
"Jestem wkur***" – rzuciła żona prezydenta Poznania, Joanna Jaśkowiak do demonstrantów, którzy 8 marca w ramach Międzynarodowego Strajku Kobiet wyszli na ulice. Po prawie dziesięciu miesiącach otrzymała za to wezwanie na policję.
REKLAMA
– Od czasu gdy panuje nam dobra zmiana, budzą się we mnie różne uczucia. (...) Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość. I ostatecznie brakuje mi słów i (wyraża to – red.) chyba tylko jedno mało cenzuralne: wkurw. Jestem wkur... – wykrzyczała 8 marca Joanna Jaśkowiak, małżonka prezydenta Poznania – Jacka Jaśkowiaka.
I w grudniu, po prawie 10 miesiącach od czasu, gdy wypowiadała te słowa, otrzymała wezwanie na komisariat policji. Zdjęcie pisma zamieściła na Facebooku wraz z komentarzem: "Taką niespodziankę zafundował mi na odchodne Stary Rok. Ciąg dalszy nastąpi...".
W rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej", Jaśkowiak przyznała, że jest zaskoczona całą sytuacją. – Może gdyby to było od razu po demonstracji, to byłoby to dla mnie bardziej zrozumiałe – powiedziała żona prezydenta Poznania, która na komendzie ma się stawić 9 stycznia.
Poznańska policja już wszczęła postępowanie, a sprawa ma zostać skierowana do sądu. – W sprawie wypowiedzi Joanny Jaśkowiak wpłynęło zawiadomienie od osoby fizycznej domagającej się ukarania za wulgaryzm w miejscu publicznym – napisał na Twitterze rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak.