
Nikt nie może uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Przez cały weekend mieszkańcy Grudziądza palili znicze przed kamienicą, w której mieszkał Tomek. Kilkaset ludzi wyszło na ulice i szli pod jego dom niczym wielka demonstracja. "Dzieciobójca!" – rozległo się pod zakładem karnym, gdzie od kilku dni przebywa matka chłopca i jej partner. Los 3,5-letniego Tomka skatowanego na śmierć we własnym domu wstrząsnął Grudziądzem jak mało co. We wtorek odbył się jego pogrzeb.
Sami bardzo to przeżyliśmy. Osoby, które opiekują się jego rodzeństwem nie szczędzą im ani sił, ani czasu. Dzieci mają bardzo dobrą opiekę. Są pod stałą opieką psychologiczno-pedagogiczną stałego zespołu specjalistów. To są trzy osoby, które zajmują się tylko nimi. Dzieci wymagają wsparcia, zaopiekowania, pomocy, zapewnienia poczucia bezpieczeństwa i to w tej chwili jest dla najważniejsze, by mogły znaleźć się w tej traumatycznej sytuacji.
Tomek zmarł 17 listopada, lekarze od kilku dni walczyli o jego życie. 30-letnia matka chłopca i jej 25-letni partner przebywają w areszcie. On usłyszał już zarzuty znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem, do niczego się nie przyznaje. Ona – miała twierdzić, że zasinienia na ciele dziecka to skutek choroby. Tłum ludzi zdążył już wykrzyczeć pod więzieniem "Dzieciobójca!".
Sprawa zbulwersowała całą Polskę, ale informacja o śmierci Tomka przede wszystkim była wstrząsem dla całego miasta.
Śmierć za śmierć! – skandowano.
Maria Janowska widziała te reakcje ludzi. – Jeśli nikt nic by nie zrobił to chyba bym się martwiła. Dziecko zostało zabite i wszyscy przeszliby nad tym do porządku dziennego? Ta reakcja pokazuje, że chyba przestajemy akceptować to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. W tym przypadku za późno. Ale trzeba wyciągać wnioski. Jest nadzieja, że może ludzie będą bardziej czujni. Sąsiedzi, zwykły obywatel – że zareagują, gdy coś dzieje się za ścianą, na ulicy. I nie pomyślą, że jak rzecz dzieje się w rodzinie, to nie będą się wtrącać.
