Lekarze nie wierzą, odsyłają Opalacha do Tworek
Wszystko zaczęło się, kiedy
Tomasz Opalach zasłabł przed rokiem w kolejce do sklepowej kasy. Gdy się ocknął, ochroniarze wezwali pogotowie. Myśleli, że to nerwica albo kac. – Ale ja wiedziałam, że nie pił, więc nalegałam na badania. Zabrano go do szpitala, ale nic nie wykryto – opowiada "Gazecie Wyborczej" narzeczona Opalacha, Bogna Tatarska. Po kilku miesiącach sytuacja powtórzyła się na przystanku autobusowym. Myślał, gdy się ocknął, że ktoś uderzył go w głowę, ale to była nieprawda. Policja go zbadała, miał 1,26 promila alkoholu we krwi. Lekarz był nieprzyjemny, zarzucał mu, że jest pijany.