
Ileż to już razy politycy wywodzący się z obozu Prawa i Sprawiedliwości chwalili się przeprowadzeniem szerokich konsultacji społecznych przy okazji zmiany ustawy? Później okazuje się, że to wszystko tylko teatrzyk dla obywateli, a prawdziwe decyzje zapadają zupełnie gdzie indziej. A wszystko w imię dobra obywateli.
REKLAMA
"Konsultacje polityczne", "szerokie konsultacje społeczne", "potrzeba rozmów i konsultacji" – widzieliście takie nagłówki? W ciągu ostatnich dwóch lat pewnie nie raz. Potrzeba omówienia kolejnej ustawy wymyślonej gdzieś w zaciszu gabinetu na Nowogrodzkiej, a później przedstawianej jako rządowa, pojawiała się wielokrotnie. Czy to przy okazji reformy edukacji, czy w związku z planami powiększenia Warszawy, PiS wielokrotnie odwoływał się do konsultacji.
Czasem rzeczywiście dochodzi nawet do rozmów. Przykładów nie trzeba długo szukać, wczoraj na ten przykład prezydent Duda zaprosił na rozmowy przedstawicieli opozycji, żeby dyskutować o prezydenckich pomysłach pogrzebania kilku zapisów konstytucyjnych przy okazji reformowania polskiego sądownictwa. Opozycja dostała zaproszenie za pośrednictwem SMS-a i obietnicę, że głowa państwa poświęci na to spotkanie przynajmniej pół godziny. – Przyszliśmy tam tylko po to, żeby oznajmić prezydentowi, że nie zgadzamy się na łamanie zapisów Konstytucji – przekonuje jednak posłanka Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej. Dodaje, że nie rozmawia się z prezydentem za pośrednictwem Twittera, pewne rzeczy lepiej jest powiedzieć prosto w twarz.
Pół godziny na rozmowy o reformie sądownictwa? Niektórzy w tym czasie zdążą zaparzyć herbatę, usiąść przed telewizorem w kapciach i rozłożyć gazetę. Ci lepiej zorganizowani znajdą czas, by pogłaskać psa i nakarmić kota. Prezydent Andrzej Duda w pół godziny chciał przekonać opozycję do wprowadzenia zmian w konstytucji. Koniecznych, żeby nie można było prezydenckim poprawkom zarzucić, iż są niekonstytucyjne. – To nie jest nic innego, jak demolowanie zasad demokracji – twierdzi poseł Krzysztof Brejza z Platformy Obywatelskiej.
Konsultacje społeczne miały towarzyszyć reformie edukacji. Likwidacja gimnazjów i wydłużenie szkół podstawowych i liceów czy techników to nie zabawa dla nastolatków, to potężne przedsięwzięcie, dlatego rząd rozpoczął cały ciąg paneli dyskusyjnych, zbierania opinii, zamawiał ekspertyzy. Nie widzieliście ankieterów na mieście? Nie zostaliście poproszeni jako rodzice o ocenę założeń reformy edukacji? A może wyraziliście swój sprzeciw w sprawie likwidacji gimnazjów, podobnie jak milion innych obywateli? To nieważne, skoro minister Zalewska mówi, że były konsultacje, to były. Nie jest istotne z kim. – Tak naprawdę nie było żadnych konsultacji, to zwykłe mydlenie oczu – przekonuje poseł Brejza.
Jak teoria z praktyką się rozjechała
Jak powinno wyglądać uchwalanie nowej ustawy? Zwykle ministerstwo przedstawia projekt założeń ustawy. Minister wskazuje, co by chciał zrobić, czemu to ma w dłuższej perspektywie służyć i określić sposoby osiągnięcia wyznaczonego celu. Kolejnym krokiem jest poddanie projektu pod konsultacje publiczne. Każdy zainteresowany nową ustawą, czy to określona grupa zawodowa czy zwykły obywatel, może wnieść swoje uwagi, zastrzeżenia czy korektę. Oczywiście uwagi nie są wiążące, niemniej w dobrym tonie jest, gdy ministerstwo weźmie je pod uwagę. Zgodnie z twierdzeniem, że co dwie głowy to nie jedna, im więcej osób będzie debatować, tym lepiej dla przyszłej ustawy i tym mniejsza jest szansa, że zostanie uchwalony bubel prawny.
Jak teoria z praktyką się rozjechała
Jak powinno wyglądać uchwalanie nowej ustawy? Zwykle ministerstwo przedstawia projekt założeń ustawy. Minister wskazuje, co by chciał zrobić, czemu to ma w dłuższej perspektywie służyć i określić sposoby osiągnięcia wyznaczonego celu. Kolejnym krokiem jest poddanie projektu pod konsultacje publiczne. Każdy zainteresowany nową ustawą, czy to określona grupa zawodowa czy zwykły obywatel, może wnieść swoje uwagi, zastrzeżenia czy korektę. Oczywiście uwagi nie są wiążące, niemniej w dobrym tonie jest, gdy ministerstwo weźmie je pod uwagę. Zgodnie z twierdzeniem, że co dwie głowy to nie jedna, im więcej osób będzie debatować, tym lepiej dla przyszłej ustawy i tym mniejsza jest szansa, że zostanie uchwalony bubel prawny.
Następnie projekt założeń przyjmowany jest przez Radę Ministrów. To już jest konkretna propozycja aktu prawnego, z punktami, paragrafami i ładnym tytułem na pierwszej stronie dokumentu. Taki projekt znów poddawany jest konsultacjom, różni ludzie czytają propozycję ustawy, wnoszą poprawki lub chwalą bezkrytycznie. Koniec końców projekt trafia do laski marszałkowskiej, gdzie odbywa się proces uchwalania nowego prawa.
Tyle w teorii. W PiS-owskiej praktyce wygląda to podobnie, tylko o wiele szybciej. Toczy się swoista walka z czasem. Projekty powstają gdzieś w zaciszu gabinetów, a być może tylko w jednym gabinecie w biurowcu na Nowogrodzkiej. Potem ministrowie przedstawiają gotowy produkt parlamentarzystom. Zanim się człowiek obejrzy, dokument jest już po pierwszym i drugim czytaniu w Sejmie, przepchnięty przez Senat, podpisany przez prezydenta i … voilà, mamy nową ustawę.
Szybko, szybciej, PiS
– Tempo, z jakim PiS przegłosowuje nowe ustawy, nie jest przypadkowe. Chodzi o to, żeby odwrócić uwagę od tego, że nie było żadnej debaty, dyskusji z osobami zainteresowanymi zmianą przepisów. Dlatego też tak często procedowane są w Sejmie projekty poselskie, a nie rządowe – twierdzi Krzysztof Brejza. Jego zdaniem często zanim jakieś środowisko dowie się, że prawo może się zmienić, to już prezydent podpisuje nową ustawę. – Tak było chociażby w przypadku ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wpłynęła do Sejmu o północy, a kilka godzin później notariusz rządu Andrzej Duda już ją miał na swoim biurku, a obok pióro do podpisania – przypomina poseł Platformy Obywatelskiej. – To wszystko skutkuje tym, że wypuszczane się kolejne buble prawne i łamane są kolejne przepisy Konstytucji – dodaje.
– Tempo, z jakim PiS przegłosowuje nowe ustawy, nie jest przypadkowe. Chodzi o to, żeby odwrócić uwagę od tego, że nie było żadnej debaty, dyskusji z osobami zainteresowanymi zmianą przepisów. Dlatego też tak często procedowane są w Sejmie projekty poselskie, a nie rządowe – twierdzi Krzysztof Brejza. Jego zdaniem często zanim jakieś środowisko dowie się, że prawo może się zmienić, to już prezydent podpisuje nową ustawę. – Tak było chociażby w przypadku ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Wpłynęła do Sejmu o północy, a kilka godzin później notariusz rządu Andrzej Duda już ją miał na swoim biurku, a obok pióro do podpisania – przypomina poseł Platformy Obywatelskiej. – To wszystko skutkuje tym, że wypuszczane się kolejne buble prawne i łamane są kolejne przepisy Konstytucji – dodaje.
Czemu to wszystko ma służyć? Posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus nie ma wątpliwości. – Chodzi o władzę. O to, żeby jej już nie oddać – twierdzi posłanka.
Zdaniem posłów opozycji wszystkie ważne decyzje zapadają w gabinecie prezesa Kaczyńskiego. – Prawo i Sprawiedliwość zachowuje się tak, jak władza przed 1989 rokiem. Za nic ma zdanie obywateli, politycy tej partii mają przekonanie, że lepiej wiedzą, co dla obywateli jest dobre. I będą obywateli uszczęśliwiać, nawet wbrew ich woli – mówi w rozmowie z naTemat Scheuring-Wielgus. – Opowieści o konsultacjach to teatr na użytek obywateli. Chcą udowodnić, że wszystko dzieje się z poszanowaniem zasad państwa prawa – przekonuje z kolei Krzysztof Brejza.
Przyganiał kocioł...
W ocenie posła problemem będzie odkręcenie wszystkich zmian, które dokonały się ostatnio. Na pewno nie uda się tego zrobić w kilka tygodni po tym, jak PIS przegra wybory. Tempo pracy, jakie przyjęło PiS, będzie trudne do skopiowania głównie z uwagi na to, że dzisiejsza opozycja nie chce uciekać od konsultacji społecznych. – Wszystkie ważne zmiany będziemy dyskutować z obywatelami – zapewnia poseł PO.
Przyganiał kocioł...
W ocenie posła problemem będzie odkręcenie wszystkich zmian, które dokonały się ostatnio. Na pewno nie uda się tego zrobić w kilka tygodni po tym, jak PIS przegra wybory. Tempo pracy, jakie przyjęło PiS, będzie trudne do skopiowania głównie z uwagi na to, że dzisiejsza opozycja nie chce uciekać od konsultacji społecznych. – Wszystkie ważne zmiany będziemy dyskutować z obywatelami – zapewnia poseł PO.
Co ciekawe, Joanna Scheuring-Wielgus zauważa pewne podobieństwa między PiS a PO. – Platforma też nie zawsze konsultowała ustawy. Nowoczesna powstała właśnie jako forma sprzeciwu wobec dyktatu rządu Platformy Obywatelskiej, który też zdawał się lepiej wiedzieć, co jest dobra dla obywateli. Inna rzecz, że PiS działa o wiele bardziej brutalnie – przekonuje posłanka Nowoczesnej.
