Jest już prezydentem RP od niemal trzech lat, ale nie był jeszcze oficjalnym gościem prezydenta USA, co głośno mu już wytykają. Tym bardziej trzeba przypominać jak było kiedyś. Gdy prezydent Polski – z najwyższymi honorami – był przyjmowany w Białym Domu i jaką rangę miała tamta wizyta. Z kim się spotykał, jaki miał napięty program, i jakiej wagi - nieporównywalnej do dziś - były to spotkania. Taką Polska miała wtedy pozycję.
Gdy prezydent Aleksander Kwaśniewski jechał wraz z małżonką do USA towarzyszyła mu cała świta ważnych osób w państwie. Był szef MSZ, MON, minister skarbu państwa, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, sekretarze i podsekretarze stanu, doradcy, nawet prezes Krajowej Izby Gospodarczej. Byli też specjalni goście prezydenta, których obecność też dodawała rangi tej wizyty. Wśród nich m.in. słynna rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz, astronom Aleksander Wolszczan, nawet dyrektor Muzeum Narodowego Ferdynand Ruszczyc.
Wspomnijmy jeszcze Henrykę Bochniarz, wtedy szefową Polskiej Konfederacji Pracodawców, czy prezesa Orlenu i TP S.A. i mamy niemal pełny obraz, bo wszystkich nie sposób wymienić. Jedna kolumna, która jechała do Departamentu Stanu, liczyła siedem samochodów.
I gdy człowiek sobie tamto przypomni, aż niepojęte wydaje się dziś, z jak ogromną atencją traktowano wtedy prezydenta Polski. W dodatku postkomunistę, którego przyjął republikanin. I jak wiele od tamtej pory się zmieniło.
Polski hymn i defilada
Byłam wtedy w grupie dziennikarzy i pamiętam, jak staliśmy w ogrodach Białego Domu, było mnóstwo gości, polityków, przedstawicieli Polonii, były polskie flagi. I jakie wrażenie zrobił polski hymn w wykonaniu orkiestry marynarki wojennej, a także 21 salw honorowych, które mu towarzyszyły. Była kompania honorowa. Poczty sztandarowe pięciu formacji amerykańskich sił zbrojnych: wojsk lądowych, lotnictwa, marynarki wojennej, piechoty morskiej i sił specjalnych. Była parada wojsk w historycznych strojach.
- Ameryka jest dumna, że może nazywać Polskę przyjacielem, sojusznikiem i partnerem - mówił George W. Bush. - God Bless America - ripostował Kwaśniewski.
Człowiek miał poczucie, że uczestniczy w czymś ważnym, że to dzieje się na cześć prezydenta Polski. I to uczucie tylko potęgowało się w miarę kolejnych godzin. Choćby podczas uroczystej kolacji w Białym Domu, na którą Bush zaprosił prominentnych polityków. Były wspólne toasty, a Kwaśniewski mówił, że czuje się jak w domu: - Nie wiem czy jest na świecie drugi taki fenomen jak przyjaźń polsko-amerykańska.
- Polska opozycja wobec komunistycznej tyranii zainspirowała połowę kontynentu. W 1989 roku Polacy podjęli historyczną decyzję budowania społeczeństwa opartego na demokracji i rządach prawa. Polska dziś nadal jest przykładem dla narodów pragnących wolności -odparł Bush i te słowa brzmiały niezwykle mocno.
Gdy dziennikarze otrzymali menu, mocno główkowali, jak przetłumaczyć niektóre nazwy dań na język polski. Na dole menu napisano: "Polska flaga, która jest biało-czerwona była inspiracją do dekoracji stołu oraz aranżacji kwiatowych". Tak ugoszczono prezydenta RP.
Czekaliśmy w kuluarach w strojach wieczorowych, bo taki był wymóg. "Obowiązuje smoking i długa suknia dla wszystkich osób przebywających w Białym Domu podczas obiadu oficjalnego" - napisano w protokole dyplomatycznym.
Piszemy o tym, bo dziś niezwykle trudno byłoby sobie taką wizytę wyobrazić. A jakże pokazałaby dziś ona, jak ważne dla USA są stosunki z Polską, jak było w tamtym czasie.
Tylko trzech Polaków dostąpiło zaszczytu
Przez dwa dni ówczesny prezydent USA George w. Bush poświęcił swój czas niemal wyłącznie Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Razem polecieli helikopterem do bazy lotniczej Andrews, a stamtąd Air Force One do Flint w Michigan, gdzie powitał ich gubernator tego stanu. W Oackland University wygłosili przemowy do wiwatujących tłumów. Tu również człowiek miał poczucie, że dzieje się coś ważnego. Kwaśniewski mówił wtedy o roli Europy Środkowo-Wschodniej. Słuchali go amerykańscy studenci.
Była to tzw. state visit, wizyta państwowa, najwyższa rangą w historii protokołu dyplomatycznego USA. W historii Polski zaszczytu tego dostąpiły tylko trzy osoby. Edward Gierek w 1974 roku, prezydent Lech Wałęsa w 1991 oraz Aleksander Kwaśniewski w 2002. Od tamtej pory nigdy taka wizyta nie została powtórzona. Zresztą niewielu przywódców światowych mogło jej doświadczyć. Za czasów Donalda Trumpa przyjęto tak tylko prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Wtedy, w 2002 roku, prezydent Kwaśniewski był też na Kapitolu, spotkał się z przewodniczącym Izby Reprezentantów oraz z liderami Senatu, był w Izbie Handlowej, uczestniczył w Polsko-Amerykańskim Forum Gospodarczym, był także gościem prestiżowego Center for Strategic and International Studies, gdzie towarzyszył mu nieżyjący już Zbigniew Brzeziński, miał spotkanie z szefem Centralnej Agencji Wywiadowczej USA.
Był również na cmentarzu Arlingon, spotkał się ze środowiskami żydowskimi i polsko-żydowskimi, wygłosił wykład w Georgetown University o dziedzictwie Jana Karskiego, miał nawet spotkanie z grupą młodzieży z Jedwabnego. Był też wywiad dla CNN. Rozmawiał z nim znany wówczas, dziś już na emeryturze, dziennikarz Jim Clancy.
Była to ogromnie intensywna wizyta pełna niezwykle ważnych spotkań. A jeszcze w tym czasie Jolanta Kwaśniewska realizowała swój program, razem z Laurą Bush.
Kaczyński, Komorowski...
Wydaje się, że od tamtej pory minęły lata świetlne, które wywróciły polską dyplomację i obraz Polski w świecie, do góry nogami, a przecież było to tak niedawno. Bez dwóch zdań zmieniła się też Ameryka. Ale, jak wskazują eksperci od spraw międzynarodowych, takiej sytuacji w relacjach Warszawa-Waszyngton jeszcze nie było.
"Duda jest prezydentem 33 miesiące i dotąd nie miał oficjalnej wizyty u prezydenta USA w Waszyngtonie" - wytyka Paweł Zalewski, przed laty szef sejmowej komisji spraw zagranicznych, europoseł, znawca światowej dyplomacji. Wskazuje na konkrety - prezydent Wałęsa odbył taką wizytę 4 miesiącach od objęcia urzędu, Kwaśniewski po 8, Kaczyński po 8, Komorowski po 6.
Owszem, prezydent Duda nie raz był w USA - występował na forum ONZ, spotykał się z prezydentami. W 2016 roku brał udział w uroczystej kolacji w Białym Domu, jako uczestników Forum Bezpieczeństwa Nuklearnego, do spotkań dochodziło też na innych gruntach, m.in. w Davos. Prezydent Trump był w Warszawie. Ale oficjalnej wizyty - jak podkreśla Paweł Zalewski - nie było.
I można mówić milion razy, że stosunki Polska-USA są świetne, a nawet najlepsze w historii, że notatka była fałszywa, że nic się nie stało, ale i tak widać, jak jest. Tamtej atmosfery sprzed lat, w każdym razie, już nie ma.