Bogaci ludzie są źli! To prawda, którą znajdziemy w wielu książkach, ludowych mądrościach i plotkach znajomych. Wydaje ci się, że to dla nich krzywdzące i nieprawdziwe? Naukowcy twierdzą co innego.
Bieda prowadzi do wielu życiowych problemów. Ludzie, którzy muszą liczyć każdy grosz są bardziej chorowici, gorzej wykształceni, przez co zazwyczaj nie są też w stanie zapewnić lepszego startu swoim dzieciom. To powoduje, że co dnia wystawieni są na wielki stres, a frustrację rozładowują często nieufnością, a nawet agresją wobec lepiej sytuowanych. Tak wielka jest moc pieniądza, że decyduje o ludzkim losie.
Wbrew pozorom podobnie jest z tymi, którzy pieniędzy mają aż w nadmiarze. Ciekawy raport na ten temat przedstawia najnowszy "New York Magazine". Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley potwierdzili, iż posiadanie znacznego bogactwa prowadzi do braku empatii i skłonności do niehumanitarnego postępowania. Ogólnie rzecz biorąc, są dowody na to, że milionerzy są mniej ludzcy od innych.
Dla dziennikarzy nowojorskiego magazynu najnowsze odkrycie naukowców jest tak przekonywujące, że na okładce ostatniego "New York Magazine" wprost stawiają tezę, że bogactwo sprawia, że stajemy się podli.
Nie mieli szans nauczyć się współczucia?
Nieco mniej krytyczni wobec bogaczy są jednak sami autorzy badań z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Twierdzą oni bowiem, że wyrachowany sposób bycia ludzi z milionami na koncie nie wynika wprost z ich złej woli. Nie są źli dla innych, ponieważ tacy być chcą. Zdaniem amerykańskich naukowców, większość bogaczy po prostu nie otrzymała w życiu odpowiednich bodźców, które byłby w stanie wytworzyć w nich prawdziwe współczucie.
Dostając wsparcie od rodziny, ucząc się w najlepszych szkołach i w ogóle będąc otoczeni wszystkim, co najlepsze nie mieli szans napotkać przeszkód, które kształtują cechy takie, jak współczucie, czy tolerancja. – To nie jest tak, że klasa wyższa jest po prostu bezduszna – stwierdziła w rozmowie z amerykańskimi mediami Jennifer Stellar, psycholog społeczny z Berkeley.
Co nie zmienia faktu, że jej kolega z uczelni, psycholog Paul Piff, w zupełnie innym badaniu stwierdził jednak, że ludzie najzamożniejsi mają skłonność do stawiania własnego interesu ponad wszystko inne. W tym nie tylko uczucie i dobro innych ludzi, ale nawet prawo. Piff w swojej pracy dowiódł, że bogaci znacznie częściej, niż przeciętnie sytuowani ludzie łamią nawet najbardziej podstawowe reguły.
W przeciwieństwie do zwykłego człowieka, bogaty Amerykanin znacznie chętniej nie tylko przekracza dozwoloną prędkość swoim ekskluzywnym samochodem. On nawet uważa, że kiedy idzie piechotą, wolno mu przechodzić na czerwonym świetle. Zdaniem Paula Piffa, właśnie z powodu tej skłonności zamożnych do stawiania ponad wszystko swojej osoby, większość zwykłych ludzi ma o nich stereotyp "palantów".
Nad Wisłą od bogactwa nie odbija?
Co na to sami bogacze? – Jeżeli fortunę się dziedziczy, albo ona trafia się człowiekowi przypadkowo, to rzeczywiście bardzo często tak jest, że traci się kontakt z prawdziwym życiem, z normalnymi ludźmi – przyznaje jeden z najbogatszych Polaków, Jerzy Mazgaj. – Gdy ktoś się wychowuje od małego w posiadłościach w Los Angeles i jest tylko przewożony przez limuzynę z ochroniarzem z miejsca na miejsce, to tak to się kończy – stwierdza Mazgaj.
Polski bogacz twierdzi jednak, że nad Wisłą trudno kogoś takiego znaleźć. Inaczej, niż w Ameryce, na liście stu najbogatszych ludzi w kraju brakuje dziedziców wielkich fortun. Większość naszych milionerów to ludzie, którzy dorobili się wszystkiego sami, często zaczynając od zera. – Ja też nie wiem, jak to jest odziedziczyć bogactwo. Moja córka natomiast wychowywała się w poczuciu, że firma jest ważniejsza od niej. I nie wiem, czy to było dla niej łatwiejsze, niż "normalne" życie – dodaje.
– Wydaje mi się więc, że w Polsce z tymi bogaczami jest trochę odwrotnie. Ci, którzy ciężko pracowali na swoją fortunę, musieli być znacznie bardziej otwarci, prospołeczni i umieć odnajdywać się w naprawdę różnych warunkach. Raz gorszych, raz lepszych – ocenia Jerzy Mazgaj. Dodając, że nie sądzi również, by pojawiający się na listach najbogatszych Polaków pierwsi dziedzice mieli podobne charaktery do tych z Zachodu. – Wśród tych, których znam, wszyscy sami ciężko pracują i znają życie – podsumowuje milioner.
Gdy ktoś się wychowuje od małego w posiadłościach Los Angeles i jest tylko przewożony przez limuzynę z ochroniarzem z miejsca na miejsce, to tak to się kończy.