Beata Kozidrak w tym roku znów kończy 40 lat. Tym razem jako piosenkarka i liderka zespołu Bajm. Formacja wyrusza w jubileuszową trasę 4 listopada i odwiedzi kilka dużych polskich miast, gdzie na żywo usłyszymy takie przeboje jak "Szklanka wody", „Co Mi Panie Dasz” czy "Myśli i słowa". – Nigdy nie myślałam, że dożyje tych 40 lat - oczywiście w sensie artystycznym – śmieje się królowa polskiej sceny w rozmowie z naTemat.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Beata Kozidrak to artystka, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Nawet jeśli ktoś nie lubi jej szlagierów, które nagrała solo i z Bajmem, to na pewno je zna. To nieodłączna część polskiej muzyki rozrywkowej, która nadal nie schodzi z imprezowych playlist zarówno starszych, jak i młodszych słuchaczy. Beata jest niezwykle sympatyczną i czarującą kobietą, która od razu zaproponowała przejście na "ty". Zamówiłem więc szklankę wody i zacząłem rozmowę o muzyce, memach, tekstach piosenek i o tym, czy jej sesja w "Playboyu" to plotka.
Czterdzieści lat minęło… jak jeden dzień?
Zawsze się mnóstwo działo, dlatego nie odbieram tego jak jeden dzień. Nigdy nie myślałam, że dożyje tych 40 lat - oczywiście w sensie artystycznym (śmiech). I to cały czas będąc w dobrej kondycji...
...i na topie.
No właśnie. I sama siebie zaskakuję, muzycznie przede wszystkim. Cały czas staram się odkrywać siebie i swoje możliwości oraz poszerzać obszar, w którym działam. Mogę śpiewać to, na co mam ochotę i to jest fantastyczne.
W jednej z moich piosenek śpiewam "...każdy dzień jest inny" i jest inny. W tym roku będziemy świętować 40-lecie, szykujemy cudowną trasę. Zagramy zarówno piosenki z lat 80., takie jak „Małpa i ja”, „Co Mi Panie Dasz”, jak i te najnowsze z mojej płyty „B3”: „Upiłam się Tobą”, „Niebiesko-zielone”.
Jak to robisz, że ciągle tak dobrze wyglądasz, masz tyle energii, wigoru, którego nieraz brakuje nawet 20-latkom?
Musi ktoś taki być, by dawać Wam przykład (śmiech). Generalnie staram się myśleć pozytywnie.
I faktycznie jesteś idolką nie tylko starszych słuchaczy, ale i młodych. Na domówkach śpiewane są piosenki Bajmu i Twoje solowe, a w internecie jest pełno memów z Tobą w roli głównej.
Strasznie się z tego cieszę, a z memów śmieję się do rozpuku - słowo daję! Mam dystans do siebie, ale i poczucie własnej wartości. Wiem, co potrafię zrobić ze swoim głosem i jakie emocje potrafię wzbudzać. Hejt mnie nie zniszczy. Jest mi bardzo miło, że młode pokolenie tak mnie odbiera i szanują moją muzykę, bo ja również ich szanuję. Na taki odbiór trzeba sobie zapracować. To, że moje stare piosenki i teksty uczestniczą w życiu młodzieży, jest dla mnie największą nagrodą. Nagrałam 2 lata temu solową płytę "B3" - była trochę inna, bo taki był zamiar; poszerzyła moją publiczność i na koncertach pojawiło się więcej młodych osób. Ona też pokazała, że potrafię bawić się muzyką i proponuję zupełnie nowe gatunki – również dla siebie. Cieszy mnie to, że album trafił w charakter i serca kolejnego pokolenia.
To też ciekawe, bo zwykle fanom się nie podoba jak artysta eksperymentuje i zmienia brzmienie.
Ja jestem odważnym twórcą. Czasem za to mi się obrywa, bo nie wszystkim się to podoba, ale ja nie jestem dla wszystkich. Jestem artystką, która sama siebie lubi zaskakiwać, a jak ktoś nie chce za mną iść, to pójdzie za kimś innym. Nic na siłę. Już od lat 80-tych miałam takie wrażenie, bo dziwnie się ubierałam – inaczej niż wszyscy.
Nawet widziałem taki obrazek z tekstem „Beyonce PRL-u”.
Piękne (śmiech), słyszałam różne opinie, ale takiej akurat nie. Czasy były szare, a ja chciałam być kolorowa i trzeba było w tym wszystkim znaleźć siebie. Sama budowałam swoją osobowość, nie było nade mną sztabu ludzi, stylistów, nie było komórek (śmiech). To był zupełnie inny świat i trzeba było sobie radzić. Może i jak czasem oglądam siebie z tamtych lat to się śmieję, ale byłam odważna.
Też tego nie znałem, ale na twojej stronie na Wikipedii jest o tym mowa w pierwszym zdaniu. O co w tym chodzi?
To jest śpiewanie bardzo wysokie, z dużą ilością powietrza. Taki miałam zamysł, bo pasowało do utworu.
Jest również spora rzesza osób, które ironicznie lubią i śpiewają twoje teksty. Jest nawet prześmiewcza strona na Facebooku „Beata Kozidrak to poetka”. Jak je mamy odczytywać?
Wojciech Młynarski najpierw pisał teksty, a do nich powstawała muzyka. U mnie jest inaczej – mam ramy muzyczne, czyli melodię i słuchając jej, wyobrażałam sobie o czym chcę napisać w tej piosence. Nie mam wolności literackiej, ale już się do tego przyzwyczaiłam i te ramy mnie inspirują. Język polski nie jest łatwy – trudno napisać ładny, mądry tekst. To jest dla mnie wyzwanie i tym większą mam satysfakcję jeśli się uda.
Mam nadzieje, że nowa piosenka Bajmu "My" też przypadnie Wam do gustu i w Was również zostanie. Jest w niej aktualny temat społeczny, w czasach szybkości naszego życia i rutyny kolejnego dnia. Chciałam napisać taki tekst, byśmy się na chwilę przy nim zatrzymali i pomyśleli co autor chciał przez to powiedzieć (śmiech).
Zastanawiałaś się kiedyś kim byś była, jeśli nie zostałabyś piosenkarką?
Jako dziecko interesowałam się baletem, w szkole chciałam być antropologiem, ale to właśnie scena jest moim żywiołem i miejscem, w którym czuję się najlepiej. Cieszę się, że tyle przeżyłam, że mam mnóstwo pomysłów i chcę się realizować. W przyszłym roku zaczynam pracować nad nową płytą.
Od zawsze byłaś też na świeczniku mediów zajmujących się plotkami, ale nie tylko. Jak sobie z tym tym radzisz? Co chwilę widzę artykuły dotyczące Twoje życia prywatnego. Czytasz je?
Nawet jeśli nie czytam, to dowiaduje się od znajomych albo mojej mamy, która się denerwuje i pyta "czy to prawda?". A ja muszę tłumaczyć, by nie wierzyła w to, co piszą. Jeśli są jakieś plotki krzywdzące moją osobę, to to boli. Można z tym walczyć, ale jest to trudne. Szczerze mówiąc, to czasem jak coś przeczytam, to jest to ciekawe doświadczenie, bo wiele dowiaduję się o sobie (śmiech). Ile mam domów, czy mam problemy z kręgosłupem, kupiłam butik swojej córce, albo mam się rozebrać dla "Playboya" (śmiech).
Rozumiem, że to wszystko nieprawda?
No wiesz, gdybym tego nie przeczytała, to bym o tym nie wiedziała (śmiech). Fajne jest też to dzielenie się sposobem patrzenia na siebie z publicznością na koncertach. Wtedy mogę wszystko sprostować, bo nie wszystkim są potrzebne plotki, by zaistnieć. Mówię wtedy fanom, by nie wierzyli w te bzdury i oni na to świetnie reagują.
A co powiesz czytelnikom naTemat?
Na temat czego (śmiech)?
Życia!
Na temat życia to Wam powiem jedno: bawcie się, korzystajcie z życia, cieszcie się każdą chwilą, realizujcie się, nie przejmujcie się wszystkim co o Was piszą. Świat się skupił na zdjęciach w internecie, szkalowaniu się, zazdrości, zawiści. Mamy jedno życie – cieszmy się nim!
"Moim rodzicom nigdy się nie podobało to jak się ubieram, więc pierwszą krytykę miałam w domu. Nie przejmowałam się tym, bo chciałam iść do przodu i zmieniałam się na oczach całej Polski. Prezentowałam kolejne swoje oblicza, płyty i odkrycia wokalne. Nauczyłam się śpiewać z przepony czyli tak rockowo jak na „Szklance wody”. Z kolei w piosence „Różowa kula” śpiewałam w rejestrze gwizdkowym o czym się dopiero później dowiedziałem, że to się tak nazywa".
"Nie mogę więc powiedzieć, że jestem poetką, ale raczej jestem gdzieś pośrodku. Dokładam wszelkich starań, by tekst był o czymś. Jednak uczono mnie też, by w piosence był szlagwort czyli charakterystyczny fragment, który wpada w ucho i zostaje w głowie. Tak jak solówka na gitarze. Gdybyś mnie zapytał o linię gitarową do każdej piosenki „Dark side of the Moon” Pink Floydów, to mogłabym ci ją zaśpiewać z pamięci".