
Sezon okołowakacyjny to dla jednych czas wypoczynku, a dla drugich gonitwa w poszukiwaniu partnera lub partnerki. Gdy nie mamy nikogo, a dostajemy zaproszenie na ślub z weselem "+1", to czasem brzmi to jak wyrok skazujący. Jesteśmy zmuszeni znaleźć na szybko osobę towarzyszącą, bo zgodnie z niepisaną zasadą - bycie singlem na imprezie nowożeńców to wstyd i hańba nie tylko dla nas, ale i rodziny. Wszystko to brzmi może jak błahy problem, ale dla wielu to gigantyczne przedsięwzięcie wymagające sporo wysiłku i nerwów.
Właśnie zostałem zaproszony na wesele jako osoba towarzysząca. Mam dziewczynę, więc trochę nie wypada się zgodzić i moja koleżanka jest bliska rozpaczy. Impreza pod koniec września, a ona dalej bezskutecznie szuka. Nie tak łatwo znaleźć partnera na wesele. Niby są anonse w internecie, ale to jak kupowanie kota w worku. Taka osoba musi być po pierwsze piekielnie odpowiedzialna. Nie może się spić i podrywać panny młodej przy rodzinie. Po drugie, musi być też imprezowa. Nikt nie chce spędzić wesela na niańczeniu sztywniaka. Połączenie tych dwóch cech i znalezienie jeszcze takiej osoby, która ma status "wolny". to wyzwanie na miarę podróży poza Układ Słoneczny.
"Mój dramat polega na tym, że mam 32 lata i z całego mojego rodzeństwa ciotecznego jestem jedyną singielką (czytaj: stara panna). Do tego najstarszą.
Żeby nie czuć się kompletnie zażenowana muszę zabrać na wesele kogoś, kto musiałby się odnaleźć wśród obcych ludzi, poświęcić swój wolny weekend i z którym czułabym się swobodnie wśród obserwującej mnie rodziny, bo mój partner będzie z pewnością atrakcją dla wszystkich.
Oczywiście mogłabym zabrać któregoś z moich bliskich męskich znajomych ale większość z nich jest już sparowana, a ta część która nie jest, to albo nie pije i nie tańczy, albo pije tak dużo, że po 30 minutach ciężko nad nimi zapanować."
Inna znajoma - Marta, miała być świadkową na weselu kuzynki. Poprzysięgły to sobie już jak były małe. I znów spadła na nią ogromną odpowiedzialność, nie mogła złamać obietnicy i zawieść kuzynki, przyjęcie było w innym mieście i dodatkowo rodzice wywierali presję "Jak to tak, sama!?". Znałem ich i i pannę młodą, więc zostałem osobą "+1" i ogólnie na imprezie wszyscy wiedzieli, że nic między nami nie ma, więc uniknęliśmy nalotu cioć, babć i wujków z tekstami w stylu "Ile już ze sobą jesteście?", "Gdzie się poznaliście?", "Ale ładnie wyglądacie!". To wesele wyszło, ale już na innym nie miała tak lekko. Zaprosiła współlokatora i oboje czuli się okropnie skrępowani. gdy byli obiektem ochów i achów ze strony bliskich.
W dobrym tonie jest zapraszać kogoś z osobą towarzyszącą. – Kiedyś koleżanka, powszechnie znana jako "stara panna", dostała zaproszenie bez osoby towarzyszącej. Obraziła się i nie przyszła – wspomina moja mama, która na własne wesele też zaprosiła dwie przyjaciółki-singielki. Pamięta, że to nie był dla nich żaden problem, bo świetnie bawiły się same i obtańcowywały też innych. Wtedy też były trochę inne czasy, bo ludzie nie przejmowali się aż tak kosztami, gdy wszystko było na kartki. Teraz martwimy się o cenę "talerzyka". Trzeba też wcześniej zadeklarować młodym czy przyjdziemy sami czy z kimś, bo jednak te 200 zł lub więcej piechotą nie chodzi. Najgorzej jak nasza para wykruszy się tuż przed terminem. To dla niektórych wielowymiarowa tragedia.
Wesela to świetny casus dla naukowców, niby taka "Polska w soczewce", ale jednak trochę "w krzywym zwierciadle". – To jest wydarzenie na którym ludzie świętują miłość i życie we dwoje. O ile inne imprezy, single jakoś przełykają, o tyle pójście na ślub gdzie para zakłada rodzinę, przyrzeka sobie wspólne życie aż do śmierci i wszyscy się cieszą, to może się poczuć jak czarna owca – przyznaje dr Julita Czernecka z UŁ. – Konfrontują się z takim stereotypem "jestem frajerem", "coś jest ze mną nie tak", "ojejku jak my ciebie żałujemy". Ogólnie jest dużo negatywnych opinii na temat singli: albo są egoistami albo są niedojrzali albo są nieudacznikami – wylicza dr Czernecka. Bycie singlem to często świadomy wybór. Trzeba to uszanować, a nie piętnować.
