"Ledwo wstał i już do komputera" – jeszcze do niedawna tym tekstem rodzice krytykowali uzależnione od grania dzieciaki. Teraz nie ma już mowy o marnowaniu czasu przed ekranem, bo esport nie jest już tylko hobby. Świadczą o tym minione rozgrywki Intel Extreme Masters w katowickim Spodku. Impreza została rozszerzona na dwa weekendy, prawa do transmisji wykupiło TVP Sport, Legia zaczęła współpracę z jedną z drużyn, a gigantyczne tłumy i kolejki to już wręcz tradycja.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Esportowe Mistrzostwa Świata w Katowicach odwiedza mniej więcej 100 tysięcy fanów gier sieciowych jak m. in. "Counter Strike: Global Offensive", "Dota 2" oraz "Starcraft II". Zarówno goście, jak i zawodnicy są z całego świata, a w puli nagród było aż 7 milionów złotych. Na rangę i prestiż zawodów w Spodku i położonej obok niego hali wpływa podkreślana zawsze przez uczestników atmosfera imprezy. Sprawdziłem jak wygląda "od środka" i czy macie żałować, jeśli was tam nie było.
Gracze-celebryci
Czytelnikom, którzy są na bakier z esportem, trudno będzie zrozumieć fenomen progamerów czyli profesjonalnych graczy (o samej dyscyplinie pisałem tutaj). Są tacy, którzy zarabiają więcej od naszych piłkarzy (nawet mają swoje ligi np. ESL), a ich zawód polega na siedzeniu przed komputerem i klikaniu. Są jednak idolami młodzieży, która jest w stanie sterczeć godzinami w kolejkach, by zdobyć upragniony autograf.
Ekipa z powyższego zdjęcia przyjechała z Konina. Widać to zmęczenie na twarzach, po odczekaniu swojego w kolejce do drużyny G2 Esports. Chłopaki mają po 15 lat. – Ja gram od 3 lat. W esporcie podoba mi się niski próg wejścia na profesjonalną scenę. Każdy ma równe szanse, nie trzeba się urodzić z tym "czymś" jak w piłce nożnej – mówił mi jeden z nich. – Są fajne emocje, rywalizacja i atmosfera na turniejach – dodał drugi. Co ciekawe G2 Esports nawet nie grało tego dnia na IEM - zawodnicy przyjechali tylko na rozdanie autografów.
Emocje jak na "normalnych" meczach
To co wyróżnia tę imprezę od innych eventów z grami to właśnie mecze na żywo - nawet jak obejdziemy wszystkie stoiska, to cały czas możemy podziwiać profesjonalistów w akcji.
Nie spodziewałem się, że oglądanie na ekranie tego jak grają inni może wyzwalać takie emocje jak meczach polskiej reprezentacji w piłkę nożną (z wyjątkiem rac i wulgaryzmów). Jest takie wyświechtane określenie: "hala wypełniła się po brzegi" i to określenie perfekcyjnie pasuje do tego co się działo w katowickim Spodku. Fani esportu, którzy przyszli w sobotę popatrzeć jak profesjonaliści grają w CS:GO byli poupychani aż po sam dach.
Publiczność żywiołowo reagowała na to co widzieli na ekranach - gdy gracz zdjął innego strzałem w głowę lub celnie rzucił granatem i "zabił" pół drużyny - cała hala wybuchała oklaskami i okrzykami radości. Może to brzmieć okrutnie, ale to wciąż lepsze niż walki gladiatorów. Najlepiej eliminował przeciwników team Fnatic za co zgarnął 250 tys. dolarów.
Bardziej kameralna atmosfera była na meczach obok Spodka w Międzynarodowym Centrum Kongresowym. Rozegrany tam został turniej w kultowego Starcrafta II. Akurat trafiłem na mecz dwóch Koreańczyków sOs i Maru. Przed pojedynkiem w kosmiczną strategię były emitowane filmiki prezentacyjne z ich udziałem, a na trybunach fani rozłożyli ogromne flagi z logami swoich ulubieńców. Koniec końców w SC2 zwyciężył Rogue i zgarnął 150 tys. dolarów.
Z kolei rozgrywkom w "Heroes of the Storm" towarzyszył profesjonalny komentarz po angielsku oraz... studio pomeczowe. A to dlatego, że to wchodzą w skład Heroes Global Championship - w skrócie HGC. To liga esportowa Blizzarda i jak widać na załączonych obrazkach - mają rozmach, a zmagania z Katowic śledziły też miliony graczy w internecie. W "HotS" najlepsza była drużyna Team Dignitas - wygrała 30 tys. dolarów.
Po drodze spotkałem też raczkujący polski team EloEloElo... ze Szwecji. – Jesteśmy uchodźcami – śmiali się. Na co dzień mieszkają na półwyspie skandynawskim, ale przyjechali specjalnie na IEM, by podpatrzeć jak inni grają. – Podoba nam się to, jak esport rozwija się w Polsce. Np. FaZe Clan wystąpił dziś w koszulkach z logiem Legii Warszawa – dodał jeden z nich.
I faktycznie drużyna ze stolicy nawiązała współpracę z FaZe: "Nie mamy zespołu w Counter-Strike'u, ale nie taki jest cel. Chodzi bardziej o współpracę przy tworzeniu naszych społeczności, baz, kibiców, merchandasingu, takich marek lifestyle'owych, gdzie, wbrew pozorom, są one bardzo podobne między Legią, a FaZe" – Dariusz Mioduski, właściciel Legii Warszawa. Narzekali jedynie, że było za dużo miejsc w strefie "Premium" i nie mogli oglądać meczów.
Kolejki do wszystkiego
Dla niektórych IEM to... festiwal kolejek. Z jednego tłumu przechodzi w drugi i ciągle się trzeba gdzieś przeciskać.
Kolejki to największa wada tej edycji Intel Extreme Masters. Przez to, że organizatorzy chcą by była dostępna dla wszystkich - wejście jest bezpłatne. Można się więc domyślić z czym to się wiąże, a raczej ciągnie i zawija w zakręconych sznurach z ludzi. Jest też ograniczona pula płatnych wejściówek, które pozwalają wejść bez kolejki na zewnątrz, ale co z tego, kiedy w środku czekają nas kolejne kolejki. Po autografy, do pogrania w gry w na stoiskach, do toalety. I tak przez cały od wczesnego ranka do późnego wieczora.
– Samo zbieranie autografów jest ok, ale czasem sam się zastanawiam czy fakt stania w takich kolejkach po rzeczy, które leżą i niczemu służą mają sens – mówił mi Patryk z Tychów przebrany w strój... Jezusa. – Cały event na kolejkach. Masakra – dodała jego koleżanka. Najbardziej żałuje tego, że na IEM nie ma już turniejów w "League of Legends" czyli LoLa.
Konkursy, od których pęka głowa
Kolejna wada, która psuje (jak na moje oko) wizerunek imprezy to niekończące się konkursy, w których ktoś ze sceny rzuca koszulki i kubki. Tłum składający się głównie z małolatów wydziera się wniebogłosy, by dostać za darmo gadżet z logo ulubionej drużyny. Niektórzy są cwani i wchodzą sobie na barana. Pomijając już fakt "upadlania się" dla zwykłej smyczy z nadrukiem, stoiska są ustawione obok siebie, a konferansjerzy przekrzykują się przez mikrofony i głośniki jak przekupy na rynku.
Nie samymi turniejami żyje człowiek
Kiedy wejdzie się na teren hali lub Spodka - czuć w powietrzu pieniądz. I nie chodzi tu o wspomniane konkursy z gratisami. Swoje stoiska mają giganci technologiczni (m. in. T-Mobile, MSI czy Mercedes-Benz), w których można pograć w najnowsze tytuły, przetestować sprzęt czy wziąć udział w wydarzeniach specjalnych. Np. w strefie Lenovo uczestnicy mogli sprawdzić premierowo gogle do wirtualnej rzeczywistości Solo Mirage - nie potrzeba do nich żadnego dodatkowego sprzętu jak smartfon czy konsola, a w międzyczasie na scenę wyszedł... raper Tede. Wisienką na torcie, a raczej stoisku Lenovo, był konkurs na najlepsze przebranie czyli cosplay.
Cosplay na światowym poziomie
W konkursie na najlepsze przebranie imprezy zwyciężył ork z gry "Shadow of Mordor".
To już nie te czasy, kiedy wycinało się z tekstury skrzydła. Przebrania cosplayerów stały na najwyższym poziomie i nadawały kolorytu całej imprezie. Do tych najlepiej ubranych ustawiały się również kolejki, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Cosplayerkom często towarzyszyli drugie połówki, którzy pilnowali wybranek i nie odstępowali ich na krok.
Nie wszyscy "przebierańcy" podchodzili też ze śmiertelną powagą.