
"Stało się to w styczniu lub lutym 1991 roku na zimowisku w górach. Już od jakichś dwóch lat zwracałem uwagę na muzykę Depeche Mode, ale na obozie był starszy ode mnie maniak tego zespołu, popuszczał trochę kaset i kupił na wycieczce VHS-y z koncertami i odpłynąłem... Po powrocie wykupiłem wszystkie kasety i słuchałem ich chronologicznie: od pierwszej wydanej po najnowszą - co mi dużo pomogło zrozumieć ich historię zespołu i nagrań."
"Zainteresowałam się tą subkulturą, gdy byłam nastolatką. Ukształtowała mój charakter i osobowość - dlatego nie wyrosłam. Dzięki temu dziś jestem tu, gdzie jestem i mam wielu przyjaciół.
Teraz też interesuję się odradzającym się klimatem rave (podziemne imprezy z muzyką elektroniczną - red.) choć te dwie subkultury są skrajnie różne, często spotykam ludzi, którzy przeszli podobną drogę co ja - od smutnego emo czy metalowca do euforycznego wixapolowicza kochającego życie."
"Zaczęło się od fascynacji cięższym brzmieniem - miałam wtedy ok. 12 lat. Jednak był to etap, w którym obwieszałam się tonami żelastwa: w imię zasady "im więcej tym lepiej"). Po jakimś czasie zaczęło docierać do mnie, że "w sumie to jestem kobietą i nie głupio by było zacząć się tak ubierać".
Wtedy z kolei przyszedł czas na spódnice i sukienki, falbanki, koronki, gorsety i buty na wysokich platformach. Na przestrzeni tych wszystkich lat zarówno miłość do muzyki jak i sposób w jaki się ubieram ewoluował znacznie.
Ubrania w stylu gotyckim zaczęły być łatwiej dostępne, więc i prościej było rozwijać swój styl w tym kierunku. I tak już zwyczajnie zostało."
"Widzisz, ja sam siebie nie odbieram za członka subkultury. Na przestrzeni ostatnich lat, częściej słyszałem, że jestem pospolitym... hipsterem. Słyszałem w życiu kilka razy pozdrowienia w stylu "joł, elo" i machanie łapą od znajomych, którzy z hip-hopem niewiele mieli do czynienia. Albo "no weź, zarapuj coś". Nie jestem raperem, nie jestem Małpą.
Ale patrząc też z drugiej strony - ludzie dorośli, na których trafiam czy na imprezach, czy poznaję zawodowo, bardzo mocno szanują, może nie przynależność, ale bliskość jakiejś subkultury w tym wieku, bo wiedzą, że to swojego rodzaju pasja. A wiadomo, łobuz i pasjonat kocha mocniej."
"Kiedyś ludzie, którzy mnie nie znali, uważali, że jestem niedojrzały czy infantylny - było to na etapie, kiedy sami porzucali młodzieńcze ideały i mieli straszne parcie na udowadnianie wszystkim wkoło swojej dorosłości. Miałem jednak w życiu na tyle silną pozycję, że nie musiałem się tym w ogóle przejmować.
Zdarza się to już coraz rzadziej, bo społeczeństwo oswoiło się z różnymi modami - nie robią na nich aż takiego wrażenia. W chwili obecnej jestem traktowany raczej jako ekscentryk.
Inaczej było w czasach młodości, w latach 90-tych - wówczas naprawdę spotykałem się z murem wrogości, w szkole, na ulicy, a nawet w domu. Na osiedlu było nas trzech. Wyjście po bułki do sklepu to zawsze były zaczepki, pyskówki, czasami mordobicie. Nie były to lekkie czasy dla odmieńców."
"Bycie punkiem to nie żadne "członkostwo" (śmiech). Kiedyś był taki punkowy żart, podchodziło się do początkującego załoganta:
- Jesteś punkiem? To pokaż legitymację!
Ok, jestem punkiem i od samego początku, zdawałem sobie sprawę że nie będzie mi to ułatwiało życia. Uzmysławiano mi to non stop, od uprzejmych "rozmów uświadamiających" do częstych prób "fizycznego upomnienia".
Jestem jaki jestem, nigdy nie udawałem nikogo innego. Być może na egzaminach na studiach musiałem być lepszy, gdzie indziej także starałem się bardziej niż inni. Nie zrobiło mi to źle. Nie poddawałem się pomimo przeciwności. Dostawałem kopy, ale nigdy bym tego nie zmienił."
"Społeczeństwo ma problem z innością - oczywiście że jest mi trudniej. Chociażby wchodząc na zebranie szkolne do swoich dzieci. Ludzie patrzą przez pryzmat wyglądu i często muszę udowadniać zachowaniem, że jestem odpowiedzialna i dorosła mimo dredów i kolorów rasta. Łatwiej jest w pracy, szczególnie tej w której wymaga się kreatywności. Na rozmowie kwalifikacyjnej mam plus na wejściu."