były dla niego niemiłe – oznajmił Ziobro.
Już kilkanaście miesięcy później po konflikcie – przynajmniej oficjalnie – nie było śladu. PiS zawarło koalicję z Solidarną Polską i Polską Razem. Andrzej Duda z ich poparciem przebojem szedł po prezydenturę, a później Zjednoczona Prawica triumfowała w wyborach parlamentarnych. Nie było sensu rozdrapywać dawnych ran. W poniedziałek czas pokoju na prawicy spektakularnie się jednak skończył i pojawia się pytanie, czy dawna groźba Zbigniewa Ziobry przypadkiem nie staje się znowu aktualna.
Jakie haki może on mieć na Andrzeja Dudę? Przed trzema laty Zbigniew Ziobro rąbka tajemnicy uchylił jedynie na tyle, by stwierdzić, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to byłemu koledze "zwróci uwagę na to, że pewnych słów nie wolno rzucać wobec byłych przyjaciół, kolegów, dzięki którym znalazł się w polityce".