Sean Penn to wybitny aktor, ale też polityczny aktywista o ciętym języku. Narobił sobie przez to wielu wrogów. Tym razem podpadł Brytyjczykom, bo poruszył zakazany temat – brytyjską dominację nad Falklandami. Penn dobrze wie, że dzięki popularności jego słowa słychać lepiej niż innych ludzi i potrafi to wykorzystać. Nie tylko zresztą on.
Dla brytyjskiej prasy gwiazdor jest od dwóch tygodni wrogiem numer jeden. Podczas podróży po Ameryce Południowej na początku lutego Penn potępił Londyn za „niedorzeczną, archaiczną i kolonialną politykę” względem Falklandów/Malwinów. Co gorsza, zrobił to siedząc tuż obok argentyńskiej prezydent, Christiny Fernadez. Dla Brytyjczyków było to obelgą. Zwłaszcza w ustach Amerykanina.
Oburzenie
„Kolejny próżny i niedoinformowany hollywoodzki aktor zapuszcza się w poważne polityczne dyskusje, by zrobić z siebie kompletnego głupka”, sarkał „Daily Mail”. Inne tabloidy przyciągały nagłówkami w podobnym tonie. Sugerowały też, że Penn wzywa do „deportowania z wysp jej brytyjskich mieszkańców”, i że to ich nazywa „kolonistami”.
W „Guardianie” dwukrotny zdobywca Oskara odbija piłeczkę. W podpisanym przez siebie artykule pisze, że „jawnie skorumpowana i nierzetelna maszyna propagandowa, którą jest duża część brytyjskiej prasy” celowo manipuluje jego wypowiedziami.
Kość niezgody
Brytyjczycy twierdzą, że archipelag falklandzki od niemal 200 lat należy do nich. Problem w tym, że podobne roszczenia wobec niego mają też Argentyńczycy. W 1982 roku wybuchła z tego powodu wygrana przez Europejczyków wojna. Dla obu stron sprawa atlantyckich wysepek jest nie tylko kwestią honoru, ale i ogromnych pieniędzy – w okolicach Falklandów odkryto niedawno pokaźne złoża ropy i gazu.
Argentyna od lat wysyła do ONZ skargi i domaga się od Brytyjczyków rozmów na temat statusu Falklandów. Londyn ostentacyjnie to ignoruje. Na początku miesiąca na Archipelag przybył książę William, który przez pół roku będzie służył tam jako pilot helikoptera ratunkowego. Krótko potem Wielka Brytania wysłała w okolice wysp jeden ze swoich najpotężniejszych okrętów wojennych. Penn skrytykował to jako „wiadomość z pogróżkami”.
Dwukrotny zdobywca Oskara często angażuje się w sprawy społeczne i międzynarodowe. W 2002 roku wykupił za 56 tys. dolarów miejsce na reklamę w
„Washington Post”, w której chłostał George'a W. Busha za plany ataku na Irak. Później, już po inwazji, wzywał do postawienia go i ówczesnego Sekretarz Obrony USA Dicka Chaney'a przed sądem za „mordowanie młodych mężczyzn i kobiet”. W następnych latach aktor pisał reportaże z Iranu, walczył o prawa gejów, spotykał się w wenezuelskim prezydentem Hugonem Chavezem oraz pomagał ofiarom huraganu Katrina i trzęsienia na Haiti. W tym ostatnim kraju został znacznie dłużej niż inni gwiazdorzy; nie mieszkał w hotelu, lecz w założonym przez siebie obozie dla przesiedlonych. Wielokrotnie wytykał wtedy organizacjom humanitarnym ich toporność i biurokrację. W nagrodę za zasługi haitański rząd uczynił go swoim międzynarodowym ambasadorem.
Sean Penn nie jest jednak jedyną gwiazdą, która wykorzystuje sławę do zwrócenia uwagi na palące kwestie. I niektórzy robią to z naprawdę dużym oddaniem.
Pożyteczny rozgłos
Daniel Radcliffe, znany jako filmowy Harry Potter, od lat aktywnie wspomaga kampanie na rzecz praw mniejszości seksualnych. W tym tygodniu opublikowano nagranie, w którym młody aktor opowiada o telefonicznej „linii życia” dla zdesperowanych gejów, lesbijek i osób transseksualnych. - Wyciągnięcie ręki po pomoc jest najodważniejszą rzeczą, jaką człowiek może zrobić – mówi.
George Clooney, Matt Damon, Brat Pitt i Don Cheadle zaangażowali się z kolei w walkę o nagłośnienie problemów Sudanu Południowego. W regularnie kręconych klipach i podczas konferencji opowiadają o trudnych wyzwaniach, jakie stoją przed najmłodszym państwem świata i cierpieniach doznawanych przez Sudańczyków. Wyłożyli także miliony dolarów i utworzyli specjalny fundusz dla projektu Sentinel – satelitarnej obserwacji ewentualnych zbrodni popełnianych w Sudanie. Media określiły go „antyludobójczym paparazzi”.
Przykładów można mnożyć: Sylvester Stallone poświęcił wiele sił akcjom na rzecz popierania demokratyzacji w Birmie, Ryan Gosling, Ben Affleck i Juliane Moore alarmowali o tysiącach gwałtów popełnianych każdego roku w Demokratycznej Republice Konga, a Angelina Jolie od 11 lat działa jako Ambasadorka Dobrej Woli ONZ. Rozpoznawalna twarz pozwala chociaż na moment przyciągnąć uwagę publiki do tematów, które w innych okolicznościach przeszłyby zupełnie bez echa.
Również i polscy gwiazdorzy przyłączają się do podobnych inicjatyw. Pod koniec zeszłego roku UNICEF Polska rozpoczął kampanię „Faceci ratują dzieci!”, w której Przemysław Saleta, Łukasz Nowicki i Sebastian Karpiel-Bułecka zachęcają do sponsorowania szczepionek dla potrzebujących w Sierra Leone.