
Nie tylko okna
Anna jest Ukrainką i od kilku lat mieszka w Polsce. – Uciekłam ze Siewierodoniecka (obwód Ługański – red.), z terenów gdzie trwa wojna – wyjaśnia. Bała się o swoje dzieci, że któregoś dnia po prostu nie wrócą do domu. Zostawili tam wszystko: mieszkanie, rodzinę, zwierzęta, dostatnie życie i dobrą pracę. Spakowali się w jedną walizkę. I w Polsce musieli zaczynać od nowa: wynajęte mieszkanie, nowe szkoły dla dzieci. Jej córkę chciano deportować. O to, by została walczyła cała szkoła. Zostali wszyscy. Dostali pozwolenie na stały pobyt. Anna mimo wykształcenia wyższego, nie może znaleźć legalnej pracy. Najczęściej dorabia więc "na czarno", jako sprzątaczka.
Byłam w szoku, że ten facet tak zrobił. Mówił mi, że w Boga nie wierzy, że lubi spotkania takie jak ze mną, a nie z kobietami w specjalnych zakładach (domach publicznych - red.). Powtarzał, że jemu jest potrzebna normalna pani, co będzie miała obowiązki. A panie z Ukrainy przyjeżdżają i bardzo chętnie do niego przychodzą. Masakra. Nieprzyjemnie było. Uciekłam.
To kwiaty, a nie chwasty
Aneta w młodości dorabiała sprzając mieszkania za granicą: Skandynawia, Niemcy. Nie wspomina tego czasu dobrze. – Traktowali nas jak złodziei, podglądali, sprawdzali – żali się. I tak też było, gdy robiła porządki w ogrodzie u niemieckiej rodziny.
Byłam z koleżanką, miałyśmy pielić chwasty. Piękny dom, a przed nim strasznie zapuszczony chodnik, chwasty do pasa. Wyrwałyśmy je wszystkie. Przyszedł Niemiec i zrównał nas z ziemią, bo wyrwałyśmy jego "kwiatki". Tłumaczyłyśmy, że to były zarośla, a nie kwiaty. Ale na nic to się zdało. Za moment zadzwonił do szefa firmy, w której byłyśmy zatrudnione. Musiał przyjechać na miejsce, bo zrobił z tego ogromną aferę. Na szczęście on był rozsądny i nie potrącił nam z pensji.
Żyjemy w epoce donosów
Wanda pod oczami ma wory. Może to ze zmęczenia i przepracowania. W końcu oprócz pracy na kuchni w znanej sieci restauracji, sprząta w biurach. Ta pierwsza jest legalna, druga – nie. Łapiemy ją w tej drugiej. Ma na sobie wypłowiały podkoszulek, włosy związane w kucyk. Podpiera się o kij od mopa. Chętnie rozmawia. Dla niej nie ma ludzi głupich i mądrych, dobrych i złych. Linia podziału nie przebiega według płci czy narodowości. – Nie kobieta, mężczyzna, Polak, Rusek. Kulturalny człowiek wytrze nogi przed wejściem, niekulturalny zostawi, co zostawi. I jest przekonany, że przecież ktoś to posprząta. To też się z domu wynosi – mówi nam.
A teraz widzę, że im młodszy człowiek, tym gorzej. 18-20 lat – to najgorszy wiek. Gość ma zawsze rację. Czy jest włos w zupie czy nie, nieważne. Trzeba klienta przepraszać, kłaniać się. Może deser w gratisie? Żeby tylko skargi nigdzie nie napisał, bo kelnerka będzie miała problem, bo manager będzie miał problem. Żyjemy w epoce donosów. Ludzie ze sobą nie współpracują.
Fugi szczoteczką
Numer telefonu do Magdy z łatwością można znaleźć w sieci. Na Gumtree zamieściła ogłoszenie o tym, że posprząta w domu i biurze, umyje okna i poprasuje. Dużo osób do niej dzwoni. Ale najczęściej z ofertą matrymonialną.
To znaczy, mówiąc wprost, nie chodzi im o umycie okien, ale o seks. Nawet dziś w tej sprawie do mnie dzwonili. Mam pana, który mnie nęka od kilku miesięcy. Tłumaczę mu, że nie świadczę usług seksualnych, ale sprzątające. I on dalej, że ma dla mnie propozycję: by dwa razy w tygodniu do niego przychodzić. No więc ja mu jeszcze raz, że niech nie dzwoni do mnie, tylko do burdelu.
Młodzi ludzie są do dogadania. Najgorsze są pedantyczne panie około 50-60 lat i panowie około 40. Jeden z nich nie chciał mi zapłacić, bo stwierdził, że za długo sprzątałam. Na moje oko niesprzątane było u niego około 1,5 roku. 10 godzin mi to zajęło, wyczyściłam mu po prostu wszystko. A było tego bardzo dużo: zmywarka była cała w pleśni, syf jeden wielki. Naharowałam się i nie chciał mi zapłacić, więc powiedziałam, że wezwę policję albo przyjadę z bratem. I zapłacił.