Wydawałoby się, że rocznicę Powstania Warszawskiego mogą obchodzić wszyscy, tylko nie ludzie związani z ONR-em. To samo w sobie jest brutalnym chichotem historii oraz przykładem, że nie trzeba mówić, żeby obrazić tych, którzy w Powstaniu walczyli i zginęli. Marsze pod zielonymi flagami, odbyły się wczoraj w wielu miastach w Polsce. Ale tylko w jednym, prezydent zdecydował się na głośny sprzeciw. To prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Tadeusz Truskolaski jest prezydentem Białegostoku od 2006 roku. Od lat walczy z obrazem miasta jako bastionu skrajnej prawicy w Polsce. Podczas wczorajszych uroczystości ku czci walczących w Powstaniu Warszawskim podjął decyzję o ich przerwaniu z powodu uczestnictwa w nich przedstawicieli Obozu Narodowo-Radykalnego. W mediach społecznościowych odebrał wiele gratulacji i wyrazów poparcia w walce z polską falangą.
Jak wczorajsze wydarzenia wyglądały z Pana perspektywy? Nie uczestniczył na w uroczystościach.
Jeszcze zanim dotarłem na miejsce uroczystości, zadzwonił do mnie poseł Truskolaski, prywatnie mój syn, i powiedział, że są tam ludzie pod flagami ONR-u, i że ta sytuacja wygląda dosyć niezręcznie. Poprosiłem o reakcję moich współpracowników, którzy byli już na miejscu. Prowadząca tę uroczystość jeszcze przed jej rozpoczęciem trzykrotnie prosiła o zwinięcie tych flag. Uważaliśmy, że jedna organizacja, i to o niekoniecznie pozytywnej proweniencji, nie powinna zawłaszczać uroczystości, szczególnie z takiej okazji. Uważam, że uroczystości poświęcone Powstańcom powinny odbywać się jedynie pod biało – czerwoną flagą. Nie chciałem swoją obecnością legitymizować ONR-u.
Będąc już na miejscu, poprosiłem służby porządkowe, aby w pokojowy sposób doprowadziły do tego, aby te proporce zniknęły. Niestety, nie udało się. Dopiero po przerwaniu uroczystości i ponownej interwencji policji i straży miejskiej, członkowie ONR-u przesunęli się o kilka metrów. Uroczystości zostały wznowione, ale ja nie brałem w nich udziału. Czekałem do ich zakończenia i kiedy flagi z falangą zostały schowane, w spokoju złożyłem kwiaty i oddałem hołd Powstańcom. To był dla mnie drobny i spontaniczny gest. Wizerunek Białegostoku tak bardzo ucierpiał podczas słynnego zeszłorocznego marszu ONR i nie chciałem swoją osobą wspierać uroczystości, w których udział brali ci ludzie.
Patrząc na reakcje ludzi, stał się Pan bohaterem wczorajszego dnia. Sprzeciwił się pan ludziom, którzy na ogół wzbudzają poważne obawy, a wręcz strach.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiej reakcji. Jestem aktywny na Twitterze i widzę, że jest on z tego powodu rozgrzany do czerwoności. Jeden twitterowicz pisze: „Szacunek. Jeden mały gest a znaczy więcej niż tysiąc słów i zdjęcia polityków z podpisem: Pamiętamy!”. Z kolei prezydent Gdańska Paweł Adamowicz pisze: „Panie prezydencie, przesyłam pozdrowienia i gratulacje z Gdańska. Dla rządów autorytarnych nie ma i nie będzie miejsca w naszych miastach”. Myślę, że pojawiła się potrzeba społeczna, aby w zdecydowany sposób odciąć się od nacjonalizmu, aby powiedzieć mu: stop! Kojarzy się on nam z najgorszymi czasami. Przecież to Powstańcy oddawali życie w walce z nacjonalizmem. Nie byłoby II Wojny Światowej, nie byłoby Powstania Warszawskiego, nie byłoby tych wszystkich ofiar, gdyby nie źle pojęty nacjonalizm. Ta brunatna fala, która zewsząd nas zalewa, nie napotyka na żadną reakcję ze strony rządzących, co jest bardzo przykre. Musiałem pokazać, że nie akceptuję tej organizacji i zawłaszczania obchodów przez ludzi o skrajnie nacjonalistycznych poglądach. Tam było wielu polityków: z PiS-u, z Platformy, z Nowoczesnej, ale nikt nie przyniósł swoich sztandarów, by zawłaszczyć pamięć walczących o ojczyznę do własnych partyjnych celów.
Z reakcją na takie rzeczy jest jak z oparzeniem. Jeżeli mamy oparzoną skórę to nie potrzeba nam wrzątku, żeby odczuć ból. My teraz - jako białostoczanie - jesteśmy w takiej sytuacji po oparzeniu. Kiedy widzę nawet, takie zachowania, jak te wczorajsze, odczuwam ból.
Panu się udało, ale wielu prezydentów miast nie zrobiło nic, żeby pokazać sprzeciw wobec pochodów nacjonalistów. Dlaczego nie udało się to np. w Warszawie?
Zakazanie marszu w Warszawie, byłoby bardzo wymownym gestem. Ale czy skutecznym? Niedawno władze Hajnówki zakazały tego typu marszu. Sąd jednak unieważnił to postanowienie i marsz się odbył.
Dlaczego inni nie zareagowali? To jest oczywiście pytanie do nich. Ale może taki impuls płynący właśnie z Białymstoku, sprowokuje działania, które zapobiegną sytuacji, w których uroczystości patriotyczne stają się okazją do manifestowania poglądów politycznych i to jeszcze spod znaku czarnych koszul z zielonymi opaskami i podkutych butów. Nawet tym, którzy nie pamiętają tych czasów, kojarzy się to jednoznacznie.
Czy to nie chichot historii, że w rocznicę Powstania Warszawskiego, maszerują ludzie pod egidą falangi? I robią to dosyć swobodnie, nie napotykając wielkiego oporu.
Myślę, że jest to testowanie naszej wytrzymałości i granic akceptacji. Po tej uroczystości podchodziły do mnie różne osoby. Jedni gratulowali, inni nie rozumieli mojej decyzji. Przecież ONR-owcy nic złego nie robili... Rzeczywiście, muszę przyznać, że nie doszło do żadnych aktów przemocy, ale to jest błędne podejście. Obawiam się, że mamy do czynienia ze sporym brakiem wiedzy. Kojarzy mi się to z powodzią: kiedy idzie fala, to nie bardzo wiadomo co zrobić. I tak jest w tym przypadku. Moim zdaniem to był normalny gest, ale okazuje się, że to gest nadzwyczajny, co mnie z resztą smuci. Okazuje się, że dożyliśmy takich czasów, w którychzwykły gest braku akceptacji, staje się aktem heroizmu. Trzeba wyciągać wnioski z przeszłości, bo jeżeli historia niczego nas nie nauczy, to zostaniemy głupcami.
Białystok i okolice są postrzegane jako swoisty bastion środowisk skrajnej prawicy. Co władze miasta robią, aby poradzić sobie z tym problemem?
Oczywiście, cały czas staramy się przeciwdziałać temu zjawisku. To są setki małych działań edukacyjnych, w dużej części skierowanych do młodych. Nie ma o nich najczęściej informacji w mediach, bo nie są dla dziennikarzy interesujące.
Poza tym w Białymstoku te środowiska zostały dosyć dogłębnie zinfiltrowane przez policję. Wielu liderów środowiska nacjonalistów trafiło za kratki za zwykłą działalność przestępczą. Jednak za samo maszerowanie pod zielonymi sztandarami nikogo skazać nie można.
Dlaczego według Pana coraz częściej obserwujemy zwiększoną aktywność tych środowisk. Nie tylko przecież w Białymstoku, ale też w całym kraju?
Oni mają teraz takie ciche przyzwolenie ze strony czynników rządzących. I niestety trzeba to powiedzieć: radni PiS-u byli bardzo blisko tych ludzi, rozmawiali z nimi. Dzień wcześniej, na koncercie poświęconym Powstaniu Warszawskiemu, ci radni siedzieli w tym samym rzędzie,co członkowie ONR-u. Jeżeli politycy partii rządzącej legitymizują takie działania, to jest większa śmiałość i mniejsza obawa z tamtej strony.
Co by pan powiedział innym włodarzom miast, w których uaktywniają się środowiska skrajnej prawicy?
Oprócz gestów, jaki wykonałem wczoraj, wszyscy wspólnie powinniśmy głośno i zdecydowanie takie organizacje i wydarzenia potępiać. Musimy o tym mówić. Na nas, przyzwoitych ludziach spoczywa ten obowiązek. Wystarczy bowiem, żeby przyzwoici ludzie nie robili nic, a zło się rozpleni. Bierność jest najgorsza i przyzwolenie na coś takiego spowoduje, że będziemy w coraz gorszej sytuacji. Od tego jest tylko krok do aktów przemocy fizycznej. Mogę zapewnić, że na każdym wydarzeniu, które będzie organizowane przez miasto, kiedy pojawią się przedstawiciele skrajnych środowisk z flagami i sztandarami, nasza reakcja będzie stanowcza. Nie odpuścimy tego.