Chłopak z prowincji, o którym mówią wszyscy. Wyklęty reżyser "Niemiłości"
Alicja Cembrowska
10 marca 2018, 08:46·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 10 marca 2018, 08:46
Wielu ma problem z poprawnym wymówieniem tego nazwiska. Gdy czekałam na pokaz "Niemiłości" w warszawskim kinie usłyszałam kilka jego wersji, a co sprytniejsi mówili, że idą na "ten no film najlepszego obecnie reżysera rosyjskiego". A przecież Andriej Zwiagincew ma 54 lata i zaledwie pięć filmów na koncie.
Reklama.
Gdy ostatnio na uniwersyteckich zajęciach z kina rosyjskiego padło pytanie o nazwiska znanych reżyserów, większość grupy za sprawą "Niemiłości" wymieniła jego. Ten niepozorny mężczyzna sprawił, że dopiero po chwili padły takie wielkie sławy jak Konczałowski, Sokurow, Tarkowski, Bałabanow czy Eisenstein. Wystarczyło mu do tego pięć filmów i dwie nominacje do Oskarów w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny".
O Zwiagincewie zrobiło się głośno za sprawą "Lewiatana", który w 2015 roku przegrał walkę o Oscara z polską "Idą". Rosyjskie władze raczej ucieszyły się z takiego wyniku. Film okrzyknięto antyrosyjskim oszczerstwem i skandalem, który w złym świetle stawia cały naród, a reżyser zyskał pewność, że państwowych pieniędzy na swoje kolejne produkcje na pewno nigdy nie dostanie. Tak Andriej Zwiagincew stał się z jednej strony wrogiem, a z drugiej twórcą, na którego zwrócono jeszcze większą uwagę.
A kto to jest Zwiagincew?!
Gdybyśmy zechcieli przenieść się do Nowosybirska i opowiedzieć małemu Andriejowi, że za 40 lat znajdzie się w takim punkcie, na pewno by nie uwierzył. Gdy miał 5 lat, jego ojciec opuścił rodzinę, może stąd temat współczesnego rodzicielstwa pojawia się w niemal każdym jego filmie. Marzył, by być aktorem, nawet nie przypuszczał, że zostanie reżyserem.
Marzenia zaczęły spełniać się w 1984 roku, gdy dostał się do Szkoły Filmowej w Nowosybirsku. Jednak po obejrzeniu filmu z Alem Pacino wiedział, że takiego warsztatu może nauczyć się tylko w Moskwie. Chłopak z prowincji trafił do wielkiego miasta i zderzył się z rzeczywistością. Nie miał pieniędzy, nie miał znajomości. Biegał po castingach, grał w niezależnych teatrach i epizody w serialach. Nikt go nie znał, a szanse, że ktoś pozna, były nikłe.
Najwyraźniej kino jest mu jednak przeznaczone. Impulsem stała się "Przygoda" Antonioniego, która, jak wspomina w rozmowie z Krzysztofem Kwiatkowskim, uzmysłowiła mu, jaką siłę może mieć kino. Zdał sobie sprawę, że to nie aktorstwo jest mu pisane. Zupełnym przypadkiem zaczął reżyserować seriale telewizyjne, a później zadebiutował "Powrotem", który okrzyknięto arcydziełem.
Taki niepozorny, w sweterku
– Drobny facet w okularach, zwykle w sweterkach z suwakiem pod szyją albo w polo. Inteligentna twarz. Porozumiewa się z dziennikarzami przez tłumaczy, mówi powoli – takimi słowami opisuje reżysera Krzysztof Kwiatkowski w serwisie gazeta.pl. Wyłania się z tego obraz niepozornego, trochę zamkniętego faceta, który właściwie o nic się nie prosi. Po prostu robi swoje, z twórczej pasji, z miłości do X Muzy.
Nietrudno przekonać się o sile tego uczucia. Wystarczy obejrzeć film dokumentalny "The Return. A film about the film", który nakręcił sam Zwiagincew. Za jego sprawą poznajemy człowieka, który czerpie wręcz fizyczną przyjemność ze swojej pracy, który z błyszczącymi oczyma opowiada o procesie, którego efekty oglądamy na dużym ekranie. A składa się na niego nie tylko fabuła, ale cała warstwa metaforyczna, symbolika, ukryte sensy, nawiązania do kultury i tradycji chrześcijańskich.
W wywiadzie dla "Kina" operator współpracujący ze Zwiagincewem Michaił Kriczman powiedział, że "filmy Andrieja mocno czerpią z realizmu". Właśnie w tym realizmie podszytym metaforą zdaje się tkwić siła jego obrazów. Bo ten twórca nie szuka niemożliwego, bajecznego, odrealnionego, a po prostu garściami czerpie z otaczającego świata, z tych pozornych problemów, które przecież dotyczą nas wszystkich.
Przygląda się relacjom międzyludzkim, wpływie państwa na jednostkę, lirycznie i oszczędnie opowiada o tym, co dla jednych jest centrum wszechświata, a dla innych problemem zaledwie jednym z wielu. Jednak nie tylko o tym i nie dosłownie chce opowiadać Zwiagincew. Właściwie "małe historie" stają się dla niego trampoliną, pretekstem, by przemycać tematy znacznie bardziej "wielkie", uniwersalne, społeczne, narodowe.
Subtelna krytyka, poważne konsekwencje
Oszczędność formy i zamiłowanie do metafor trochę zgubiły się jednak w "Niemiłości". Jeżeli w stosunku do tego najnowszego filmu pojawia się cień krytyki, to wymierzony właśnie w dosłowność, zbyt łopatologiczne prezentowanie emocji i odniesień.
Takie zarzuty w ogóle nie pasowałyby do debiutanckiego "Powrotu" czy "Lewiatana", które to filmy znacznie trudniej dekodować. Bo teoretycznie pierwszy jest o ojcu, który wraca po dwunastu latach do rodziny i próbuje odbudować relacje z synami, jest o inicjacji i wchodzeniu w dorosłość. Jeżeli jednak szerzej przyjrzymy się rosyjskiemu społeczeństwu, to możemy odczytywać "Powrót" jako krytykę współczesnego ojcostwa, w którym rodzic nie wywiązuje się z obowiązków, skazując potomka na "duchowe wyobcowanie".
Podobnym manifestem jest "Elena", w której syn tytułowej bohaterki, Sergiej, jawi się raczej jako niedojrzały chłopiec niż odpowiedzialna głowa rodziny. Ale czy tylko? Czy Sergiej nie jest przykładem utraconej stabilności ekonomicznej, która jest problemem społecznym? I czy Elena, wychodząc za mąż za bogatego i wpływowego mężczyznę, jest tylko kobietą, której "się udało"? A może jako Matka Rosjanka niesie większy bagaż znaczeniowy?
Potem Zwiagincew idzie dalej i komentuje rosyjską rzeczywistość jeszcze dosadniej za pomocą "Lewiatana". Rozlicza się z korupcją, układami, bezprawiem, Cerkwią i wielką polityką, która obywateli rozpatruje w kategoriach marionetek, którymi można manipulować bez konsekwencji.
Siła człowieka, siła aktora
Jednak nie tylko historie i sposób ich przedstawiania są silną bronią rosyjskiego twórcy. Trudno nie wspomnieć o jego "ludzkich narzędziach" – Aleksieju Sieriebriakowie czy Konstantinie Ławronienko.
Posługując się analogią, można uznać, że jeden z najwybitniejszych reżyserów rosyjskich, czyli Sokurow, to taki Kawalerowicz. Zwiagincew pracuje podobnie do Wajdy. Pierwsza reżyserska para, mówiąc najogólniej, szuka aktora idealnie przylegającego do roli, dla drugiej pary budowanie postaci jest procesem, którego częściami są cechy aktora i postaci, kształtowane, uwypuklane lub ukrywane przez samego artystę.
Przykładem może być chociażby scena kłótni rodziców w "Niemiłości", gdy przerażone dziecko stojąc za drzwiami, przysłuchuje się wypowiadanym obrzydliwościom. Aktorzy dostali od reżysera pewną swobodę, która w konsekwencji zaowocowała przeszywającą serce naturalnie bolesną sceną-klucz. Kriczman wspomina również, że aby wydobyć z aktorów możliwie najbliższe rzeczywistości reakcje i zachowania, reżyserowi zdarzało się nie zdradzać im, jakie będą konsekwencje czynów bohatera. Tak, by nie mogli się przygotować na późniejsze sytuacje.
Patrz jak na ikonę
Chociaż Tarkowski czy Sokurow uważani są obok Felliniego czy Bergmana za reżyserów wybitnych, to kino rosyjskie nadal spotyka się z dużym niezrozumieniem zachodnich widzów. Podobnie jest ze Zwiagincewem. Również na temat nominowanych do Oscarów "Lewiatana" czy "Niemiłości" można znaleźć opinie, jakoby były to nudne, przeintelektualizowane obrazy, pretendujące do miana dzieła sztuki. Wynika to jednak głównie z nieumiejętności przyjęcia charakterystycznego sposobu patrzenia.
Dla widzów z Zachodu "Stalker" Tarkowskiego może być zwyczajnie odrzucający. Twórcy rosyjscy sięgają głęboko do tradycji i kultury, zdominowanej przez ikony. Poprzez obraz próbują dotrzeć do strefy sacrum, a to siłą rzeczy sprawia, że nieprzygotowany na to widz, może pozostać poza ramą. Jeżeli jednak wykonamy pracę, by dotrzeć do sedna, ukrytego w tych obrazach, to będziemy bliżej poznania nieuchwytnego "rosyjskiego ducha".
Korzystałam z artykułu "Wygnani przez ojca" Kamili Kołacz ( nr 6, 2017), publikacji z numeru 5 (2017) Magazynu "Ekrany", wywiadu Kuby Armaty z Michaiłem Kriczmanem z numeru 2 (2018) Magazynu "Kino" oraz artykułu Krzysztofa Kwiatkowskiego "Andriej Zwiagincew. Chłopak z Nowosybirska, który zakochał się w kinie".