W tak trudnej sytuacji Beata Szydło nie była jeszcze od czasu objęcia urzędu premiera, donosi "Fakt". Jedyny argument, który sprawia, że wciąż pozostaje premierem, to dobre wyniki badań opinii publicznej.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Spekulacje o dymisji premier Beaty Szydło przybierają na sile. Teraz jej przeciwnicy przystępują do zmasowanego ataku. Premier nie mogła dłużej czekać i postanowiła przejść do kontrofensywy. Z informacji dziennika wynika, że Beatę Szydło zdenerwowały kolejne plotki o jej rychłej dymisji.
Jeden jej współpracowników twierdzi, że Szydło powiedziała, iż "musimy coś z tym zrobić". W tym celu miała naprędce przełożyć rozmowę dla TVN24 na bliższy termin po tym jak w mediach ukazały się informacje, że na stanowisku premiera ma ją zastąpić Jarosław Kaczyński. Premier uspokajała w niej, że nie ma mowy o dymisji.
Polityk bliski Beacie Szydło powiedział "Faktowi", że szefowa rządu wie już, kto stoi za wypuszczeniem plotek. Głowy Szydło mają chcieć przede wszystkim ludzie tzw. Zakonu Porozumienia Centrum, czyli najbardziej zaufani współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego, wicepremier Mateusz Morawiecki obdarzony przez Kaczyńskiego wielką władzą oraz Jarosław Gowin, który sam ma duże ambicje, a za Szydło nie przepada.
W niedawnym wywiadzie dla "Polska The Times" Beata Szydło zaprzeczyła plotkom na temat możliwej dymisji. Powiedziała, że w najbliższym czasie jest ona niemożliwa, ucinając w ten sposób spekulacje. Premier pozostawiła jednak furtkę, zaznaczając, że o tym kto stoi na czele rządu decydują różne okoliczności i podchodzi do tego z pokorą. – Ale na dziś nie widzę w Polsce sytuacji, która wymagałaby jakichś gwałtownych zmian w rządzie – powiedziała Beata Szydło.