
Gdzie się podziali tamci fachowcy? Czy oni w ogóle kiedykolwiek istnieli? Czy remont mieszkania może się skończyć czymś innym niż fuszerką, a nawet traumą? Ludzie wydają ciężko zarobione pieniądze, a potem codziennie patrzą na efekty w postaci odpadających tynków, krzywych ścian, nieszczelnych okien. Tak, proszę państwa, działa wolny rynek, a raczej jakaś szara strefa, gdzie jakaś duża część fachowców jest bezczelna i czuje się bezkarnie.
– Robiliśmy remont łazienki i mieliśmy fachowca, który kazał się nazywać Lucek. Myślę, że to nie był skrót od imienia Lucjan, ale Lucyfer. Miał skuć płytki w łazience, i faktycznie to zrobił, ale przy okazji zrobił dziurę do pokoju i mocno pokiereszował ścianę. Popękała nawet, a była świezo wyremontowana. Przyznał, że... nie wiedział czy może zajrzeć do pokoju, by sprawdzić jak gruba jest ściana – wspomina Marta. Uśmiecha się teraz, ale domyślam się ile to ją nerwów i pieniędzy kosztowało. – Dziurę załatał, a my wygipsowaliśmy jeszcze raz, trochę to głupio wyglądało, ale najgorsze było to jego tłumaczenie, bo kiedyś sam sobie wszedł do kuchni i zaparzył herbatkę w naszym najlepszym porcelanowym kubku – przyznaje znajoma. Teraz już dziury nie widać, ale przykre wspomnienie zostało.
"Pan mi zrobił komin za krótki i wszystkie spaliny idą na strych. Pytasz jakim cudem? Komin kończy sie kilkanaście centymetrów pod dachem. Kazałam mu wrócić i naprawić, to raz że wieje, raz że pada, raz że nie ma drabinki na dachu. W końcu się wkurzę i dorobię sama.
"Mój były poprosił pana Pawła o czarną szafę ze złotymi elementami i Paweł mu zrobił brązową z srebrnymi. I potem było "Paweł, kur*a, miała być czarna ze złotym", a Paweł na to: "O sory, poje*ało mi się". Wziął spray i machnął wszystko na czarno. Muszę dodać, że szafa jest na całą długość pomieszczenia, od podłogi po sufit, wnękowa. Wygląda to fatalnie."
Nie wszystkie perypetie dobrze się kończą i nie każdy wspomina je z uśmiechem na twarzy. – Ten gość to był oszust i manipulant. Wydawał się człowiekiem na poziomie - nie jak "typowy fachowiec" – mówi mi Maciej. Pozory mylą, zwłaszcza gdy przychodzi facet po 50-tce. Musi być przecież doświadczony, więc zrobi wszystko profesjonalnie. I tak, bierzesz ślub, chcesz się wprowadzać do nowego mieszkania, a potem zastajesz coś takiego:
"Gość miał bardzo dobrą gadkę, potrafił ściemniać i odwracać uwagę. Kłamał nam i teściowej, żeby nas wkręcić w dodatkowe koszta. Obiecywał, że wszystko dopilnuje, żeby się o nic nie martwić. Więc do mieszkania rzadko zaglądaliśmy i zajmowaliśmy sie pracą i innymi obowiązkami. Z czasem zaczęliśmy zauważać niedoróbki. Nie chciał się do nich przyznać. Mówił, że on tu się na wszystkim zna i jest fachowiec. Nie przyznał się do błędów, tylko się obraził i uciekł. Prawdopodobnie kradł tez materiały.
Okazało się, że nic nie wiedział o tej robocie. Powiedzieli to nam dopiero goście, którzy montowali kasety do drzwi i glazurnik. Pytał ich jak się robi ściankę karton gips i stelaże z profili. Skończyło sie tak, że ścianki ja musiałem rozdzierać i prostować. I inny gość poprawił po nim gładzie.
Nie było umowy, wiec nie możemy go podać do sądu.
"Akcja była taka, że zamówiliśmy w jednej firmie szafę i zrobienie przedpokoju. Temat był przeciągany przez 4 miesiące, bo "zawsze coś". W międzyczasie jakiś gość ich okradł z kasy, więc zaproponowałem, że im zapłacę z góry, żeby mieli za co żyć. Oczywiście skończyło się tak, że zrobili tylko szafę (i to kiepsko) i zaczęła się gadka "to się za tyle nie da". Nadmienię, że kwota była spora.
Jak postawiłem sprawę jasno, że no sorry, ale ni cholery nic nie dołożę, bo nie drukuję pieniędzy w piwnicy, a umowa to umowa, to się obrazili i nigdy więcej nie przyszli. Nie mam przedpokoju ani pieniędzy.
Od tamtej pory wszystko robię sam. Nawet kur*a stolarką się zająłem."
"Wydawało się, że to na prawdę fair facet. Często zwierzał się z różnych swoich małych problemów. Opowiadał o swojej żonie itp. W trzecim tygodniu prac, przyszedłem obejrzeć postępy. I tutaj zauważyłem, że coś jest nie tak. Prace stanęły po prostu w miejscu. Ale Pan Dariusz zarzekał się, że robi cały czas i odda mieszkanie wyremontowane tak jak się umawialiśmy. Pomyślałem, że ok. Nie ma problemu.
Przyszedłem więc w środku tygodnia czwartego i pomalowane były tylko ściany. Reszta pozostawiała wiele do życzenia co widać na zdjęciach. Ponieważ na koniec prac mieliśmy podpisać umowę - coś w rodzaju umowy zdawczo-odbiorczej - wskazałem Panu Dariuszowi co jest nie tak i co nie może zostać w stanie jakim jest: krzywa ściana w przedpokoju, prysznic, położone płytki…. Po prostu wszystko wyglądało jak robota amatora. Pan Dariusz przeprosił i powiedział, że poprawi.
"Pojawiłem się z narzeczoną w poniedziałek rano w mieszkaniu z umową. Pana Dariusza nie było. I wtedy już wiedziałem, że coś tu nie gra. Poprosiłem, żeby Katarzyna włączyła nagrywanie, a ja zadzwonię do niego i rozmowę nagramy. Pan Dariusz odebrał i tłumaczył się, że jest chory, ale w weekend dokończy prace. Nie mogliśmy się na to zgodzić, ponieważ w niedzielę wylatywaliśmy na urlop. W rozmowie telefonicznej musieliśmy go przycisnąć aby potwierdził że wziął już pieniądze i ma dokończyć remont. Oraz oddać klucze do mieszkania.
Niestety po tej rozmowie ostatni raz go widzieliśmy i słyszeliśmy."
Nie każda historia kończy się źle. – Zatrudniliśmy faceta do zrobienia nam gładzi. Dogadaliśmy się na kwotę, podpisaliśmy umowę. Gość zrobił to w kilka dni. Rozliczyliśmy się i to bez gadania, że "pan dorzuci tu jeszcze kilka stówek, bo było trudniej niż myślałem", podaliśmy sobie prawice i po temacie – wspomina Tomek, która miał pecha z szafą i przedpokojem.
"Mam jeszcze cudowną historię o przegniłym parkiecie którego nikomu się nie opłacało naprawiać, aż tu nagle ktoś powiesił ogłoszenie zadzwoniłam i poznałam młodziutkiej fachowca, który mi to zrobił w trymiga i prawie za darmo, czyli 700 zł. Ale po latach użerania się z pseudofachowcami potrafię poznać od razu z kim mam do czynienia. Przegrały parkiet był skutkiem rzesz pseudohydraulików zalewających mi przedpokój."
