"Od bycia ćpunem na dnie, do gościa, który zaczął żyć". Aktor ze "Stranger Things" o nowym sezonie
redakcja naTemat
26 października 2017, 17:55·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 października 2017, 17:55
Ten weekend upłynie pod hasłem "Stranger Things". Fani seriali z pewnością nie będą mówić o niczym innym. Już jutro rano premiera drugiego sezonu, na który trzeba było czekać aż rok. Wygląda na to, że się to opłaci i trudno będzie nam się oprzeć od obejrzenia go całego naraz. Będzie straszniejszy, poruszający i równie dobry co pierwszy. – Chciałbym, żeby ludzie znów mieli okazję przeżyć z nami całe spektrum emocji – mówi jeden z aktorów grających w serialu, David Harbour.
Reklama.
W pierwszym sezonie "Stranger Things" poznajemy komendanta Jima Hoppera, który po tragicznej śmierci córki, uciekł w świat używek, stając się niezbyt wzorowym policjantem. Tajemnicze zdarzenia, które miały miejsce w sennym miasteczku, pozwoliły mu odżyć na nowo. Aktor wcielający się w szefa policji, David Harbour, opowiada m. in. o tym jak jego życie zmieniło się po serialu oraz co zobaczymy w drugim sezonie.
Jak zareagowałeś na zainteresowanie pierwszym sezonem? Kiedy zorientowałeś się, że serial stał się kultowy?
Poczułem się przytłoczony już po pierwszym weekendzie. Mam około 100 kontaktów w telefonie, z których używam może 10. I pamiętam, że po pierwszym weekendzie (kiedy serial zadebiutował), jakoś koło niedzieli – dosłownie od wszystkich dostałem SMSa. Pomyślałem, o mój Boże, udało nam się. A to nigdy dotąd się nie zdarzyło. Pracowałem wiele lat w tym biznesie. Ludzie czasem mówili, że dobrze zagrałem, ale nigdy nie zdarzyło się to na taką skalę. I nagle, wszyscy mówili, że jestem postacią ze "Stranger Things", a ludzie robią fan arty ze mną i w ogóle.
Grałem wtedy w sztuce, po finale czekało na mnie z dziesięciu widzów. A potem nagle widzę pięćdziesięciu ludzi czekających na mnie. A jeszcze potem stu - stojących po autograf. I wtedy zdałem sobie sprawę, że "Stranger Things" zobrazował ducha epoki, co zdawało się kompletnie szalone, wziąwszy pod uwagę, jak zróżnicowana była widownia. Ludzie podchodzący pod sześćdziesiątkę, przychodzili mi gratulować, zaraz za nimi wzdychające trzynastoletnie dziewczęta – "Jejku, dopiero co obejrzałam serial!". I wszystko z ogromnym podziwem. To było niezwykłe, czułem się kompletnie przytłoczony.
Jak te wydarzenia odmieniły twoje życie?
Przede wszystkim, otworzyły mi nowe ścieżki kariery. Ludzie zaczęli mnie rozpoznawać, co miało swoje dobre, ale też złe strony. Nagle dostawałem tweety od potężnych gości z kozimi bródkami, ze środkowego Zachodu, którzy twierdzili, że Hopper przekonał ich do bycia lepszymi facetami i tego typu wyznania. Pomyślałem, kurde, chyba udało nam się poruszyć ludzi, którzy zazwyczaj nie dają się ponieść telewizji – nawet przez pewne narzucone głupie przekonania o samej telewizji.
Miałem okazję zagrać zwykłego faceta, który dokonuje heroicznych czynów. I myślę, że właśnie to dotknęło ludzi w sposób, w który nie dotknęło ich wcześniej. Byłem z tego dumny. Pokochałem swoją postać nawet bardziej, właśnie dzięki temu. Oraz dzięki temu, że Hopper może świetnie zbliżać do siebie ludzi, pokazując, że jeśli powinęła ci się noga w życiu, jesteś załamany – wciąż możesz być ważny i bohaterski. To akurat najlepiej uświadomili mi właśnie fani.
Formuła Netflixa polega na publikacji całych sezonów, globalnie. Jak uważasz, czy miało to jakiś wpływ na sukces serialu?
Jestem wielkim zwolennikiem takiego typu formuły. Wydaje mi się, że "Stranger Things" jest bardzo "amerykańskie", więc zadziwia mnie to, że ludzie w Dubaju chcą oglądać losy małego miasteczka w stanie Indiana w 1983 roku, gdzie ludzie walczą z potworami. Wspaniałe jest móc dotrzeć do tak szerokiego spektrum widzów. Czasem oglądam w internecie filmiki - reakcje fanów "Stranger Things". Niektórzy nawet robią relację live z oglądania sezonu. Możesz zobaczyć ludzi z Anglii, Szkocji, Włoch czy Francji komentujących na żywo, we własnych językach. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, na tak wielką skalę. I uwielbiam to. Jesteśmy rozrzuceni po całym świecie, ale możemy się połączyć dzięki oglądaniu tego samego. Niesamowite.
Opowiedz trochę o zakończeniu pierwszego sezonu. Co się dzieje ogólnie i od czego zacznie się drugi sezon?
Koniec pierwszego sezonu to uratowanie Willa przez Hoppera. I to doświadczenie zmienia życie policjanta. Musi uporać się teraz z rządem i laboratorium Hawkinsa. I dowiaduje się, że Jedenastka wciąż istnieje, gdzieś tam, w jakiejś innej formie. Dlatego kupuje gofry Eggo i próbuje zwabić ją z tego niewiadomego miejsca. W tym momencie kończy się sezon.
Hopper przeszedł niesamowitą przemianę – poznajemy go jako faceta, który jest zasadniczo martwy w środku. I nagle przez te wszystkie przygody, dzięki uratowaniu Willa, przekonuje się, że naprawdę w pewien sposób może już przestać gryźć się ze śmiercią córki. Masaż serca, którym ratuje Willa, przypomina mu ciężkie chwile z chorobą własnego dziecka, widzi, że tym razem nie może i nie przestanie walczyć aż do momentu, w którym go uratuje. Tak naprawdę, gdy Will po raz pierwszy zachłystuje się powietrzem, Hopper robi to samo – czuje się, jakby pierwszy raz od pięciu lat naprawdę żył i oddychał pełną piersią. W pewnym sensie rodzi się wtedy na nowo.
Jak wygląda sytuacja Willa i świat po Drugiej Stronie (The Upside Down) w 2. sezonie? Czy chłopiec wciąż jest z nim związany? Jak to wpływa na niego i całe miasteczko?
Will zdaje się nawiązywać mentalną więź z tym pająkowatym stworem, którego widzieliśmy. Staje się swego rodzaju mostem między dwoma światami. Hopper stara się zrozumieć i dowiedzieć jak najwięcej o tajemniczym świecie częściowo wykorzystując chłopca. Will to dziecko Joyce, które udało mu się uratować. A teraz Will zdaje się mieć dalsze problemy. Hopper jest zdecydowanie zmartwiony i nie wie, jak poradzić sobie z tą sytuacją. I z odcinka na odcinek, sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Wydaje mi się, że Will to niezwykłe, wyjątkowe dziecko.
Wspomniałeś Joyce. Jak ona radzi sobie z sytuacją? Próbuje pomóc Willowi?
Joyce jest zagubiona, przeszliśmy przez naprawdę traumatyczne doświadczenie. A tutaj, mija rok, i ciągle trzeba chodzić po różnych lekarzach, odwiedzać kolejne laboratoria, żeby jakoś rozwiązać sytuację. A więc Joyce wciąż przeżywa mnóstwo stresu, mnóstwo napięć z związku z tym, co dzieje się z jej dzieckiem. Oczywiście w pewnym sensie bardzo dojrzała przez to wszystko – próbuje ułożyć życie rodzinne z Bobem, z dzieciakami – zachowują się jak zwyczajna rodzina, oglądają filmy i wychodzą świętować Halloween. Joyce próbuje być nieco mniej przewrażliwiona na punkcie dzieciaków, ale wciąż tkwi w niej lęk, który jej w tym przeszkadza.
Co dzieje się z laboratorium Hawkinsa? Kto teraz nim zarządza?
Pojawia się nowy zarządca, Brenner już nim nie będzie. Paul Reiser zagra Doktora Owensa, który zdaje się być lepszym gościem, ale i tak patrzymy mu na ręce. Zachowuje się o wiele bardziej, powiedzmy, posłusznie, wygląda jakby naprawdę zależało mu na rozwiązaniu problemów i to przy naszym udziale. Powiem tak, Hopper i tak do nie zaufa tym ludziom do końca. Mimo wszystko, mamy teraz większego wroga i większe zło po Drugiej Stronie do zwalczenia.
Jak wyglądał powrót na plan w drugim sezonie? Czuliście się bardziej zżyci? Czy wpłynęło to na jakość waszej gry?
Jesteśmy zdecydowanie bliżsi. I w przypadku sukcesu pierwszego sezonu – tak naprawdę, nie mieliśmy wówczas pojęcia, że to tak wyjdzie. Zawsze myślałem, że robimy coś dobrego, ale nie spodziewałem się jak wyjątkowi jesteśmy. Mam na myśli ludzi, z którymi grałem – znałem ich i doceniałem ich dorobek. W praniu wyszło, że było w nich znacznie więcej. Nie miałem pojęcia, że chłopak taki jak Joe Keery, z którym spędziłem parę dni i wydawał się po prostu miłym dzieciakiem, jest takim świetnym aktorem. Każdy z obsady wniósł mnóstwo życia i dodał głębi swojej postaci.
Wydaje mi się, że w trakcie kręcenia drugiego sezonu, każdy z nas podziwiał drugiego znacznie bardziej. W związku z tym, spodziewam się, że nowy sezon będzie jeszcze lepszy. Cieszyliśmy się współpracą. Tym razem wiedzieliśmy, że pracowaliśmy nad prawdziwym złotem – i nie zamierzaliśmy spocząć z tego powodu na laurach. Chcieliśmy dać widzom coś lepszego, bogatszego. Przy każdej scenie czuliśmy, że możemy zrobić ją świetnie, jeśli tylko mocno się postaramy. Wspaniałe uczucie. Taki rodzaj presji jest naprawdę dobry.
Rozmawialiśmy z Millie, z którą nie miałeś wiele wspólnych scen, ale zdaje się, że dobrze się dogadywaliście poza planem. Jak wyglądała wasza współpraca?
Millie jest niesamowita. Mam na myśli, że jest niesamowitą młodą aktorką. Ma ogromny talent. Martwię się dzieciakami z planu, bo spadł na nie ogromny sukces, a bardzo chciałbym by mogły dalej pozostać dziećmi. Nasze stosunki utrudnia fakt, że muszę traktować ją jak odtwórczynią głównej roli. Starać się włożyć jak najwięcej pracy w każdą scenę. A często trzeba zagrać trudne, skomplikowane emocje. Tak naprawdę, wiele uczę się w trakcie samej pracy. W dziwny sposób, jesteśmy dla niej jednymi, którzy mogą ją traktować wciąż jako dziecko, bo znaliśmy ją zanim stała się supersławna. I cenię tą możliwość.
Cała reszta świata zdaje się traktować ją już jako dorosłą. Ale także, by okazać szacunek wobec niej jako głównej aktorki, muszę traktować ją jak profesjonalistkę. Niektóre dni na planie były przez to bardzo stresujące i nastręczały kłopotów. Już nigdy nie mogłem zachować się jak wobec zwykłej trzynastolatki, którą była wcześniej. Jednocześnie te skomplikowane emocje przydają mi się w kreowaniu postaci. Więc, jak stwierdziła Meryl Streep, zamień swoje złamane serce w sztukę. Miejmy nadzieję, że nie stworzymy zbyt wielu sytuacji, które będą przeszkadzać w dojrzewaniu utalentowanego dzieciaka.
W drugim sezonie ma się pojawić sporo nowych postaci. Mógłbyś opowiedzieć o paru z nich i o tym, jaki wpływ wywrą na rozwój akcji?
Pojawi się Sean Astin w roli Boba, mózgowca, z którym kiedyś wszyscy chodziliśmy do szkoły – ja, Lonnie i Joyce. Bob był typem kujona, a tu nagle staje się chłopakiem Joyce. No i pojawiają się komplikacje, szczególnie w stosunkach z Hopperem, ze względu na decyzję jaką podjęła Joyce. Relacje między mną i Joyce stają się mocno zagmatwane. Następny jest Dacre Montgomery, grający Billy’ego. Pojawia się w szkole i od początku zdaje się być po prostu dupkiem. Wydaje mu się, że jest niezwykle cool mając paczkę chipsów. Postać Billego wpływa na dynamikę relacji ze Stevem najbardziej, jako że jest on nowym popularnym dzieciakiem w szkole. No i mamy jeszcze młodziutką Sadie, która gra Max. Ta z kolei wpływa najbardziej na chłopców. I oczywiście Paul Reiser, grający doktora Owensa, nowego szefa laboratorium.
Jakich zjawisk paranormalnych możemy spodziewać się w nadchodzącym sezonie?
Wciąż będziemy mieli do czynienia z Drugą Stroną. Głównie z tym, który istnieje pod laboratorium Hawkinsa. Will będzie nawiedzany wizjami potwora, a naszym celem będzie pomaganie mu w pozbyciu się ich.
W jaki sposób twórcy, bracia Duffer będą chcieli zaskoczyć widzów? Jak podniosą poprzeczkę w stosunku do sukcesu pierwszego sezonu?
Powiększy się całe uniwersum. Dufferowie nabyli większej pewności siebie, dzięki sukcesowi pierwszej serii. I zdaje się, że nie poddadzą się łatwo i wciąż będą podążać za swoją kreatywnością. Dzięki temu, że serial odniósł sukces, dokładnie przemyśleli, dlaczego kochają to co robią i podążają ścieżką wyznaczoną tymi wnioskami.
Jak się pracuje z Dufferami?
Są świetni. Nigdy wcześniej nie nawiązałem tak kreatywnej współpracy, z tak kooperatywnymi ludźmi. Czuję, że doskonale się zrozumieliśmy już na samym początku, w pierwszym sezonie. Ciągle przerzucaliśmy się nowymi pomysłami. Czegoś takiego nie widziałem nigdy wcześniej we współpracy z producentami. Dali nam ogromny kredyt zaufania i byli otwarci na nasze pomysły. Ufają moim przeczuciom i impulsom pojawiającym się już na planie. Zazwyczaj dostajesz angaż u kogoś, o kim nie wiesz zbyt wiele, nie wiesz jaka jest jego estetyka i robisz to po prostu dla kasy.
Jakich reakcji widzów oczekujesz po obejrzeniu całego drugiego sezonu? Co z niego powinno na nich najbardziej wpłynąć?
Chciałbym, żeby dali się wciągnąć w dobrą rozrywkę, żeby spędzili ten czas z wypiekami na twarzy – tak jak reagowali na sezon pierwszy. I wydaje mi się, że będą naprawdę oszołomieni nową serią. Mam nadzieję, że wstrząsną nimi emocje i będą płakać, tak jak płakali oglądając finałową scenę ratowania Willa, przecinaną retrospekcjami z jego córką. Widzisz całą długą podroż, od bycia ćpunem na dnie, do gościa, który w końcu zaczął oddychać i tak naprawdę żyć. Oglądam reakcje widzów, widzę wymalowane na twarzach błaganie, niech ten dzieciak przeżyje. I udaje się. I widzisz ulgę.
Chciałbym, żeby ludzie znów mieli okazję przeżyć z nami całe spektrum emocji. Chciałbym, żeby to przełożyło się na ich codzienne życie, żeby poczuli więcej empatii dla otaczających ich prawdziwych ludzi. Na pewno otaczają ich ludzie, którzy wzbudzają skrajne uczucia, ale być może da się im motywację, by próbowali zrozumieć ich lepiej. By na koniec dnia powiedzieć sobie: cieszę się, że jestem istotą ludzką. Zdaje sobie sprawę, że to wysoko postawiona poprzeczka, ale zobaczymy, może uda się tam dotrzeć.