To najlepszy film Guillermo del Toro od czasu "Labiryntu Fauna", mocny kandydat do tegorocznego Oscara w najważniejszej kategorii (w sumie ma 13 nominacji!) i idealny wybór na Walentynki w kinie. "Kształt wody" jest wspaniałą i odważną baśnią dla dorosłych. Nie w każdym filmowym romansie między człowiekiem a potworem pokazana jest konsumpcja tejże miłości.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Kształt wody" to wariacja na temat klasycznej historii "Pięknej i Bestii" w stylu "Amelii" z dodatkiem "Avatara". Fabuła w której niema sprzątaczka zakochuje się w potworze, nie olśniewa oryginalnością, ale forma, w jakiej została opowiedziana, rozczula nawet największych twardzieli, którzy mają otwarte serce i umysł.
Romans międzygatunkowy to jeden z wielu wątków, do tego mamy niezłe kino szpiegowskie zahaczające o musical, a wszystko w retro-stylistyce lat 60. Sam człowiek-płaz (niektórzy mylnie nazywają go rybą) przypomina gumowe stwory ze starych horrorów (a konkretnie "Potwora z Czarnej Laguny").
Seks z człowiekiem-płazem
Zauważyliście, że miłość między przeciwieństwami to temat, który istnieje w kulturze od zarania dziejów? Od "Romea i Julii" zbyt wiele się nie zmieniło i tolerancja inności wciąż jest na wagę złota. "Kształt wody" idzie o krok dalej niż "Piękna i Bestia" czy nawet "Edward Nożycoręki" i nie tylko traktuje o miłości partnerów z różnych gatunków, ale pokazuje, jakby to faktycznie mogło wyglądać.
Dla osób pruderyjnych, które są na bakier z japońskim hentai, seks między człowiekiem a potworem z głębin może być uznany za dewiację i skandal. Pamiętajmy jednak, że w baśniach takie misz-masze to nic nowego, po prostu zawsze są przemilczane i ciekawscy muszą się domyślać, a przecież służą do tego, by nieść ze sobą jakieś przesłanie. "Kształt wody" z pewnością spodoba się miłośnikom "starego" Tima Burtona.
Guillermo del Toro w swoim specyficznym stylu pokazuje starcie dwóch światów: brutalnego, ludzkiego i pięknego, fantazyjnego. Ten dualizm fabularny kojarzy każdy, kto oglądał genialny "Labirynt fauna". Tam tłem akcji była wojna domowa w Hiszpanii, w "Kształcie wody" reżyser wziął na tapetę zimną wojnę w USA: czasy gnębienia czarnoskórych i doszukiwania się wszędzie sowieckich szpiegów. Pozytywnymi bohaterami są, jak zwykle u del Toro, osoby "wyklęte" - niemowa, Afroamerykanka, mutant i mózgowiec, którzy stawiają się przeciwko największemu złu na Ziemi: ludzkości.
Baśń dla dorosłych
Kiedy już w pierwszej scenie główna bohaterka masturbuje się w wannie, wiemy, że nie trafiliśmy do świata Disneya, ale dorosłych. Oczywiście "Kształt wody" nie jest filmem dla zboczeńców, ale lekka erotyka jest niezbędnym dodatkiem do opowiedzenia historii, którą potem zapamiętamy. Osobiście, przez cały seans czułem magię Fabryki Snów i dawno hollywoodzki film nie wprowadził mnie w tak błogi nastrój - nawet przereklamowane "La La Land".
W "Kształcie wody" wszystko do siebie pasuje, nie tylko para głównych bohaterów. Każdy element składa się na dzieło kompletne, hipnotyzujące od początku do końca. Przede wszystkim jest świetny zagrany: Sally Hawkins ("Paddington", Happy-Go-Lucky") idealnie pasuje do roli nieśmiałej, niedopieszczonej Elizy, której fantazje stają się rzeczywistością, z kolei główny szwarccharakter ze złowieszczą twarzą Michaela Shannona ("Zwierzęta nocy", "Człowiek ze stali") doprowadza nas do frustracji, a Doug Jones ("Hellboy", "Labirynt Fauna") w kostiumie przesympatycznego człowieka-płaza czuł się jak zwykle... jak ryba w wodzie.
Zalet jest więcej. Scenografia i stroje oddają klimat tamtych czasów, a piękne zdjęcia dają efekt "łał!". Jedynie mało oryginalna muzyka, choć nie zapada w pamięć, to i tak się spisuje i nadaje bajkową atmosferę. Reżyser żongluje gatunkami: są momenty musicalowego stepowania, pełnego napięcia thrillera rozładowywanego żartami oraz dużo miłosnych uniesień. "Kształt wody" dzieli widzów na tych, którzy nazywają go arcydziełem, pełnym przepychu z uniwersalnym przekazem oraz tych, którzy uznają Guillermo del Toro za chorego człowieka. Jednak nie oszukujmy się: na walentynki w kinach są przygody Greya, kolejna polska komedia romantyczna oraz "Kształt wody". Wybór jest oczywisty. I nie dlatego, że na bezrybiu i płaz ryba.