
Odkąd wódka stworzona z destylatu z rodzinnej, rzemieślniczej gorzelni w Radziczu trafiła do sklepów w całej Polsce, jej szef, Łukasz Karmowski, nie kryje dumy. – Polskie gorzelnictwo nareszcie wychodzi z cienia – przekonuje i nie ma tu na myśli jedynie sukcesu ekonomicznego. Najmłodszy z klanu gorzelników postanowił bowiem przekonać nas, że wódkę można smakować.
W rodzinie Karmowskich tworzeniem trunków zajmowano się od pokoleń: dziadek robił nalewki, ojciec kierował gorzelnią, syn… – W życiu nie myślałem, że będę pracował w gorzelni – śmieje się Karmowski-junior. I choć koniec końców stery wykupionej przez ojca gorzelni objął, obudzenie w sobie rzemieślniczej pasji zajęło mu trochę czasu.
Pytany o to, czy pamięta najlepszą partię, jaka wyszła z jego gorzelni, kręci głową: – Staram się smakować każdą partię destylatu, która wychodzi z gorzelni. Jeżeli zmieniamy parametry czy surowiec, to obowiązkowo muszę osobiście sprawdzić jakość destylatu – tłumaczy dodając, że tym, co odróżnia gorzelnię rzemieślniczą od przemysłowej to sposób oceny każdego etapu produkcji – w przypadku rzemieślniczej - nad każdą fazą czuwa człowiek, a nie komputer. Oczywiście nie oznacza to, że w Radziczu czas zatrzymał się w XIX wieku:
Jesteśmy wierni tradycyjnym metodom tworzenia. Przykładowo, surowiec parowany jest w niespotykanym już przy nowych instalacjach parniku ciśnieniowym, a proces destylacji w klasycznej miedzianej kolumnie gorzelniczej. Stosując tradycyjne metody produkcji idziemy jednocześnie z duchem czasu prowadząc regularną kontrolę laboratoryjną. W trakcie tworzenia spirytusu pobieramy próbki surowców, zacierów oraz destylatu i regularnie dokonujemy badań w zakładowym mini laboratorium, aby utrzymać najwyższe standardy i na każdym etapie pilnować cyklu wytwórczego.
Kilkanaście lat temu zdarzyło mi się współpracować z amerykańskim funduszem inwestycyjnym. Jego przedstawiciele chcieli zainwestować w produkcję wódki z ziemniaków w Stanach Zjednoczonych. Szukali specjalisty, będącego w stanie stworzyć od podstaw jakościowy produkt, który będą mogli zaprezentować inwestorom i udowodnić, że potrafią robić wódkę według... polskich standardów. Nie rozważali w ogóle innej narodowości. Technolog miał być z Polski i kropka.
Korepetycje z gorzelnictwa za oceanem wcale nie są pretekstem do konkluzji pod tytułem “cudze chwalicie…”. Wódka z Radzicza staje się coraz bardziej znana i to, uwaga, ze swojego smaku i zapachu: - Uwielbiam przechadzać się po gorzelni, delektować się zapachem zacieru. Swoich pracowników również do tego zachęcam, bo to właśnie fakt, że możemy pozwolić sobie na nieśpieszną produkcję wpływa na charakter naszej wódki - tłumaczy Karmowski, dodając, że jeśli chcemy to naprawdę docenić, trzeba spróbować wódki w temperaturze pokojowej.
