Odpalam studio Polsatu przed meczami Ligi Europy i oczom nie wierzę. Artur Szpilka. Zaraz, zaraz, czy to nie powtórka walki Kliczki z Chisorą? Nie, no jak? Przecież obok siedzą Marcin Żewłakow i Roman Kołtoń. Eksperci piłkarscy. Ale kto wpadł na pomysł, żeby dosiadł się do nich bokser, który nie ma pojęcia o futbolu? Przecież to nie Andrzej Dawidziuk. Sam się ze swoim krzesłem nie wprosił.
Artur to facet o naprawdę ciekawych losach. Aspirujący do miana największego boksera wśród polskich celebrytów i największego celebryty wśród bokserów. 22-latek, którego historia o wyjściu z więzienia zaczyna porywać tłumy, który pokazuje atrakcyjny dla oka boks, ale wreszcie który – choć jest na dobrej drodze – niczego wielkiego jeszcze nie osiągnął.
A zapytany, czy zna choć jednego piłkarza Wisły Kraków, nawet nie sili się na dyplomację:
Kojarzę tylko Małeckiego. Jedyny świr z tej Wisły, nie? Chłopak jakoś z tym klubem związany, ale nie znam go osobiście.
Miałem okazję poznać Szpilkę osobiście i muszę wam przyznać, że darzę go sporą sympatią. Zaimponowało mi, że z półgłówka, który nie potrafił sklecić sensownego zdania, stał się elokwentnym i otwartym gościem. Wczoraj popisu erudycji nie dał, ale zwykle w telewizji wypada całkiem nieźle. Nie boi się kontrowersyjnych poglądów („Gdyby Chisora mnie opluł, to bym go zgwałcił”), mało tego – głosi je wyjątkowo chętnie, a takie hasła sprzedają się w boksie lepiej niż ogłada i bon ton ministranta Adamka. Ale skoro Artur ma coś do powiedzenia i kamera lubi go z wzajemnością, to nie znaczy, że trzeba robić z niego fachowca od wszystkiego. Bo kiedy człowiek zna się na wszystkim, to tak naprawdę nie zna się na niczym. I jeśli ktoś zobaczył go wczoraj w telewizji po raz pierwszy, to zapewne nie wyrobił sobie o nim najlepszej opinii.
Szpilka nawet nie udawał, że wie, o czym ma mówić. Był nienaturalnie spięty („Przepraszam, myślałem o czymś innym”). Jakby mógł, to najchętniej by z tego studia wyszedł. Na meczach Wisły może i faktycznie bywa, ale to bardziej z racji bliższych kontaktów z jej fanami. Przecież sam twierdzi, że piłkarze, a raczej ich pensje, go drażnią. Myślicie, że rozpoznałby na ulicy Michaela Lameya? Że wie, dlaczego Melikson w pewnym momencie podzielił polskich kibiców? Że słyszał wcześniej o Standardzie Liege?
Może i coś dzwoniło, ale nie wiadomo, w którym kościele.
A dziś chłopak, który zaliczył dziewięć walk w boksie zawodowym, wychodzi z każdej lodówki. Ani się obejrzymy, a za chwilę dostanie robotę w TVN Style, gdzie będzie doradzał w jakich chodzić t-shirtach, opowiadał o literaturze w TVP Kultura (lubi powtarzać, że „Potop” zrył mu beret) albo odpicowywał komuś samochód w MTV czy innej VIVIE.
Nie tędy droga. Może najpierw pasowałoby coś osiągnąć na ringu...
Denerwuje mnie, że ci goście zarabiają tyle pieniędzy, nic nie robiąc. Mogę pooglądać Barcelonę z Realem, angielską piłkę… Manchester, Tottenham. Messi… No, masakra. To jest coś pięknego. Siedzę przed telewizorem i aż mi się „miska” cieszy, ze można tak grać. A w Polsce, co? Nawet Wisła - mistrz Polski, teraz prawie Liga Mistrzów, ładne mecze, ale co oni grają w polskiej lidze? 1:1 z Polonią? No jak? Dla mnie polska piłka mogłaby nie istnieć.
Artur Szpilka
wywiad dla Weszlo.com
Niech najpierw ci piłkarze zaczną sobą coś reprezentować. Mówię, Wisła bardzo dobra drużyna, a czasem to jest żałosne, jak wypada w polskiej lidze. Mnie najbardziej boli, że wielu ludzi zapierdala, wylewa ósme poty, a nie może zarobić takiej kasy, jak piłkarz drugoligowy. W boksie amatorskim chłopaki zarabiają takie grosze, że to się w głowie nie mieści. Dostają po łbie, a nie mają nawet średniej krajowej. Przeciętny piłkarz dostaje ile? 30 tysięcy? Rzygać się chce.