
Reklama.
Skrajna prawica, która sama siebie nazywa "białymi nacjonalistami" walczącymi o prawa dla białych, demonstrowała przeciwko planom zdemontowania pomnika generała Roberta E. Lee, dowódcy wojsk Konfederatów z czasów wojny secesyjnej. W Charlottesville urządzili przemarsz przez miasto. Były pochodnie i hasła "nie zastąpicie nas".
Z drugiej strony stanęli lewicowi aktywiści i członkowie organizacji walczących o prawa czarnych mieszkańców USA. Doszło do starć, w których obie strony używały gazu pieprzowego, kijów, niektórzy z demonstrantów mieli nawet kaski na głowach. Władze miasta, które oskarżają skrajną prawicę o sprowokowanie zajść, zdelegalizowały zgromadzenie skrajnej prawicy, ogłosiły stan wyjątkowy w mieście i wysłały na ulice setki policjantów. Aresztowano kilku co bardziej krewkich demonstrantów.
#BREAKING : Video of the car running over protestors at the counter rally in #Charlottesville
— Zain Khan (@ZKhanOfficial) 12 sierpnia 2017
Many reported injured ! pic.twitter.com/dbLvROZFra
W trakcie starć doszło do dwóch tragedii. W pewnym momencie rozpędzony samochód wjechał w tłum, a konkretnie w osoby protestujące przeciw zgromadzeniu nacjonalistów. Zginęła jedna osoba, 35-letnia kobieta, a kilka zostało rannych. 20-letni kierowca został aresztowany, usłyszał zarzut morderstwa drugiego stopnia. Podczas akcji policyjnej rozbił się też policyjny śmigłowiec, dwóch członków załogi zginęło na miejscu. Władze Charlottesville podają też informację o 35 osobach rannych w wyniku wczorajszych starć.