Aktorka Maja Bohosiewicz zorganizowała akcję charytatywną. Chciała oddać stare ubranka dziecięce rodzicom, których nie stać na kupno odzieży. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie forma w jakiej to zrobiła, którą uraziła wielu internautów.
Bohosiewicz wyjaśniła bowiem na Instagramie, które ubranka chce oddać dzieciom. Inne przeznaczenie miały ciuchy nowe, inne – używane. – Przyjechała do mnie dziewczyna ze swoim chłopakiem lub też z mężem. I wzięli wszystkie ubranka i zabawki i oddadzą je rodzinom, którymi się opiekują. To są ubogie rodziny, także super, mam do nich namiar. Jak będą następne partie starszych ubranek, w sensie zużytych ubranek, to znaczy wyrośniętych ubranek. I was do tego też zachęcam – opowiedziała Bohosiewicz.
Ale potem powiedziała coś, co wywołało gniew wielu osób. – Dlatego, że wiadomo, czasem są takie rzeczy, które fajnie sprzedać bo wydaliście na nie kupę kasy, ale zdarzają się też takie, które kupiłyście w zwykłym sklepie, dziecko miało je na sobie dwa razy, a komuś innemu naprawdę mogą one uratować życie. Więc zachęcam was, żeby takie rzeczy zużyte oddawać komuś potrzebującemu. Tych co nie chcecie sprzedać, wiadomo – dodała.
Internauci krytykowali aktorkę za, jak się wydaje, niezręczne słowa. "Pozdrawiam rodziców kupujących w zwykłych sklepach", "rzeczy zużyte oddawać komuś potrzebującemu, ale markowe to sprzedać. Kurtyna", "ja nie jestem bogata ani celebrytka, ale markowe, zwykłe, jak leci, wszystko oddaję za darmo ciesząc się, że się przyda" – to tylko niektóre z krytycznych opinii. Znaleźli się jednak i tacy, którzy w zachowaniu Mai Bohosiewicz nie widzieli niczego niestosownego. "Ma rację, ja markowe ciuszki też sprzedaję na aukcji, a takie zwykłe oddaje, nie widzę w tym nic niestosownego" – to treść jednego z komentarzy.