Katarzyna Dowbor w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" opowiedziała, jak wygląda selekcja uczestników programu "Nasz Nowy Dom". Okazuje się, że bardzo wiele wniosków ląduje w koszu. Jakie są powody?
Pierwszy powód wydaje się dość prozaiczny. – Rodziny zgłaszają się same, albo sąsiad, kuzynka, znajomi, pomoc społeczna czy ksiądz. Niestety bardzo wiele wniosków jest odrzucanych ze względu na brak – co u nas nagminne – przeprowadzonych spraw spadkowych. Rodzina jest super, chcemy pomóc, ale nie możemy – opowiedziała Dowbor.
Są też inne powody. Twórcy programu "Nasz Nowy Dom" z góry eliminują tych potencjalnych bohaterów, którzy byli karani. Poza tym "pilnują, by nie wchodzić w rodziny z problemem alkoholowym".
– Co z tego, że zrobimy to dla dzieci, skoro matka czy ojciec piją i za chwilę nasza praca zostanie zniweczona. Nie wyremontujemy też domu, który ma powierzchnię 500 metrów kwadratowych, bo nas nie stać – zaznaczyła dziennikarka.
Mimo że program cieszy się sporą popularnością, to - jak zaznaczyła Dowbor – musi mierzyć się z różnego rodzaju zarzutami. Problemem okazało się np. porównanie z amerykańskim "Home Makeover".
– Amerykański program polega na tym, że burzą domy i stawiają je od nowa, tyle że te domy są ogromne. (…) Przez ten amerykański program mieliśmy trochę kłopotów, pojawił się artykuł, że ludzi nie stać na utrzymanie nowych domów, ponadto nie mają pieniędzy na zapłacenie podatku od wzbogacenia. Internauci nie zrozumieli, że chodzi o amerykański program, i atakowali nas, że zostawiamy nasze rodziny z kłopotem – powiedziała dziennikarka.
W ostatnim czasie spore kontrowersje wzbudziła wizyta Dowbor w Szczytnie i historia rodziny, której tam pomogła. Okazało się, że mieszkańcy nie dość, że nie pomogli sąsiadom, to jeszcze zniszczono ich dom, który wyremontowano w ramach programu...