
Wielu Polaków żyje w przekonaniu, że w państwie należącym do Unii Europejskiej i NATO to niemożliwe, by czołowy polityk był rosyjskim agentem. Jak bardzo mylna to opinia właśnie przekonują Węgrzy. W środę śledczy znad Balatonu poinformowali o postawieniu zarzutów współpracy z obcym wywiadem znanemu europosłowi skrajnie prawicowej partii Jobbik Beli Kovacsowi.
REKLAMA
Zdaniem węgierskich służb i prokuratury, europoseł Bela Kovacs utrzymywał regularne kontakty z przedstawicielami rosyjskiego wywiadu, a także posługiwał się fałszywymi dokumentami. Przy okazji wykryto jeszcze, że polityk działał na szkodę budżetu Parlamentu Europejskiego, wyłudzając z niego kilka tysięcy euro na opłacenie nieistniejących stażystów.
Informując o oskarżeniu Beli Kovacsa o szpiegostwo prokurator Imre Keresztes zdradził, że polityk wpadł głównie przez nieumiejętnie zakonspirowane spotkania z rosyjskimi dyplomatami i regularne wizyty w Moskwie. Obrońcy europosła twierdzą jednak, że nic dziwnego w tych podróżach nie było, bo Kovacs w Rosji ma wielu przyjaciół z czasów, gdy mieszkał tam przez ponad 10 lat.
