Nowy Wspaniały Świat to już historia. Dziś zamykają legendarny klub. Jedni go kochali, inni nienawidzili. Wszyscy jednak zauważali, bo nie dało się przejść wobec niego obojętnie. Angażował, edukował i bawił. My wspominamy dziś to miejsce razem z jego twórcami, bywalcami i sympatykami.
– Pierwsze wspomnienie – zastanawia się na głos Jaś Kapela, pisarz, który pracował jako szatniarz i księgarz w klubie. – To telefon od Sławka Sierakowskiego o 12 w nocy z
pytaniem „Otwieramy księgarnię. Pomożesz nam sprzedawać?” Miałem pięć minut na podjęcie decyzji. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że księgarz znaczy też szatniarz. Co zabawne na ten temat powstał nawet mem internetowy, po tym jak jakiś koleś na forum napisał „Kapela jest tylko zwykłym szatniarzem”. Więc powstała grupa na Facebooku „Jesteś zwykłym szatniarzem” i kilka żartów na ten temat – przypomina Kapela.
– Ale oczywiście wspomnień jest więcej. Pamiętam Kazię Szczukę, która zostawiła mi pięć złotych za pilnowanie jej płaszcza i pana, który dał mi 100 złotych napiwku. Bardzo mu teraz za to dziękuje. Pamiętam wielkie otwarcie i to, że nie wpuściliśmy do środka Kuby Wojewódzkiego. Ah i jeszcze pana, który przychodził czasem z samego rana i ostentacyjnie czytał „Nasz Dziennik” na środku kawiarni. Nowy Wspaniały Świat to też Maciej Nowak stawiający wszystkim wódkę i ludzie tworzący to miejsce. Będzie mi tego wszystkiego bardzo brakowało – z rozrzewnieniem wspomina poeta.
Ludzie to rzeczywiście podstawa tego miejsca. Charyzmatyczni, odważni, ale też otwarci na rozmowę. Tak przynajmniej zapamiętał ich Wojtek Zrałek-Kossakowski, który w NWŚ odpowiadał za stronę muzyczną. – To co było dla mnie tu najważniejsze to muzyka. Byłem i zawsze będę okropnie dumny z ludzi, którzy grali tu, często po raz pierwszy solo, wbrew różnym okolicznościom. Za każdym razem jak myślę o nich, to jestem wzruszony. W końcu Nowy Wspaniały Świat to najważniejsza rzecz jaka wydarzyła się w moim życiu zawodowym. Jestem dumny z tego miejsca, z tych ludzi i tej atmosfery – dodaje Zrałek– Kossakowski.
Dumni zresztą są wszyscy. Nie dziwne. W ciągu trzech lat zapyziała restauracja Nowy Świat zamieniał się w miejsce spotkań, dyskusji, warsztatów, imprez i koncertów. Działo się non stop. Od pierwszego dnia, który swoją drogą też zapadł wszystkim w pamięć.
– Nowy Wspaniały Świat to dla mnie kolejki – opowiada z przekorą Dorota Głażewska. – Na trzydniowym otwarciu kolejka ciągnęła się aż do ul. Kubusia Puchatka. Dziś podczas zamknięcia też jest pełno ludzi i to mi się podoba. To była naprawdę dobre trzy lata. Kiedy zaczynaliśmy byliśmy zupełnie zieloni. Myślę, że otwarcie NWŚ było olbrzymim eksperymentem na skalę trzeciego sektora, którego do tej pory nie udało się nikomu powtórzyć. Mam wrażenie, że zdaliśmy ten test, choć nie zawsze było łatwo. Cieszę się jednak, że podjęliśmy się tego wyzwania. Poznałam tu świetnych ludzi, zawiązałam ważne przyjaźnie i nauczyłam się pracować – dodaje Głażewska.
"Kucharz wysłał mnie do sklepu i napisał „rozmaryn 3”. Kupiłam 3 kilo"
Nauki rzeczywiście było sporo. – Dobrze pamiętam otwarcie. Niespodzianki pojawiały się na każdym kroku. Wieczorem jeszcze przed pierwszym dniem robiliśmy do nocy numerki do szatni – wspomina Agnieszka Wiśniewska. – Pierwszego dnia przyszło tyle osób, że skończyło się jedzenie. Pamiętam, że kucharz wysłał mnie do sklepu i na liście było napisane „rozmaryn 3”. Kupiłam 3 kilo, chodziło o trzy opakowania. Cóż, wszystkiego trzeba było się nauczyć – śmieje się Agnieszka.
Nowy Wspaniały Świat to jednak nie tylko klub i kawiarnia, ale też miejsce dla dzieci. Tak przynajmniej zapamiętała je Aleksandra Wasilkowska, która odpowiada za wystrój kawiarni. – Jestem samotną matką. Zawsze mogłam tu przyjść z moim dzieckiem i ktoś się nim zajął. Odrabiałam tu z nim lekcje, chodziłam na warsztaty i przesiadywałam godzinami. Ta knajpa to było takie przedłużenie mojego salonu. Bardzo ważne miejsce międzypokoleniowych spotkań – mówi Wasilkowska.
Dzieci rzeczywiście miały tu jak w raju. Warsztaty z nimi to jedno z jaskrawszych wspomnień Wiśniewskiej. – Pamiętam jak w weekend się przychodziło a dzieci uczyły się tu grać na fletach. To było piękne. Mnóstwo dźwięków i czysta radość. Albo jak się przychodziło w poniedziałek, a całe wejście było obklejone biletami kolejowymi, bo akurat dzień wcześniej dzieci uczyły się robić kolaż z biletów. Tu spotykali się wszyscy i wszystko było możliwe – dodaje Agnieszka.
"Knajpa o silnym profilu politycznym może być miejscem dla każdego"
To chyba zresztą najważniejsza rzecz. Nowy Wspaniały Świat był dla wszystkich. – To było miejsce, które zawsze pokazywałam znajomym, którzy przyjeżdżali z zza granicy – wspomina Joanna Erbel. – Było dowodem na to, że knajpa o silnym profilu politycznym może być miejscem dla każdego. Ja przychodziłam tu właśnie po to, żeby spotkać ludzi – dodaje.
– Zawsze o 13 wszyscy schodzili się na lunch i to był moment, w którym można było porozmawiać. Chodziło się tu ze studentami i profesorami z UW. Czasem nawet przesiadywało do późnych godzin nocnych, choć nie ukrywam, że wolałam tą knajpę za dnia. Będzie mi bardzo brakowało NWŚ. Ploteczek w księgarni, dyskusji przy barze i rozmów. To był mój węzeł komunikacyjny. Czułam się tu jak w domu – mówi otwarcie Erbel.
Cóż. Sielanka musiała się kiedyś skończyć. Po trzech latach klub opuszcza swoje miejsce. Co będzie z nim dalej? Nie wiadomo. Miasto nie zgodziło się na przeniesienie go na Plac Grzybowski, więc póki co jego działalność zostanie zawieszona. Za to mieszczące się w nim stowarzyszenie od września będzie mieściło się przy Foksal 18. Szkoda księgarni, szkoda baru i koncertów. A najbardziej ludzi, którzy byli zaangażowani w ten projekt. W końcu było tam naprawdę fajnie, przynajmniej ja mam takie wspomnienia. A wy?