Studiowałem elektronikę, ale straciłem wzrok. Dziś handluję na stacjach metra
Ela Chrzanowska
03 września 2017, 12:55·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 03 września 2017, 12:55Nazywam się Alejandro García López. Jestem sprzedawcą na stacji metra w Mieście Meksyk. Pracuję przy schodach jednej ze stacji. Pewne wydarzenia w moim życiu sprawiły, że zająłem się handlem. Początki były bardzo trudne. Sprzedawałem na ulicy, dopóki nie znalazłem lepszego miejsca. Sporo czasu spędziłem na poszukiwaniach, które ostatecznie zakończyły się sukcesem. Później powiedziano mi, że niewidomym oferują stałe miejsca pracy. Od tamtego momentu zacząłem się stopniowo, stale rozwijać.
Studiowałem na kierunku technicznym: elektronikę w komunikacji lotniczej. Nie ma to nic wspólnego z handlem, do którego zaprowadziło mnie samo życie. Przez pewien czas pracowałem w sklepie osiedlowym. To było moje pierwsze doświadczenie w handlu stałym. Jako nastolatek sprzedawałem słodycze, na ulicy, między samochodami. Później pracowałem w sklepie papierniczym. Kiedy straciłem wzrok, zdecydowałem, że najłatwiej mi będzie zająć się sprzedażą.
Uważam, że wszystkie przeżycia pozostają w przeszłości. Straciłem nie tylko wzrok, ale i niezależność. To utrata możliwości robienia tego, na co ma się ochotę, dotarcia tam, gdzie się chce. Nie byłem osobą zależną od innych, a znalazłem się w sytuacji, w której musiałem nauczyć się przyjmować wsparcie. Utraciłem kontakt ze znajomymi. Moje życie towarzyskie uległo drastycznej zmianie. Musiałem nauczyć się wszystkiego od nowa: jak sobie radzić, jak zaakceptować nową sytuację. Postanowiłem nie skupiać się na tym, co utracone, tylko doceniać to, co mi pozostało. Zacząłem myśleć o przyszłości. Wówczas obrałem taką ścieżkę, wyznaczyłem sobie cele krótko-, średnio- i długoterminowe.
Jako nastolatek byłem bardzo zamknięty w sobie. Miałem dobry kontakt z ludźmi, ale byłem bardzo wycofany, nieśmiały. W wieku dwunastu czy trzynastu lat zacząłem czytać komiksy. Jeden z nich znacząco wpłynął na moje życie, ponieważ przybliżył mi filozofię wschodu: hinduizm, buddyzm i inne prądy myślowe, które w tamtym okresie nie łatwo mi było zrozumieć. Nie mogę jeszcze stwierdzić, że wszystko z niego rozumiałem, ale przyznaję, że było to bardzo przydatne narzędzie. Dzięki niemu stopniowo nabyłem wiedzę, która mi pomagała przetrwać. Ta filozofia dała mi siłę, by czuć się dobrze ze samym sobą, a co za tym idzie, żeby dobrze żyć z innymi i skupiać się bardziej na tym co duchowe niż na tym co materialne.Jeśli chodzi o moje życie uczuciowe to spotkał mnie ogromny zawód.
Był to moment wielkiego smutku i poczucia głębokiej samotności na skutek zawodu miłosnego. Pisanie o tym pozwoliło mi ukierunkować własne emocje, a z czasem zaakceptować i zostawić za sobą tamten etap. Potem czytając, uzmysłowiłem sobie, że to właśnie okazało się być rozwiązaniem.
Kiedy zacząłem tracić wzrok miałem już w sobie na tyle siły, żeby stawić czoła sytuacji: nie czułem się ani słaby, ani zniechęcony. Było ciężko, ale ciągle miałem motywację, aby iść do przodu. Oczywiście zdarzały mi się momenty słabości, zwłaszcza kiedy nie mogłem robić pewnych rzeczy. Na szczęście trwało to krótko. Myślałem i mówiłem sobie: – Cóż mogę zrobić?
Co się stało, to się nie odstanie. Płacz i krzyk nic nie pomogą. Jedyne wyjście to iść do przodu. Nie mogę robić z siebie ofiary, użalać się nad sobą i na dodatek myśleć, że taka postawa rozwiąże problem. To, co mam zrobić to iść dalej i za każdym razem wkładać w to więcej wysiłku. I postanowiłem dać sobie na wszystko czas. Dałem sobie szansę na dobre samopoczucie. Nie chciałem się poddać.
Zanim poznałem smartphony miałem wiele ograniczeń. To dzięki technologii, od kiedy nauczyłem się obsługiwać mój telefon i internet, mogę ściągać książki, filmy dokumentalne, wszystko to, czego można słuchać. Lubię trenować umysł. Poza tym mam zajęcie. Korzystam ze wszystkiego, począwszy od tego, co najbardziej trywialne po nauki ścisłe. Sprawia mi przyjemność wypełnianie tym wszystkim mojego życia.
Dawniej często podróżowałem metrem. Jeździłem wszędzie, bo najzwyczajniej w świecie sprawiało mi przyjemność poznawanie miasta. Mam dobrą pamięć i lubiłem wszystko obserwować. Zachowałem wiele wspomnień z tamtych przejażdżek i z wielu stacji. Dzięki temu mogę przemieszczać się po mieście i wiem, jak ono wygląda. Oczywiście pewne rzeczy uległy zmianie, ale ogólna struktura stacji jest taka sama, dlatego potrafię się w nich poruszać.
Metro w skrócie to „podziemny świat”. Odrębny świat pod samym miastem, rządzi się swoimi prawami. Każda stacja jest inna i ma swój urok. Są ludzie, którzy przemierzają je
w pośpiechu, nie zwracając uwagi na to skąd ani dokąd idą. Metrem jeżdżą studenci, urzędnicy, sprzedawcy. Niektórymi liniami, na pewnych stacjach, przemieszczają się ci słabiej wykształceni. Ze względu na ogromną ilość pasażerów metra, ludzie nie zwracają uwagi na innych, nikt nikogo nie szanuje. Często nas popychają, łamią laski, nie ustępują miejsc siedzących. Na ogół ciężko nam jeździć metrem.
Niemniej jednak istnieją także pozytywne aspekty. Są ludzie bardzo świadomi, którzy nam pomagają. Jak wszędzie: są ci dobrzy, którzy wyciągają pomocną dłoń i ci zajęci swoimi problemami, nie dostrzegający trosk innych. Większość osób podróżujących metrem należy do klasy średniej, niższej i pracowniczej, ale jeździ też wieku intelektualistów i nauczycieli: szeroki wachlarz osobowości, usposobienia i myślenia. Napotkałem wszelkiego typu osoby: takie z którymi miło jest obcować i takie, z którymi niekoniecznie. Wszystko zależy od okoliczności, poziomu stresu, ilości osób w wagonie, problemów z jakimi każdy się zmierza i sytuacji materialnej. Zachowanie ludzi, których spotykam daje mi rozeznanie jakim jesteśmy społeczeństwem. Doszedłem do wniosku, że wielu jest pogrążonych w apatii i we własnych problemach. Dotyczy to większości świata, nie tylko Meksyku.
Osobiście ufam ludziom i wierzę w nich. Nawet wtedy, kiedy wiem, że w każdej chwili mogą mnie okraść. Z powodu jednego człowieka nie będę wrzucał wszystkich do jednego worka. Wiem, na jakie ryzyko jestem narażony w pracy; mimo tego mam dobre relacje z ludźmi. Jestem w stosunku do nich uprzejmy, a oni odpowiadają mi tym samym. Myślę, że większość to osoby uczciwe, przyjazne i pozytywnie nastawione. Z takimi ludźmi chcę pracować. To dlatego wciąż to robię. Czerpię przyjemność z pracy, dzięki niej mogę współżyć i koegzystować w społeczeństwie; robię to przede wszystkim dlatego, że wierzę w ludzi.
W przeciwnym razie żyłbym w zamknięciu. Podróż przez życie zaczyna się w nas samych. Nigdy nie oczekuj, że inni przeżyją życie za ciebie; musisz zdecydować jaki kierunek chcesz mu nadać. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz zależeć od innych i jest wielce prawdopodobne, że nie zaznasz szczęścia. Musisz uświadomić sobie, że wszystko ma początek w tobie: zarówno decyzje jakie podejmujesz jak i kierunek, w którym pragniesz podążać. Niezależnie od tego, jaki będzie rezultat, czy wszystko ułoży się tak, jak sobie tego życzysz czy też nie, to twoje decyzje i twoja wolność. Co jest najtrudniejsze w tej podróży? Nic i jednocześnie wszystko... Ogólnie rzecz ujmując to nic, ponieważ zawsze będą pojawiać się problemy. Są dwa wyjścia: albo stawiasz im czoła, albo ich unikasz. Podoba mi się pewne zdanie, które kiedyś usłyszałem: „Nie patrz na problemy jak na przeszkody do ominięcia, tylko jak na wyzwania do pokonania”. Podołać wyzwaniom, zarówno małym jak i dużym: to właśnie znaczy żyć. Jeśli ich unikasz, prędzej czy później napotkasz je ponownie i nigdy nie rozwiniesz się jako osoba. Przezwyciężanie wyzwań pomaga w rozwoju osobistym.
Mam nadzieję, że może kiedyś odzyskam wzrok i moje zdrowie się poprawi. Nie jest mi to niezbędne do szczęścia, bo jestem szczęśliwy teraz. Jeśli wraz z postępem nauki będzie to możliwe: wspaniale! Jeśli nie ja, skorzystają na tym inni. Najważniejsze dla mnie to czuć się dobrze ze sobą samym i z innymi, być szczęśliwym i przeżyć życie ze wszystkim co przyniesie, z korzyściami i przeciwnościami. Ostatnie dziesięć lat to były najtrudniejsze chwile mojego życia. Ale jeśli będzie takich więcej, w odpowiednim momencie stawię im czoła. Będę żył dalej, podniosę się po każdym upadku i będę szczęśliwy. Życie jest niczym zmienny prąd sterowany na sinusoidalnych falach: jeden koniuszek na górze, drugi na dole. Nasze krańce zawsze będą na przeciwległych biegunach, ciągłe wzloty i upadki. W taki sposób postrzegam życie.
Reportaż stanowi część cyklu o pasażerach metra w mieście Meksyk zatytułowanego HOMO VIATOR. Więcej informacji na Facebooku. Podziękowania dla Marzeny Misiurek za tłumaczenie tekstu z języka hiszpańskiego na polski. Tekst: Alejandro García López / Zdjęcia: Fryderyk Paczkowski
Oryginalny pomysł, produkcja i realizacja: Ela Chrzanowska