
Wygląda na to, że na razie cała burza związana z zakazem handlu w niedzielę przeszła bokiem. Może jeszcze wróci, ale w to, że od nowego roku będzie obowiązywał zakaz handlu w niedzielę nie wierzą już nawet politycy Prawa i Sprawiedliwości. Zabrakło czasu.
REKLAMA
Pomysł pojawił się niczym królik z kapelusza, ale gdy już zaczęto rozważać zakaz handlu w niedzielę, wydawało się, że politycy PiS przeforsują go z prędkością bolidu kierowanego przez Roberta Kubicę. Jakieś pierwsze czytanie, drugie,m nocne głosowanie, szybki podpis prezydenta i od stycznia 2018 ze znajomymi będziemy się spotykać na zakupach w galerii handlowej jedynie od poniedziałku do piątku. A w niedzielę co najwyżej w kościele, na stacji benzynowej albo na lodach.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość dostało zadyszki i już im ten szybki proces legislacyjny przestaje wychodzić. Nawet minister Kowalczyk wskazuje na obiektywne trudności, dla których nie uda się zamknąć prac nad ustawą w takim terminie, by od nowego roku można wejść w życie.
Co to oznacza? Mówiąc najkrócej – wściekłość wielu osób duchownych i działaczy Solidarności, którzy od miesięcy krzyczą o tym, ze niedziela jest dla rodziny. I kościoła. I nie dla handlarzy. Nie licząc się zupełnie ze zdaniem wielu ekonomistów, którzy podkreślają fakt, iż wyłączenie kilkudziesięciu dni w roku z handlu niekorzystnie może się odbić na polskiej gospodarce.
źródło: Gazeta.pl
