Punktualność jest grzecznością królów, a spóźnianie się jest niegrzecznością? Z takiego założenia wyszedł członek brytyjskiej Izby Lordów Michael Bates. Gdy spóźnił się kilka minut na posiedzenie przejął się tym tak bardzo, że czym prędzej złożył rezygnację.
Wielu z nas pewnie zdarzyło się spóźnić do pracy. Powodów może być wiele, korki na drodze, awaria tramwaju czy samochodu, czasem "nie zadzwoni" budzik. Zwykle wystarczy zwykłe słowo przepraszam, jednak lord Michael Bates ma inne zdanie na ten temat.
Członek Izby Lordów miał przyjść na posiedzenie. I przyszedł, ale spóźniony kilka minut. Wszedł, przeprosił, po czym oświadczył, że jest mu niezmiernie przykro. Wystarczy? Nie, lord poszedł dalej. W związku ze swoim karygodnym postępkiem złożył rezygnację i wyszedł.
Jak donosi BBC, większość zebranych z rozbawieniem i niedowierzaniem obserwowało całą tę sytuację. Część próbowała zatrzymać Batesa, tłumacząc mu, że zwykłe "przepraszam" wystarczy. Prowadząca obrady baronowa Smith z Basildon wyraziła nadzieję, że uda się przekonać Batesa do tego, by powrócił do Izby Lordów.