W czwartkowe popołudnie rzecznik PiS Beata Mazurek, szef klubu parlamentarnego tej partii wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki i PiS-owski spec od propagandy Paweł Szefernaker zorganizowali w Sejmie briefing, który miał na celu uderzenie w opozycję krytykującą kampanię "Sprawiedliwe sądy". W kilka chwil sytuacja wymknęła im się jednak spod kontroli i seria trudnych pytań od dziennikarzy ujawniła całą prawdę w tej sprawie.
Zacznijmy jednak od początku. Beata Mazurek, Ryszard Terlecki i Paweł Szefernaker zaprosili dziennikarzy, by przed kamerami bronić premier Beatę Szydło i zaatakować Platformę Obywatelską za ostrą krytyką kampanii "Sprawiedliwe sądy", której organizatorem jest powiązana z rządem Polska Fundacja Narodowa, a jej stworzenie miało zostać powierzone firmie założonej przez byłych PR-owców Prawa i Sprawiedliwości. Do takiego działania posłów partii rządzącej skłonił przede wszystkim ten spot, w którym PO twierdzi, że wymierzona w sędziów kampania przypomina mechanizm prania pieniędzy.
– Od paru dni rząd, jak i premier Szydło są bezpardonowo atakowani przez totalną opozycję. Dziś jest szczególny materiał totalnej opozycji bijący w szefową rządu. W wielu kwestiach ten materiał jest kłamliwy i mija się niestety z prawdą – grzmiał Paweł Szefernaker. – Jestem przekonany, że premier poprzez swoje stanowcze wystąpienia jeżeli chodzi o reformę wymiaru sprawiedliwości, rząd PiS poprzez swoje stanowcze wystąpienia dotyczące potrzeby reformy wymiaru sprawiedliwości, są tak bezpardonowo atakowani dziś w mediach – dodał.
Jednak to nie ten przekaz zostanie najlepiej zapamiętany. Do briefingu zupełnie nieprzygotowani wyszli bowiem towarzyszący mu starsi koledzy. Pierwszy "wpadkę" zaliczył Ryszard Terlecki. Gdy od wielu dni rządzący zapewniali, że z kampanią "Sprawiedliwe sądy" właściwie nie mają nic wspólnego (sugerowano nawet, że premier Szydło przypadkiem znalazła się na jej inauguracji), wicemarszałek Sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS wypalił, iż "to jest kampania, którą prowadzi Polska Fundacja Narodowa oczywiście na zlecenie rządu".
A potem było dla PiS już tylko gorzej... Odwrócić uwagę od tych słów próbowała rzeczniczka partii rządzącej Beata Mazurek. W tym celu zaatakowała jedną z dziennikarek, której zarzuciła rozpowszechnianie "fake news" o tym, że kampania "Sprawiedliwe sądy" ma pochłonąć 19 mln zł. – Zadaję kłam temu, co pani mówiła, gdzie pani publicznie powiedziała, że kampania będzie kosztowała 19 mln zł. A wiceprezes fundacji powiedział, że będzie kosztowała około 10 mln – oburzała się posłanka.
Zaatakowana przez nią dziennikarka okazałą się jednak przygotowana do merytorycznej riposty. Szybko przypomniała, że podczas oficjalnej inauguracji kampanii "Sprawiedliwe sądy" o kwocie 19 mln zł mówili sami szefowie Polskiej Fundacji Narodowej. Szybko pojawiły się też argumenty innych reporterów, którzy zwracali uwagę, iż wspomniany wiceprezes PFN Maciej Świrski powiedział tylko tyle, że "w Polsce ta kampania będzie kosztować 10 mln niecałe". A przecież ma być ona prowadzona także poza granicami kraju. – Być może jest tak, że 10 mln zł tu, 9 za granicą... – przyznała skonsternowana Mazurek.
W międzyczasie dziennikarz zdążyli przycisnąć posłów PiS w jeszcze jednej ważnej kwestii. Padły pytania o to, dlaczego na stronach kampanii "Sprawiedliwe sądy" można było przeczytać nieprawdziwe informacje o łagodnym podejściu sędziów do pedofila lub historię rzekomej sędziowskiej bezkarności, którą przedstawiono bez wzmianki o wyroku, jaki usłyszał jej bohater. Zmieszani Mazurek, Terlecki i Szefernaker na te pytania nie odpowiedzieli. Zasłonili się tylko okrągłymi słowami o tym, iż każdą taką kampanię powinno się oceniać po efektach jakie przynosi.