Gdzie się podziali tamci fachowcy? Czy oni w ogóle kiedykolwiek istnieli? Czy remont mieszkania może się skończyć czymś innym niż fuszerką, a nawet traumą? Ludzie wydają ciężko zarobione pieniądze, a potem codziennie patrzą na efekty w postaci odpadających tynków, krzywych ścian, nieszczelnych okien. Tak, proszę państwa, działa wolny rynek, a raczej jakaś szara strefa, gdzie jakaś duża część fachowców jest bezczelna i czuje się bezkarnie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
– Wie pani, pani Jolu, na jakiego super fachowca trafiłam? Pomalował mi całe mieszkanie, farba leży idealnie, nawet nosił ze sobą ścierki i wszystko czyścił. Jak wyszedł to nie zostawił po sobie żadnego brudu! – chwaliła się jedna z klientek fryzjera, której rozmowę mimowolnie podsłuchałem. Myślę sobie: "Że co!?", z dwóch powodów. Po pierwsze, że pozostawienie po sobie porządku jest czymś ekskluzywnym i nieprawdopodobnym, a po drugie, jak to się stało, że ktoś chwali fachowca? Ze swojego doświadczenia i historii znajomych wiem, że są z nimi same problemy. Zwłaszcza jeśli chodzi o prace remontowo-wykończeniowe. Myślałem, że takie rzeczy jak w filmach i serialach PRL lub programie "Usterka" już nie mają miejsca. A jednak.
Weź tego fachowca, mówili, zrobi to dobrze, mówili
– Robiliśmy remont łazienki i mieliśmy fachowca, który kazał się nazywać Lucek. Myślę, że to nie był skrót od imienia Lucjan, ale Lucyfer. Miał skuć płytki w łazience, i faktycznie to zrobił, ale przy okazji zrobił dziurę do pokoju i mocno pokiereszował ścianę. Popękała nawet, a była świezo wyremontowana. Przyznał, że... nie wiedział czy może zajrzeć do pokoju, by sprawdzić jak gruba jest ściana – wspomina Marta. Uśmiecha się teraz, ale domyślam się ile to ją nerwów i pieniędzy kosztowało. – Dziurę załatał, a my wygipsowaliśmy jeszcze raz, trochę to głupio wyglądało, ale najgorsze było to jego tłumaczenie, bo kiedyś sam sobie wszedł do kuchni i zaparzył herbatkę w naszym najlepszym porcelanowym kubku – przyznaje znajoma. Teraz już dziury nie widać, ale przykre wspomnienie zostało.
Absurdalnych sytuacji jest pełno. Nie chcę nieuczciwie oskarżać, ale zazwyczaj starszy fachowiec chyba próbuje wykorzystać naiwność młodych ludzi. Ci z kolei się nie znają i ufają bezgranicznie albo wymagają zbyt wiele. Tak zresztą jest we wszystkich zawodach, ale przecież życie nei powinno polegać na ciągłej walce pod hasłem "kto kogo bardziej oszuka".
Są historie, które trudno jednoznacznie ocenić, jak ta z panem Piotrem fachowcem. – Bardzo długo szukałam kogoś, kto zburzy ścianę, zamontuje nową wannę i położy kafelki. Łazienka jest malutka i firmy nie biorą takich drobiazgów, a dla jednego fachowca to za dużo roboty. Dopiero kuzyn koleżanki się zgodził – opowiada mi Iza. – Na samą wannę czekałam bardzo długo, bo prawdopodobnie jechała pociągiem z Chin, a jak przyjechała to była odwrotna tzn. nie prawa tylko lewa. Natomiast pan Piotr pracował raz kilka godzin, raz wcale, bo okazało się ze dzieli się z pracująca partnerką opieką nad małym dzieckiem, które właśnie złapało wiatrówkę. Miałam rozgrzebana łazienkę przez trzy miesiące, ale za to panowała rodzinną atmosfera między nami, bo ja z kolei opiekowała się dwuletnim wnuczkiem - wspomina Iza.
Każdy ma chyba anegdoty związane z fachowcami. Moja rodzina też. Albo ma pecha, albo dobry fachowiec to oksymoron. Taki Yeti, niby istnieje, ale nie ma dowodów. Moi rodzice np. nie lubią słonecznych dni. Wtedy widać rysy na oknach. Ponad 15 lat temu pewien doświadczony fachowiec tynkował dom, ale nie przykrył folią okien. Rozbryzgi szarej masy zaschły na szybach. Budowlańce wzięli więc do rąk szpachelki i zeskrobali grudy tynku. Szyby są tak porysowane, że patrząc pod słońce przypominają lodowisko po meczu hokeja. Teraz moim rodzicom już trochę przeszło, ale wcześniej gotowali się patrząc na drogie okna zniszczone przez fachurę, który wcale tak mało nie wziął za robotę, no ale przecież nie kupi za to nowych okien.
Brat miał do zrobienia łazienkę i kuchnię w nowym mieszkaniu. Wystarczyło położyć kafelki - pozornie prosta sprawa. Wziął fachowca z polecenia, a że to ktoś z dalekiej rodziny, to pewnie nie policzy sobie za dużo. No nie do końca. – Pracował 3 razy dłużej i wziął 2 razy więcej niż cena rynkowa. Kilka metrów kafelków układał 1,5 miesiąca, wiesz jak życie z przeciągającym się remontem jest uciążliwe? – mówi mi brat.
– Chciałem z niego zrezygnować w trakcie, bo ile można. Nie mieliśmy umowy i na początku nie umawialiśmy się na kasę. Obiecał, że ze mnie nie zedrze, a ja chciałem zapłacić średnią rynkową, ale zaczął mnie "nawiedzać", więc w końcu się ugiąłem. Trzeba jednak przyznać, że zrobił wszystko porządnie. – tłumaczy Karol. Czasem się zastanawiam czy fachowcy to robią specjalnie czy faktycznie są tacy nieudolni? Jak potem można spać spokojnie w nocy? Znajomi chętnie się dzielili swoimi historiami. To swego rodzaju katharsis. Przeraża mnie liczba przykrych wspomnień z tak zwanymi fachowcami.
Dobry fachowiec jak Yeti
Nie wszystkie perypetie dobrze się kończą i nie każdy wspomina je z uśmiechem na twarzy. – Ten gość to był oszust i manipulant. Wydawał się człowiekiem na poziomie - nie jak "typowy fachowiec" – mówi mi Maciej. Pozory mylą, zwłaszcza gdy przychodzi facet po 50-tce. Musi być przecież doświadczony, więc zrobi wszystko profesjonalnie. I tak, bierzesz ślub, chcesz się wprowadzać do nowego mieszkania, a potem zastajesz coś takiego:
Teraz Maciek nie śpi po nocach, bo myśli o mieszkaniu. Wziął wolne w pracy, by wszystko pilnować i poprawiać. Zatrudnił innego, młodszego fachowca, który nie kryje, ze zna się tylko na gładziach i znajomy już nie narzeka. Zapłaci mu jednak jak będzie po wszystkim.
Umiesz liczyć, licz na siebie - głosi porzekadło. Niestety wielu dowiadujemy się o tym za późno. Tomasz miał w domu do zrobienia zwykłą stolarkę. Skończyło się na tym, że sam został stolarzem i może mieć pretensje, jedynie do siebie.
– Gwoli ścisłości: szafa jest nie wykończona i zrobili też jedną ścianę z desek z palet. Było tak profesjonalnie i równo, że moja dziewczyna się poryczała jak to zobaczyła, a ów deski zerwałem kilka dni później i sam zrobiłem tą ścianę z płyty MDF - dodaje Tomek.
Inny znajomy, Adam, prawdopodobnie spotka się z fachowcem w sądzie. – Pan Dariusz, tak miał na imię, to z pozoru sympatyczny starszy gość. Przyjechał najpierw zobaczyć jak mieszkanie wygląda. Pomierzył wszystko, wyliczył ilość materiałów i podał cenę: 10 000 złotych. Jak na taki remont pomyśleliśmy, że w sumie to dobra cena. Teście również nie mieli nic przeciwko – tłumaczy Adam. Pan Dariusz zaczął swoje prace zaraz na początku czerwca. Umówiliśmy się z nim, że będzie co tydzień dostawał zaliczkę za wykonane prace. Przez pierwsze dwa tygodnie prace przebiegały bez większych problemów. Pan Dariusz miał nawet swojego pomocnika, który wydawał się młodym, sympatycznym chłopakiem. Ponieważ na początku miesiąca mieliśmy wykupioną wycieczkę - urlop - Pan Dariusz obiecał, że na pewno skończy i gdyby coś było trzeba poprawić to on bez problemu będzie to robił. Żartował przy tym, że jednak ma nadzieję, że nie będzie to konieczne – mówi Adam.
Adam kończy tym, że sprawa trafiła do prawnika.
Są jeszcze dobrzy fachowcy
Nie każda historia kończy się źle. – Zatrudniliśmy faceta do zrobienia nam gładzi. Dogadaliśmy się na kwotę, podpisaliśmy umowę. Gość zrobił to w kilka dni. Rozliczyliśmy się i to bez gadania, że "pan dorzuci tu jeszcze kilka stówek, bo było trudniej niż myślałem", podaliśmy sobie prawice i po temacie – wspomina Tomek, która miał pecha z szafą i przedpokojem.
– Ja odziedziczyłam fachowca "po rodzinie". Mariusz robił u babci, sąsiadów, sąsiadów sąsiadów itd. Gdy zaczęliśmy remont kamienicy w centrum Łodzi, to musieliśmy wziąć tylko i wyłącznie kogoś z polecania. W ścianach takich lokali jest słoma, a prąd był zakładany przed wojną. Wszystko zrobił od podłogi, aż po sufit, łącznie z pruciem ścian. Początkowo próbowaliśmy ingerować w jego pracę, że "my płacimy, to wymagamy" i totalnym brakiem fachowości wykazaliśmy się... my – mówi Anna. Np. dał nam wybór - położyć lub nie gładź na karton-gipsie. Chcieliśmy przyoszczędzić, więc odmówiliśmy i ściany są w tym momencie popękane. To akurat nasza wina, więc nie nic złego o nim nie powiemy, sam nas nawet ostrzegał. Wszystko kupił sam, ze wszystkiego się od razu rozliczał, nawet sam nam dobrał kolor ścian. Wziął dużo, ale to najlepiej wydane pieniądze w naszym życiu – mówi Anna. Takich fachowców ze świecą jednak szukać.
Panuje przekonanie, że podpisanie umowy przed robotą to faux pas. Jest taka dosłownie niepisana umowa, by ufać sobie na słowo. I potem wychodzą kwiatki i nie można nic z tym zrobić. A co dopiero, gdy się nie będzie chciało dać zaliczki! Toż to zniewaga! Nikomu się włóczyć po sadach nie chce, więc z rozmów wynika, że trzeba przestrzegać 3 rzeczy: podpisywać umowę przed rozpoczęciem prac, nie dawać żadnych zaliczek, a do remontów i wykończeniówki brać młodych fachowców - ci starzy się chyba wypalili, nie mają dobrych zamiarów lub im się po prostu nie chce. Paradoksalnie w tej branży, zwłaszcza przy prostych pracach, poważny wiek, wcale nie oznacza, poważnie wykonanych prac.
"Pan mi zrobił komin za krótki i wszystkie spaliny idą na strych. Pytasz jakim cudem? Komin kończy sie kilkanaście centymetrów pod dachem. Kazałam mu wrócić i naprawić, to raz że wieje, raz że pada, raz że nie ma drabinki na dachu. W końcu się wkurzę i dorobię sama.
Pola
"Mój były poprosił pana Pawła o czarną szafę ze złotymi elementami i Paweł mu zrobił brązową z srebrnymi. I potem było "Paweł, kur*a, miała być czarna ze złotym", a Paweł na to: "O sory, poje*ało mi się". Wziął spray i machnął wszystko na czarno. Muszę dodać, że szafa jest na całą długość pomieszczenia, od podłogi po sufit, wnękowa. Wygląda to fatalnie."
Maciej
"Gość miał bardzo dobrą gadkę, potrafił ściemniać i odwracać uwagę. Kłamał nam i teściowej, żeby nas wkręcić w dodatkowe koszta. Obiecywał, że wszystko dopilnuje, żeby się o nic nie martwić. Więc do mieszkania rzadko zaglądaliśmy i zajmowaliśmy sie pracą i innymi obowiązkami. Z czasem zaczęliśmy zauważać niedoróbki. Nie chciał się do nich przyznać. Mówił, że on tu się na wszystkim zna i jest fachowiec. Nie przyznał się do błędów, tylko się obraził i uciekł. Prawdopodobnie kradł tez materiały.
Okazało się, że nic nie wiedział o tej robocie. Powiedzieli to nam dopiero goście, którzy montowali kasety do drzwi i glazurnik. Pytał ich jak się robi ściankę karton gips i stelaże z profili. Skończyło sie tak, że ścianki ja musiałem rozdzierać i prostować. I inny gość poprawił po nim gładzie. Nie było umowy, wiec nie możemy go podać do sądu.
Tomasz
"Akcja była taka, że zamówiliśmy w jednej firmie szafę i zrobienie przedpokoju. Temat był przeciągany przez 4 miesiące, bo "zawsze coś". W międzyczasie jakiś gość ich okradł z kasy, więc zaproponowałem, że im zapłacę z góry, żeby mieli za co żyć. Oczywiście skończyło się tak, że zrobili tylko szafę (i to kiepsko) i zaczęła się gadka "to się za tyle nie da". Nadmienię, że kwota była spora. Jak postawiłem sprawę jasno, że no sorry, ale ni cholery nic nie dołożę, bo nie drukuję pieniędzy w piwnicy, a umowa to umowa, to się obrazili i nigdy więcej nie przyszli. Nie mam przedpokoju ani pieniędzy.
Od tamtej pory wszystko robię sam. Nawet kur*a stolarką się zająłem."
Adam
"Wydawało się, że to na prawdę fair facet. Często zwierzał się z różnych swoich małych problemów. Opowiadał o swojej żonie itp. W trzecim tygodniu prac, przyszedłem obejrzeć postępy. I tutaj zauważyłem, że coś jest nie tak. Prace stanęły po prostu w miejscu. Ale Pan Dariusz zarzekał się, że robi cały czas i odda mieszkanie wyremontowane tak jak się umawialiśmy. Pomyślałem, że ok. Nie ma problemu.
Przyszedłem więc w środku tygodnia czwartego i pomalowane były tylko ściany. Reszta pozostawiała wiele do życzenia co widać na zdjęciach. Ponieważ na koniec prac mieliśmy podpisać umowę - coś w rodzaju umowy zdawczo-odbiorczej - wskazałem Panu Dariuszowi co jest nie tak i co nie może zostać w stanie jakim jest: krzywa ściana w przedpokoju, prysznic, położone płytki…. Po prostu wszystko wyglądało jak robota amatora. Pan Dariusz przeprosił i powiedział, że poprawi.
Adam
"Pojawiłem się z narzeczoną w poniedziałek rano w mieszkaniu z umową. Pana Dariusza nie było. I wtedy już wiedziałem, że coś tu nie gra. Poprosiłem, żeby Katarzyna włączyła nagrywanie, a ja zadzwonię do niego i rozmowę nagramy. Pan Dariusz odebrał i tłumaczył się, że jest chory, ale w weekend dokończy prace. Nie mogliśmy się na to zgodzić, ponieważ w niedzielę wylatywaliśmy na urlop. W rozmowie telefonicznej musieliśmy go przycisnąć aby potwierdził że wziął już pieniądze i ma dokończyć remont. Oraz oddać klucze do mieszkania.
Niestety po tej rozmowie ostatni raz go widzieliśmy i słyszeliśmy."
Iza
"Mam jeszcze cudowną historię o przegniłym parkiecie którego nikomu się nie opłacało naprawiać, aż tu nagle ktoś powiesił ogłoszenie zadzwoniłam i poznałam młodziutkiej fachowca, który mi to zrobił w trymiga i prawie za darmo, czyli 700 zł. Ale po latach użerania się z pseudofachowcami potrafię poznać od razu z kim mam do czynienia. Przegrały parkiet był skutkiem rzesz pseudohydraulików zalewających mi przedpokój."