
Zmiany w rządzie, które właśnie się dokonały, zostały określone jako polityczne trzęsienie ziemi. Pokazują dokładnie układ sił w Prawie i Sprawiedliwości. Być może jednak najważniejszym znakiem podczas uroczystości zaprzysiężenia ministrów był ten, który dał Jarosław Kaczyński.
REKLAMA
Jarosław Kaczyński był nieobecny w Pałacu Prezydenckim, co musi zwracać uwagę przy tak kluczowych zmianach w rządzie, zwłaszcza że na zaprzysiężeniu poprzedniej premier – Beaty Szydło – prezes PiS się pojawił. Co oznacza nieobecność lidera Zjednoczonej Prawicy? Pojawiają się komentarze, że to duży kredyt zaufania dla Mateusza Morawieckiego, któremu Kaczyński pozwolił na autorski rząd.
A byłaby to potężna zmiana w porównaniu do tego, jak traktował premierów Kazimierza Marcinkiewicza i właśnie Beatę Szydło. Inni nie mają jednak złudzeń i piszą, że kto by nie był szefem rządu, to i tak z tylnego siedzenia kierował nim będzie Jarosław Kaczyński.
Rekonstrukcja oznacza dużą zmianę w politycznym układzie sił. Z rządu odchodzą przecież Jan Szyszko i – a to już jest polityczna sensacja – Antoni Macierewicz. Obaj są osobami z potężnym zapleczem politycznym. Nie ma co ukrywać, że chodzi tu o środowisko ojca Tadeusza Rydzyka. Kluczowe ministerstwa będą zaś w rękach czołowych polityków z Nowogrodzkiej, bo MSWiA obejmuje Joachim Brudziński a MON Mariusz Błaszczak.
Czy redemptorysta odbierze zmiany jako policzek i przestanie popierać PiS? Nie można tego wykluczyć. Obaj politycy cieszyli się jego poparciem, ponadto Antoni Macierewicz był odbierany jako piewca tzw. religii smoleńskiej. Jeszcze w grudniu, najwyraźniej próbował ratować się, publicznie chwaląc "dzieła ojca Rydzyka", które zmieniły Polskę.
Być może jednak mit "zamachu" smoleńskiego przestał być dla Kaczyńskiego aż tak istotny z punktu widzenia strategii Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ zmienił radykalny ton podczas comiesięcznych uroczystości, wskazując datę ostatniej miesięcznicy smoleńskiej, która ma odbyć się na wiosnę. Najwyraźniej uznał, że dosyć już grania Smoleńskiem i dlatego bez żalu zgodził się na odejście Macierewicza. A może najważniejsze było to, że zaufał Morawieckiemu, który, według doniesień mediów, nie chciał szefa MON w swoim rządzie?
