Do polskiej świadomości groźba ataku nuklearnego ze strony Korei Północnej dotarła dopiero niedawno. Ale na Hawajach szykują się na to od kilku miesięcy. Władze najmłodszego stanu USA nie chcą wywoływać paniki, ale już od wiosny uświadamiają mieszkańców, rozdają broszury, jak się zachować i gdzie się schować. Wszyscy już wiedzą, że kiedy pocisk Kim Dzong Una wyleci w stronę archipelagu, na wyspach zawyją dwie syreny. Czas jego lotu określono na 20 minut.
Gdy rakieta wyleci z Korei, hawajskie służby dają sobie 5 minut na powiadomienie wszystkich wysp. Co oznacza, że mieszkańcy – 1,4 miliona ludzi, nie licząc turystów – będą mieli 15 minut na znalezienie schronienia.
"Jeśli jesteś wewnątrz budynku, pozostań tam, z dala od okien. Jeśli jesteś na zewnątrz, szukaj schronienia w najbliższym budynku, najlepiej murowanym. Jeśli prowadzisz samochód, zjedź na pobocze, schowaj się w najbliższym budynku lub połóż się na ziemi" – instruuje stanowy departament obrony. To wszystko na wypadek detonacji nuklearnej.
Zapas jedzenia na 2 tygodnie
Mieszkańcy dostają już ulotki, trwa kampania informacyjna. Dowiadują się też m.in., że z powodu potencjalnego skażenia po ataku, zaleca się pozostać w miejscu schronienia przez około 2 tygodnie. Że powinni mieć zapas żywności na dwa tygodnie, a nie na tydzień, jak w przypadku naturalnych kataklizmów.
Panika? Nie. Wszyscy to podkreślają. Nie chodzi o sianie paniki i wywołanie strachu przed jakimkolwiek atakiem. Ale Hawaje znajdują się najbliżej Korei Północnej i hipotetycznie mogłyby stać się pierwszym celem. To zresztą pierwszy stan USA, w którym takie przygotowania w ogóle ruszyły. – Chodzi o to, by każdy miał plan, gdzie się schronić, tak jak w przypadku huraganu czy tsunami – tłumaczą władze.
Od lat 80. nikt nie myślał o takich sprawach
Ze schronami może być jednak problem. Od zimnej wojny mieszkańcy tego raju na ziemi ani razu nie byli w takiej sytuacji. Wtedy, w 1985 roku, na Hawajach opracowano plan schronów, który nigdy potem nie był aktualizowany ani weryfikowany. Wyciągnięto go dopiero kilka miesięcy temu. I wtedy okazało się, że nawet urzędnicy nie wiedzą, czy budynki, które w nim uwzględniono, w ogóle jeszcze istnieją. A jeśli już, to w tych schronach na pewno nie ma ani wody, ani jedzenia.
W sieci przewinęło się już ostatnio sporo artykułów o tym, że Hawaje mają wszystko, ale na pewno nie wystarczającą liczbę schronów dla wszystkich. Cytowano właściciela sklepu, który ze zdziwieniem dowiedział się, że jego lokal jest na liście schronów z 1985 roku.
Od lat 80. nie testowano tu też systemu alarmowego, na wyspach nie wyły syreny. Dopiero teraz, dokładnie od czwartku 10 sierpnia, Hawaje zaczynają przeprowadzać pierwsze próby. "Wychowałem się na Hawajach i jedyną katastrofą, o której uczono mnie, jak się przygotować, było tsunami. Gdybyście mnie zapytali, jak zachować się podczas ataku nuklearnego, byłbym totalnie bezużyteczny" – napisał na Facebooku jeden z mieszkańców.
Kro po kroku, tak by to wyglądało
Na razie trwa akcja informacyjna, zaczyna się test syren, ale podobno szykowany jest też system powiadamiania komórkowego. Niedawno CNN pokazał, jak wygląda kryzysowe centrum dowodzenia – w bunkrze pod kraterem. Dziennikarka pokazała krok po kroku, co by się działo, gdyby pojawił się alert.