Sentymentalny powiew lat młodości wielu czytelników tego tekstu, czuć tu w każdej scenie. Od czcionki napisów, po fryzury bohaterów. Nawiązania do tamtych wspaniałych czasów popkultury, twórcy serialu opanowali do perfekcji. Z jednej strony czerpią z nich garściami, a z drugiej oddają innym hołd w postaci "product placementu". Drugi sezon nie odstaje pod tym względem od pierwszego. Oprócz tradycyjnych już nawiązań do "Gwiezdnych Wojen" (model Sokoła Millenium) czy gry RPG "Dungeons & Dragons (Demogorgon i Łupieżcy Umysłów), są i te nowe. Czwórka głównych bohaterów na Halloween idzie w strojach z "Pogromców Duchów", na ścianie zobaczymy plakat z okładki "Kill'em All" (po której skończyła się Metallica), a w telewizji leci "Terminator".
Nowością, o ile tak to można nazwać, w drugim sezonie jest... ciężki nastrój. Pierwszy był bardziej fantastyczno-przygodowy z elementami horroru. Teraz atmosfera grozy towarzyszy niemal cały czas. Lepiej poznajemy Drugą Stronę, częściej wyskakują potwory, więc czasem jest naprawdę strasznie i głębiej się chowamy pod kocyk. Denerwować się będziemy za to przy odkrywaniu kolejnych kart trudnej historii Jedenastki czy przy niesnaskach między pozostałymi bohaterami. Nie jest już tak cukierkowo, bo sytuacja w serialowym świecie robi się poważniejsza, ale nie jest też tak "serio serio", więc komediowych scen nie zabraknie.
Przez takie produkcje nie żałuję ani grosza wydanego na abonament Netflixa. Brzmi to ckliwie, ale w ten sposób oddaje też hołd twórcom "Stranger Things". To doskonała rozrywka przez którą życie na moment staje się lepsze, inspiruje do szperania w internecie w poszukiwaniu nawiązań i chłonięcia ich, może też przekabacić na słuchanie tej lepszej strony muzyki. Serial nawiązuje do lat 80-tych, ale technicznie to pierwsza klasa i produkcja na miarę XXI wieku. Zupełnie coś innego niż te dawne, telewizyjne gnioty.