Kiedy Wy w trakcie burzy zamykacie okna, oni wychodzą z aparatami w pogoni za jak najlepszym zdjęciem. Inni przed komputerami prognozują, jak burza będzie się poruszać i jakie będą jej konsekwencje. Niektórym udało się ocalić przed skutkami nawałnic całe wsie. Poznajcie polskich łowców burz.
– Podążamy za nimi dla piękna zjawiska. Dla efektów dźwiękowych. Dla adrenaliny – mówi Paweł Żurowski, jeden z polskich łowców burz. Choć niemal wszyscy początkowo musieli przełamywać strach, dziś nie wyobrażają sobie życia bez obserwowania piorunów. Już nie tylko robią zdjęcia, ale także przewidują, gdzie gwałtowne nawałnice wystąpią i pracują nad programami, które pomogą w prognozowaniu pogody.
W samochodzie bezpiecznie
Piotr, rocznik '89. Z wykształcenia jest dietetykiem, ale jego umysł jest owładnięty burzami. – Fascynuje mnie, jak powstają, jak się poruszają, dlaczego występują w takich, a nie innych warunkach – przyznaje.
Popiera go Tomasz Machowski, łowca z Brzeska, prywatnie student komunikacji społecznej. – Nigdy nie wiadomo, co dana burza może nam przynieść. To zjawisko zaskakujące, nieprzewidywalne, nie do końca daje się wyprognozować – przekonuje.
Dlatego kiedy wiedzą, że burza nadejdzie, łowcy chwytają za aparaty i rzucają się, by sfotografować i sfilmować pioruny. Choć przekonują, że w czasie nawałnicy najbezpieczniej jest zostać w zamkniętym pomieszczeniu, sami łamią tę zasadę.
– Czasem fotografowanie z domu nie wystarczy. Organizujemy się wtedy w kilka osób, wsiadamy w samochód i jedziemy szukać dobrego punktu, skąd będzie najlepiej widać burzę – mówi Tomasz Machowski. Nawet wtedy łowcy starają się pamiętać o podstawowych zasadach. – Szukamy płaskiego obszaru, który jest poza zasięgiem burzy. Albo zostajemy samochodzie, który działa jak klatka Faradaya. Piorun po prostu spływa po karoserii – wyjaśnia.
Zdaniem Machowskiego, tropienie burz można porównać do ekstremalnego sportu. – Bliskie uderzenie pioruna i grzmot podczas burzy powodują przypływ adrenaliny. Nigdy człowiek nie wie, co się stanie. Jest jak na dobrym filmie – mówi.
Przewidują i ostrzegają
Ale działalność łowców burz nie ogranicza się jedynie do dokumentowania zjawisk. W 2008 roku założyli stowarzyszenie, które zajmuje się również fachowym opisywaniem i prognozowaniem nadchodzących burz. Jego członkowie mieli nawet specjalne szkolenia w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
– W pracy używamy detektorów wyładowań, radarów, korzystamy też z map satelitarnych. Na tej podstawie obserwujemy, czy gdzieś w kraju nie tworzą się chmury burzowe i wydajemy prognozę na następny dzień. Można ją zobaczyć na naszej stronie internetowej lowcyburz.pl – tłumaczy Piotr Żurowski. – W stowarzyszeniu mamy ustalone dyżury, podczas których na bieżąco wydajemy komunikaty o przemieszczających się burzach dla poszczególnych powiatów – dodaje.
Dzięki takim działaniom czasem udaje się uratować przed burzą całe wsie. Tak było na przykład w nocy z 3 na 4 czerwca 2010, kiedy Żurowski zorientował się, że na południu Polski po burzy należy spodziewać się gwałtownej fali wezbraniowej na rzekach. – Wysyłałem smsy do znajomych, zaalarmowałem lokalnych strażaków. Dzięki temu przygotowali się do fali, zaczęli układać worki z piaskiem i rękawy. Mieszkańcy z kolei przenieśli dobytek na wyższe piętra. Niestety domów nie udało się ochronić przed zalaniem, ale ludzie przynajmniej byli na to przygotowani – mówi łowca burz. – Uważam to, jak do tej pory, za swój największy sukces.
O tym, że dzięki swojej pasji chcą pomagać, mówią też inni łowcy. Tomasz Machowski przypomina, że każdy, kto pasjonuje się burzami, kiedy zobaczy niepokojące zjawiska meteorologiczne swojej okolicy, natychmiast informuje o tym pozostałych.
W pogoni za tornadem
Łowcy burz wierzą też, że mają pewną misję edukacyjną. Ich zdaniem w Polsce wciąż zbyt mało mówi się o zagrożeniach związanych z burzami i nie uczy się zachowań związanych z nimi. – Nikt nie mówi, że jak jest burza nie wolno wchodzić na wzniesienia, chować się pod wysokimi drzewami, czy masztami, stawać koło tablic, które mogą urwać się pod naporem wiatru – mówi Piotr Żurowski. – Przez to wiele przypadków kończy się jak ten z Bobowa w Małopolsce, gdzie dwóch chłopaków straciło życie, chowając się pod drzewem.
Samym łowcom póki co nie zdarzyły się jeszcze żadne poważne wypadki. Ale polskie burze nie są najbardziej niebezpiecznymi na świecie. Te największe, najbardziej niebezpieczne, ale przez to najbardziej okazałe, zdarzają się w Stanach Zjednoczonych. Odwiedzenie słynnej "alei tornad", czyli obszaru rozciągającego się przez Teksas, Oklahomę, Kansas, Nebraskę, Iowa i Południową Dakotę to marzenie niemal każdego polskiego łowcy burz. Trąby powietrzne zdarzają się tam nawet 700 razy w roku.
Jak jednak przyznaje Żurowski, z każdym zdjęciem trąby powietrznej czy gwałtownej burzy wiążą się dla nich dylematy. – Chcielibyśmy zrobić piękne zdjęcia, ale trudno nie pamiętać, że niemal zawsze tam, gdzie występują tak gwałtowne zjawiska, cierpią ludzie – mówi.
W przyszłości chciałbym wybrać się na porządną pogoń za pięknie urzeźbioną i bardzo gwałtowną burzą, ujrzeć gigantyczny grad i jak każdy łowca – fotogeniczną trąbę powietrzną.
Krzysztof
łowca burz
Szczególne wrażenie robią na mnie zbliżające się wieczorem silne układy burzowe – nic tylko w pełni przeżywać chwilę. Kiedyś było jednak inaczej – wybierałem drogę pod kołdrę lub do łazienki
Paweł
łowca burz
Od małego spoglądałem na burze, po prostu coś w nich jest, co mnie do nich przyciąga, jak magnes