Do tej pory był trochę w cieniu sławnych sióstr: Agaty i Pauliny. Jan Młynarski, bo o nim mowa, rzadko poruszał również w wywiadach tematy związane z życiem prywatnym. Teraz zdecydował się opowiedzieć o trudnym dzieciństwie i sławnym ojcu Wojciechu Młynarskim. Z jego opisu wyłoniła się niełatwa relacja z tatą.
Wszystkie dzieci Wojciecha Młynarskiego i aktorki Adrianny Godlewskiej robię medialne kariery, jednak to Jan – najmłodszy syn zmarłego rok temu artysty – do tej pory najbardziej był w cieniu. 38-letni muzyk jako jedyny z trójki rodzeństwa poszedł w ślady słynnego taty i został artystą. Droga do sukcesu nie była usłana różami, a sławne nazwisko wbrew pozorom to nie przepustka do kariery. – Miałem wrażenie, że wszędzie widzę prześmiewcze uśmieszki: 'Ho-ho, syn Młynarskiego chce grać'. Przez długi czas nikt mnie nie traktował poważnie – wspominał w rozmowie z "Przekrojem".
Wojciecha Młynarskiego nie do końca interesowała również kariera muzyczna syna. – Nie wiem czy kiedykolwiek widział mnie na żywo jak gram – mówił. Z opisu Jana Młynarskiego wyłania się również chłodna relacja, którą miał z ojcem w dzieciństwie. – Ojciec był skupiony na sobie. Albo pracował całymi dniami, albo wyjeżdżał. Do jego pokoju nikt nie miał dostępu – tłumaczył.
Mając dwanaście lat Jan musiał zmierzyć się z rozwodem rodziców. Ponieważ nie miał pełnej kontroli z ich strony, mógł robić, co chciał. – Wiele czasu przetraciłem. Nie mam pretensji do rodziców o to, że mnie nie pilnowali. Byli jacy byli – mówił i dodał, że relacja z ojcem pogłębiła się, gdy dorósł. Jan bardzo mocno przeżył również jego śmierć: – Byłem przy nim, kiedy umierał. Siedziałem przy jego łóżku. To było dla mnie bardzo silne przeżycie.
Jan Młynarski, który sam jest ojcem dwóch małych córek, ma zupełnie inne podejście do rodzicielstwa, niż przed laty jego tato. – Chciałbym, żeby czuły się bezpiecznie. Żeby wiedziały, że dla nich jestem, by chętnie wpuszczały mnie do swojego świata. Jednocześnie uważam, że rodzic nie ma prawa oczekiwać od dziecka, że wybaczy mu zaniedbania. Lepiej jak najmniej ich popełniać. Swoim córkom staram się dawać to, czego sam nie dostałem, czyli czas i uwagę – wyjaśniał.
Tak szczerze Jan Młynarski chyba jeszcze nigdy się nie wypowiadał. O ile jego siostry Agata i Paulina Młynarskie chętnie opowiadają w mediach o życiu prywatnym, 38-letni muzyk, kompozytor i wokalista do tej pory wolał skupiać się na rozmowach o muzyce. A na tym polu bardzo dobrze sobie radzi. Skończył w USA wybitną szkołę muzyczną Drummers Collective, która rozwinęła go zawodowo.
Młynarski jest wziętym perkusistą, współtwórcą nieistniejącej już grupy 15 Minut Project oraz liderem Warszawskiego Combo Tanecznego, a także grupy Młynarski Plays Młynarski. Jakby tego było mało, razem z uzdolnionym pianistą Marcinem Maseckim założył Jazz Band Młynarski-Masecki. Wspólnie wydali płytę "Noc w wielkim mieście”, odwołującą się do tradycji polskich orkiestr jazzowych międzywojnia .
I to właśnie muzyką przedwojennej Polski Jan Młynarski jest zafascynowany. – Z muzyką dwudziestolecia zetknąłem się pierwszy raz pod koniec lat 80., kiedy mój ojciec reżyserował w Teatrze Ateneum spektakl z piosenkami i wierszami Mariana Hemara. Chodziłem do teatru na próby. Ojciec słuchał też w domu piosenek przedwojennych polskich twórców, biorąc je za wzór. Chyba właśnie wtedy zapałałem miłością do tego repertuaru, a gdy zacząłem grać, zorientowałem się, że muzyka pozwala mi w pewien sposób wejść w ten stary świat- opowiadał w rozmowie z serwisem Gazeta.pl.
Być może 38-letni artysta wypowiada się chłodno o dzieciństwie i ojcu, jednak o jego muzyce potrafi mówić z prawdziwym sentymentem. – "Jeszcze w zielone gramy" jest jednym z ważniejszych tekstów mojego ojca, i to chyba nie tylko dla mnie – opowiadał. Młynarski chciałby również, aby mała scena warszawskiego teatru Ateneum nosiła nazwę Wojciecha Młynarskiego. – To świetny pomysł, bo ojciec robił tam mnóstwo rzeczy, bardzo lubił tę salę, jej klimat – podkreślał w jednym z wywiadów.