Właścicielka sali w Szczytnie przez głupi błąd zapisała... dwa wesela jednego wieczoru. Panna młoda cudem wybrnęła
Bartosz Świderski
19 października 2017, 16:48·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 19 października 2017, 16:48
Przygotowania do wesela są jednym z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. Salę zwykle zamawia się na minimum rok przed datą wesela. Tak też zrobiła pani Aleksandra ze Szczytna. Tego, co jej się przytrafiło na dwa dni przed weselem, nie życzylibyście nawet najgorszemu wrogowi.
Reklama.
Nietypową sprawę opisuje "Tygodnik Szczytno". Aleksandra Kossakowska od dawna czekała na najpiękniejszy dzień w swoim życiu. Na weselu mieli być goście z USA, Anglii i Niemiec, do tego kompania honorowa policji. Umowę na wynajem nowej, pięknej sali weselnej w Lemanach pod Szczytnem narzeczeni podpisali w marcu 2016 roku. Ślub miał odbyć się w sobotę 9 września 2017 roku, czyli prawie półtora roku później.
Tymczasem na dwa dni przed weselem Kossakowską czekała przykra niespodzianka. Właścicielka sali powiedziała, że tego samego dnia mają odbyć się u niej… dwa wesela. Kossakowskiej zaproponowała na wesele małą "klitkę" i namiot, mimo że wcześniej dała jej pisemną obietnicę, że jej wesele będzie w dużej sali, a to drugie w mniejszej.
Tego było już za wiele. Jej ojciec i przyszły mąż poszli do prawnika. Właścicielka dostała czas na wywiązanie się z umowy albo zwrot pieniędzy. Powiedziała, że nie jest w stanie wywiązać się z umowy.
Okazało się, że dwa wesela jednocześnie zostały zaplanowane na skutek błędu. Sala została omyłkowo zarezerwowana na ten sam termin. Liczba gości na drugim weselu znacząco się zwiększyła, właścicielka została więc zmuszona umieścić ich w większej sali. Pani Aleksandra zrezygnowała z sali w Lemanach.
To nie był jednak koniec jej ekstremalnych nerwów. Narzeczeni zaczęli na gwałt szukać innej sali, mimo że wiedzieli, iż na kilka dni przez weselem graniczy to z cudem. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Jednak udało się to znaleźć salę w pobliskich Brajnikach, dosłownie rzutem na taśmę. Był czwartek, godz. 23, niecałe dwa dni do wesela pani Aleksandry. Szczęśliwie okazało się, że na dwa tygodnie przed terminem wesela zrezygnowała z niego inna para. Szczęście w nieszczęściu.