
"Dom jak piekło", " Musimy cały czas uciekać. Wielokrotnie wydzierały się na mnie, że moje dzieci trafią do domu dziecka" – to słowa mieszkańców Żdżar, którzy przed kamerą TVN – najczęściej zasłaniając twarze – opowiadali o konflikcie z sąsiadami, rodziną państwa K. Jak poinformowała nas prokuratura i policja, problem wcale się nie skończył. – Gdyby policzyć wszystkie zawiadomienia to będzie blisko setki – szacuje prokurator Jacek Żak.
Początek tej historii sięga 2013 roku. Wtedy rodzina państwa K. zjechała do Żdżar (woj. podkarpackie). Pani doktor i dwoje dorosłych dzieci – studenci prawa i medycyny – zamieszkali w jednym z domów w niewielkiej miejscowości pod Dębicą.
Po wyprowadzce z Tarnowa rodzina K. kupiła dom od pani Bożeny w Żdżarach. To jak dotąd jedyna osoba, która otwarcie i pod nazwiskiem, opowiedziała dziennikarzom "Uwagi!" o swoich przejściach z sąsiadami.
Sąsiedzki problem
Ale problem nie zniknął. Próbujemy skontaktować się z mieszkańcami niewielkiej miejscowości, ale nikt z kilku zapytanych przez nas osób, nie chce wypowiadać się na temat konfliktu na linii państwo K. – sąsiedzi. – Ludzie się boją, bo każde spotkanie, każda wypowiedź, to jest od razu rozprawa sądowa – mówi nam lokalny dziennikarz, który także woli zachować anonimowość.
Jak zaczęło się robić cieplej, wyszłam na spacer z moim pięciotygodniowym synkiem i na tym spacerze zaczęli mnie zaczepiać. Wezwali na mnie policję, że ja drażnię ich psy - wspomina sąsiadka rodziny K. Została rzucona w moim kierunku petarda, żeby wystraszyć moje dziecko.
Ostatni reportaż o rodzinie K. i ich sąsiadach dziennikarze TVN przygotowali w kwietniu 2017 roku. Ale – jak się okazuje – problem wciąż jest aktualny. – Myślę, że śmiało można powiedzieć, że to nie ustało. Co jakiś czas wpływają zawiadomienia, zgłoszenia z jednej czy drugiej strony. Ta sytuacja trwa już od kilku lat – mówi nam aspirant Jacek Bator, rzecznik prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Dębicy.