Święta to również czas kiedy spędzamy mnóstwo czasu przed ekranem - czy to telewizyjnym czy komputerowym. Stacje serwują nam przede wszystkim ckliwe historie i odgrzewane kotlety. Nie każdy lubi filmy z happy endem. Dużo ludzi ma dość tak zwanej świątecznej atmosfery lub chce odreagować po rodzinnej kłótni przy wigilijnym stole. I tu z pomocą przychodzą twórcy kina grozy, którzy pod choinką znaleźli niejedną rózgę.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Dla jednych świąteczny horror to oglądanie "Listy do M.", dla drugich maniakalny "Kevin sam w domu", a jeszcze inni lubią relaksować się przy tradycyjnych, strasznych filmach. To właśnie dla nich jest poniższa lista, która uwzględnia mniej lub bardziej znane pozycje. Świątecznych horrorów jest znacznie więcej, tymi godnymi polecenia, zachęca do dzielenia się w komentarzach.
Cicha noc, śmierci noc
Silent Night, Deadly Night (1984 r.)
Też macie wrażenie, że w święta telewizja zapomina o widzach szukających mocnych wrażeń po obżarciu się pierogami? By zachować sielską atmosferę puszczane są filmy familijne, tymczasem kino grozy, okres bardzo polubiły okres z choinką w tle. Mikołaj nieraz chwyta za siekierę, bo powstało wiele filmów z brzuchatym brodaczem w roli głównego bohatera. Co prawda w "Cicha noc, śmierci noc" nie mamy do czynienia z gościem z Laponii, ale seryjnym mordercą, jednak czerwony kubraczek jest. To całkiem niezły, absolutny kanon gatunku slasherów, ale nie pierwszy, w którym święta to świetny czas na dekapitacje, o czym za chwilę.
Czarne święta
Black Christmas (1974 r.)
"Czarne święta" pokryte są nie tylko śniegiem, ale i kurzem. Film ma już ponad 40 lat na karku i uznawany jest za prekursora gatunku slasherów - czyli produkcji w których jakiś szaleniec lata z nożem lub innym praktycznym narzędziem zbrodni i morduje wszystkich dookoła. Każdy kojarzy morderców z "Halloween" czy "Piątku 13-ego", ale mało kto pamięta, że to psychopatyczny Billy jako pierwszy nękał ofiary telefonami i zrobił krwawą jatkę w akademiku. Sam film, po tylu latach, nadal trzyma poziom i wzbudza szacunek za nowatorskość. Czy dalej straszy? Trzeba to sprawdzić samemu.
Gremliny rozrabiają
Gremlins (1984 r.)
Gremliny, a zwłaszcza przesłodki Gizmo to ikony popkultury. Pewnie każdy z nas oglądał je będąc dzieckiem, ale mało kto pamięta, że upiorno-sympatyczne stworki rozrabiają w Boże Narodzenie. Zbliżające się święta to idealny pomysł na odświeżenie sobie tej klasycznej pozycji Kina Nowej Przygody, również ze względu na efekty. Specjalne, nie komputerowe. Kiedyś gumowe postacie to była norma. Od razu widać, że są sztuczne, ale jest w nich więcej życia niż w modelach 3D i może dlatego, Gremliny na stałe zagościły w naszych głowach.
Koszmarna opowieść wigilijna
A Christmas Horror Story (2015 r.)
To nie jeden, a cztery filmy w jednym. "Koszmarna opowieść wigilijna" jest świąteczną antologią stylu "Opowiastek z Krypty". W jednej historyjce rodzice zmagają się z podmienionym dzieckiem żywcem z "Omenu", w innej Mikołaj walczy z elfami-zombie, a całość spaja audycja prezentera radiowego (zauważyliście, że oni są w każdym filmie świątecznym?). Nie możemy się nastawiać na dzieło, które odmieni nasze życie, ono nawet nie jest ze średniej półki. Oglądanie go w czasie adwentu dodaje do oceny kilka oczek, ma tego ducha świąt, który w połączeniu z tym co się dzieje w marketach i stacjach radiowych, działa ze zdwojoną siłą.
Jack Frost
Jack Frost (1997 r.)
Nie nie nie, to nie ten film o którym myślicie. Nie występuje tu Michael Keaton i nie będzie wzruszeń i morału na koniec. Będzie za to żądny krwi, zmutowany bałwan, reżyser sypiący sucharami jak śniegiem i dużo barszczyku czerwonego, który barszczykiem nie jest. Horrorowy "Jack Frost" w pewnych kręgach jest kultowy. Wynika to z samej postaci kojarzącej się z zimowymi zabawami, a nie zarzynaniem ludzi, ale również wątpliwej jakości produkcji, która nie wiadomo już czy ma straszyć czy wywoływać salwy śmiechu. Kino klasy B. Jak bałwan.
Miasteczko Halloween
The Nightmare Before Christmas (1993 r.)
Polski tytuł może nieco zmylić, ale nie jest zupełnie nietrafiony. Jack Skellington, lub jak kto woli, Dyniowy Król porywa Świętego Mikołaja, bo chce zrobić u siebie halloweenową wersję świąt Bożego Narodzenia. "Masteczko Halloween" to jeden z najbardziej "burtonowskich" i charakterystycznych filmów Tima Burtona. Ma ten specyficzny, klimat grozy, który niby nie straszy, ale jest trochę niepokojący, bo kościotrupy mają słodkie buźki. Do tego śpiewają, wszak to musical. Na ogromne uznanie zasługuje fakt, że całość jest animowana poklatkowo, a nie w komputerze. Między innymi dlatego ta makabreska z kukiełkami stała się filmem kultowym, a facjata Skellingtona do dziś zdobi torby nastoletnich gothów.
Zombie SS
Død snø (2009 r.)
Nie ma tu świąt, Mikołaja czy świecącej choinki. Jest za to śnieg... i hordy zombie-nazistów. Rzadko się zdarza, żeby film z umarlakami nie był żenująco słaby. "Zombie SS" to najwyższa półka tego typu horrorów, z naciskiem na pastisz. Trup ściele się gęsto, flaki latają na prawo i lewo, jednak wszystko jest nakręcone z przymrużeniem oka. Nie jest to, jak się można domyślić, oscarowa produkcja, lecz solidnie nakręcona, krwawa rozrywka dla całej (tej dorosłej części), zmęczonej atmosferą gwiazdki, rodziny.