Przecież nie ma do lepszej okazji do wygaszenia wojny polsko-polskiej niż święta Bożego Narodzenia. To świetny czas, by mówić o tym, kim naprawdę jesteśmy i po co istniejemy. A istniejemy dla prawdziwego braterstwa! Nadchodzi najlepszy czas, by nad budowaniem tego braterstwa rzetelnie popracować – mówi #TYLKONATEMAT bp Tadeusz Pieronek. Były sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski wyjaśnia nam, czy dobry katolik może nie popierać PiS i ocenia szanse premiera Mateusza Morawieckiego na rechrystianizację Europy.
Tekst pierwotnie ukazał się w naTemat.pl 23 grudnia 2017 roku. Dziś przypominamy go w związku ze śmiercią bp. Tadeusza Pieronka.
Jak się nie pozabijać o politykę przy świątecznym stole...?
Bp Tadeusz Pieronek: Nie da się ukryć, że pewnie będzie z tą polityką problem. Trzeba jednak jakoś się na święta przygotować i pod tym kątem. Wszystkim radzę więc wyciszyć się w Boże Narodzenie także politycznie. Naprawdę, w tym czasie lepiej nie wchodzić w burzliwe dyskusje. Bo to na pewno zepsuje całe święta.
Oczywiście przy wielu wigilijnych stołach pewnie znajdą się tacy ludzie, którzy na to polityczne wyciszenie nie pozwolą. Jednak wówczas warto spróbować im przerwać, wskazując, iż nie jesteśmy zainteresowanie sporami w tym miejscu. Tłumaczmy im, że teraz jest czas na świętowanie i wypoczynek.
Zapewne w Boże Narodzenie wielu Polaków z różnych ust usłyszy, iż dobry katolik z nad Wisły musi popierać ekipę "dobrej zmiany". To uprawniona teza? Czy może jednak da się pogodzić wiarę z poparciem dla prodemokratycznej opozycji?
Oczywiście, że można to pogodzić! To jest wielkie niebezpieczeństwo dla Kościoła oraz zdrowia społecznego, gdy jakiś polityk wykorzystuje wiarę, by przekonywać, że jest nowym zbawcą świata. Gdy przekonuje, że tylko jemu trzeba wierzyć, a wszyscy inni nie mają racji. Nigdy takiego wszechwiedzącego polityka nie było. A jeśli wyglądało na to, że takowy był, to tylko za sprawą sfałszowanych wyborów. Znamy to wszystko z przeszłości.
Ja nie uznaję żadnego Kościoła partyjnego, czy tzw. Kościoła smoleńskiego. Jest jeden Kościół! Kościół, który jest tak wielką wspólnotą, że można się w niej odnaleźć z bardzo różnymi poglądami politycznymi.
Polaryzację polityczną widać jednak także wśród duchowieństwa. Czy w waszych prywatnych kontaktach te spory przebiegają równie gorąco, co w polskich domach?
To zwykle zależy od pewnej kultury, od taktu danego duchownego... W niektórych gronach te spory o politykę przebiegają naprawdę ostro. Są jednak i sytuacje, gdy na temat polityki zapada cisza, bo wiadomo, że w pewnym gronie wszyscy myślą podobnie.
Ogólnie sytuacja wśród duchowieństwa jest jednak groźna, bo to naiwne myślenie partyjne wkrada się na ambony. Osobiście znam takie przypadki, gdy ludzie wychodzili z kościoła mówiąc: "przepraszam, ale nie przyszedłem tu słuchać wiecu politycznego tylko Słowa Bożego".
Co zatem ksiądz biskup doradzałby swoim przyjaciołom ze stanu duchownego na Boże Narodzenie? Jak wygłaszać świąteczne homilie, by łagodzić wojnę polsko-polską?
Przecież nie ma do tego lepszej okazji niż Pasterka, a po niej całe święta Bożego Narodzenia. To świetny czas, by mówić o tym, kim naprawdę jesteśmy i po co istniejemy. A istniejemy dla prawdziwego braterstwa! Nadchodzi najlepszy czas, by nad budowaniem tego braterstwa rzetelnie popracować.
To nie czas, by przekonywać samych siebie o tym, że mamy najlepsze poglądy na wszystko i te poglądy narzucać innym. Księża muszą przypominać wiernym, że to są święta pokoju, radości i zgody. Tego się trzeba zawsze trzymać.
Czy w tak gorących czasach księża mogą powstrzymać się do wygłaszania kazań z choćby niewielką polityczną nutą?
Mogą i powinni!
Z drugiej strony, jest spora grupa Polaków, którzy oczekują, że to hierarchowie wezmą na siebie negocjacje z politykami w najbardziej kontrowersyjnych sprawach. Biskupów namawiano przecież m.in. do rozmów z prezydentem Dudą w sprawie ustaw sądowych.
Władza doskonale wiedziała, że Konferencja Episkopatu Polski miała swoje zdanie na temat sądów i nie akceptowała zaproponowanych rozwiązań. Jednak już wówczas, gdy nawet w kwestii pomocy uchodźcom nie można się było dogadać z rządzącymi, gdy nie chciano pozwolić na to, by choć jeden człowiek przyjechał do Polski na leczenie, wyraźnie było widać, że żadnego prawdziwego dialogu z Kościołem nie będzie...
Jak to? Przecież ta władza na Kościół bardzo mocno się powołuje. Już w pierwszym dniu urzędowania nowy premier Mateusz Morawiecki zapowiedział plan rechrystianizacji Europy.
Rechrystianizacja Europy byłaby dobrym zjawiskiem. Bo widzimy wyraźnie, że te wszystkie wypaczenia w życiu politycznym, społecznym, a także gospodarczym tak naprawdę mają swoje źródło w tym, iż człowiek nie przestrzega podstawowych praw. Tych praw, które zapisane są w Dekalogu. Dlatego próba odrodzenia prawdziwych chrześcijańskich korzeni Europy na pewno byłaby dobra.
Jeśli jednak ktoś chce się zabierać do tej rechrystianizacji Starego Kontynentu, sam powinien być czysty. Wątpię więc, czy taki plan powiódłby się akurat tym ludziom. Rechrystianizacja to nic innego, jak ewangelizowanie. A rządy nie są od ewangelizowania, tylko od dobrego rządzenia państwami.
Jan Paweł II wielokrotnie wyrażał nadzieję, że to Polacy tej rechrystianizacji dokonają, ale chyba nie tak to sobie wyobrażał...
Oczywiście, że tak sobie tego nie wyobrażał! Rząd jest od rządzenia. A rządzić powinien w oparciu o zasady moralne. Jeśli nawet tego nie robi, niech nie snuje nierealnych planów rechrystianizacji.
Czego ksiądz biskup życzyłby sobie od rządzących jako prezentu na nadchodzące święta?
Życzyłbym sobie jednak powstrzymania tego dzikiego napadu na wolność i niezależność polskich sądów.
A jaki byłby idealny prezent od rodaków?
Chciałbym, by wykazywali się bardziej zdrowym myśleniem.