Kiedyś były oknami na świat, areną walk z kolegami, można było je spotkać równie często, jak teraz knajpy z kebabami. Teraz ich praktycznie nie ma. Kafejki internetowe czyli miejsca gdzie większość obecnych starszych 20-sto i 30-stolatków spędziła połowę dzieciństwa, wyrastały pod koniec lat 90-tych jak grzyby po deszczu. I równie szybko zniknęły.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Na przestrzeni dziejów to była tylko chwila, zryw w historii, ale za to jaki! Pierwsze kafejki internetowe zaczęły powstawać w Polsce w 1996 roku, zaraz po uruchomieniu przez TP SA dostępu do Sieci przez wdzwanianie (numer wielu pamięta do dziś: 202122). To były czasy kiedy nie wszyscy mieli komputer w domu, bo był wart kilku średnich krajowych, a koszt połączenia z internetem był horrendalnie wysoki - płaciło się za czas spędzony w sieci, a ślimacza prędkość tylko go wydłużała i nabijała kolejne złotówki. Tymczasem, Polacy byli głodni wiedzy, a zwłaszcza gier sieciowych, czatów, nielegalnej muzyki i filmów dla dorosłych.
Kafejka twoim drugim domem
Nic dziwnego, że ktoś w Polsce zwęszył intratny biznes i to dość szybko, dzięki czemu nie odstawiliśmy od reszty świata. Pierwsza na świecie kawiarenka internetowa - Cyberia, która powstała w 1994 roku w Londynie, okazała się strzałem w dziesiątkę (jedną z jej założycielek była Polka!). – Chciałam zrealizować w praktyce ideę nauczania trudnej technologii w prosty i przyjemny sposób. Dzięki Cyberii uczymy wszystkich ludzi, bez względu na wiek, posługiwania się Internetem, co jak dotąd było domeną nielicznych guru, którzy zazwyczaj niechętnie dzielą się wiedzą – mówiła Eva Pascoe. Londyńską kafejkę w rok odwiedziło 100 tys. osób.
Kafejki internetowe z miejsca stały się popularne. Spędzało się w nich popołudnia. Jeśli zapyta się o nie starszego 20-sto, 30-sto, a nawet 40-latka, to zaraz zacznie wspominać rozmarzonym wzorkiem, jakie to były piękne czasy. Kieszonkowe nie szło wtedy na używki, ale na siedzenie w internecie... choć to też było uzależniające. To co teraz jest powszechne i zupełnie normalne, wtedy było takim powiewem przyszłości. Te czasy były naprawdę niedawno, ale wydają się tak odległe i nieprawdopodobnie inne od współczesnych. "Sieć łącząca tysiące komputerów na całym świecie" wyewoluowała, ale wiele naszych działań z tamtych lat pozostało niezmiennych.
Surfowanie zbytnio nie różniło się od dzisiejszego, z wyjątkiem serwisów społecznościowych, które ze względu na małą ogólną liczbę internautów, nie były aż tak popularne. Za to czaty już tak. Do tego gry sieciowe pokroju Counter Strike'a były chlebem powszednim kafejek i coraz bardziej rozwija się cały rynek. Spora część współczesnych mistrzów esportu zaczynała właśnie w osiedlowych kawiarenkach. W polskim internecie zaczęły powstawać też pierwsze portale informacyjne i strony tematyczne, po których też buszowało wiele osób. Mnóstwo osób ściągało też nielegalne piosenki, początkowo z filmami było gorzej, bo były za "ciężkie" i pobierały się wiele dni. Nikt za to wtedy też na dobrą sprawę nie ścigał. No i zostaje oczywiście porno. Współcześnie można za darmo wejść na równie darmowe strony z całymi filmami. Wtedy "płaciło się" za pobieranie samych, roznegliżowanych zdjęć - tak przynajmniej mi kolega mówił.
Pozostały niedobitki
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak trudno teraz znaleźć kafejkę internetową w starym stylu, bo też po co prowadzić teraz taki biznes? Wiele adresów na mapach Google i w internecie jest "martwych", nawet nie ma już jakichś starych szyldów z obowiązkowym "@" w nazwie. W centrum Warszawy znalazłem dwie. Jedna mieści się w podziemiach Dworca Centralnego, przy wejściu od strony alei Jana Pawła II.
W kafejce można poczuć ten specyficzny klimacik, pomimo tego, że wygląda nowocześniej niż te stare, z gigantycznymi, szarymi monitorami. W środku zastałem dwóch starszych panów siedzących przed komputerami. – Zazwyczaj jest więcej osób, szczególnie po południu. Przychodzą, by coś skserować, wydrukować lub po prostu posiedzieć na Fejsie, czekając na opóźniony pociąg – mówił mi pracownik, Piotr. Przez 2 lata nie zaobserwował jakichś zmian w ruchu. Zawsze ktoś wpadnie, bo przez dworzec przewijają się dziennie tysiące ludzi. – Dużo przychodzi też do nas dzieciaków na nocne granie w LoLa ("League of Legends" - red.) – mówi. Za 10 godzin grania w nocy trzeba zapłacić 24 złote. Druga "oldskulowa kafejka położona jest nieopodal.
"c@fe NET" kryje się na stacji metra Centrum. Jest jakby na półpiętrze, nad głowami oczekującymi na pociąg podróżnych. Z zewnątrz wygląda odpowiednio "cybernetycznie". W środku zastałem kilka starszych osób. Jeden pan w garniturze pisał tekst, drugi, zdecydowanie emeryt, siedział na stronie Newsweeka, trzeci szukał czegoś na mapie, a czwarty skrył się w najdalszym koncie i ustawił monitor tak, by nie było nic widać. – Najwięcej mamy obcokrajowców i osób, którym popsuł się komputer. Przychodzą też studenci, którzy są w trakcie przeprowadzki i jeszcze nie mają komputera. Większość przychodzi jednak coś wydrukować czy skserować - tłumaczyła mi pani, która nie chciała zdradzać imienia. W tej kafejce nie ma gier, ale też nie narzekają na mały ruch.
Wielkiego powrotu kafejek nie będzie
W czasach gdy komputery nosimy w kieszeni, a nieograniczony dostęp do internetu mamy za kilkadziesiąt złotych, a w tradycyjnych kawiarniach - darmo, kafejki nie mają racji bytu. Te co pozostały wypełniają niszę, bo zawsze się znajdzie ktoś kto potrzebuje na chwilę komputera i jest gotów zapłacić te kilka złotych. Niedobitki kafejkowe ratują ksera i drukarki - niestety tusz nie staniał tak jak połączenia z siecią. Funkcje dawnych baz wypadowych młodzieży przejęły teraz biblioteki - w niemal każdej jest "pracownia komputerowa". Jednak to już nie to samo, poza tym nie są dla wszystkich. Nie pogramy w nie w popularne sieciówki, są też nosicielami wirusów.
Kafejek internetowych poszukiwałem też w Łodzi. Zwiedziłem pół miasta - Google musi być zdecydowanie zaktualizować mapki. Natrafiałem na miejsca wybudowane na zgliszczach dawnych oaz internetu lub biblioteki. W jednej, przy ulicy Rzgowskiej, pani mi powiedziała 3 razy w jednym zdaniu, że komputery są "tylko dla czytelników". W położonych niedaleko pawilonach też kiedyś było podobno zagłębie.
– A na długo pan potrzebuje tego komputera? Mogę na chwilę pożyczyć swój – powiedziała mi sprzedawczyni, gdy zapytałem czy są jakieś w okolicy. Ogólnie ludzie się na mnie patrzyli jakbym się wybudził z 15-letniej śpiączki. – Podobna tutaj gdzieś była kawiarenka internetowa – mówię do faceta w sklepie komputerowym w centrum. – Dobrze pan powiedział "była" – odpowiedział ponurym tonem. Ogólnie w Łodzi takich miejsc nie ma od lat (potwierdzili to nawet strażnicy miejscy), ale też nie przeczesałem całego miasta.
Początek końca kafejek internetowych w Polsce datuje się na 2001 rok. To symboliczna data - wtedy zakończyła działalność londyńska Cyberia, a w naszym kraju TP SA uruchomiła legendarną Neostradę. Internet był wolny, ale przynajmniej nie płaciło się za niego jak za rozmowę telefoniczną. Pierwszy abonament był absurdalnie, jak na dzisiejsze czasy, wysoki: od 300 do 1500 zł! Z każdym kolejnym rokiem cena malała, stałe łącze z pecetami wchodziły pod strzechy i dawały życie pokoleniu "dzieci Neo", a kafejki internetowe podzieliły los wypożyczalni kaset VHS.
Moda retro na filmy z kaset powraca, bo mają zaklętą w sobie atmosferę tamtych lat. Klasyczne kafejki internetowe oferowały za to coś, co teraz każdy ma na wyciągnięcie ręki i to często za darmo, dlatego ich renesans nie ma sensu. Co innego część "rozrywkowa" - bary z grami konsolowymi znajdziemy w każdym większym mieście, powstaje też coraz więcej pokojów treningowych dla esportowców. Tak więc, duch ledwo minionej epoki tak do końca nie umarł.