Młoda, piękna, atrakcyjna. Niejeden mężczyzna obejrzy się za nią na ulicy i w życiu do głowy nie przyjdzie mu to, kim jest. Kasia (tak ją nazwijmy na potrzeby tekstu) to narkomanka, ćpunka. Nie mówimy jednak o marihuanie, LSD, czy ecstasy. Kasia to... heroinistka. Zupełnie nie przystaje do wizerunku typowego ćpuna z dworca. Na moment wpuściła nas do swojego szarego świata z igłami, by przestrzec innych.
Kiedy zaczytywałem się w "My, dzieci z dworca Zoo", "Narkotykach" Witkacego czy autobiografiach narkomanów, myślałem, że świat heroiny dla współczesnego człowieka jest czymś odległym. A potem poznałem ją – młodą dziewczynę zupełnie nie przystającą do tego obrazu.
I to dotknęło mnie najbardziej. Ta różnica między stereotypowym wyobrażeniem heroinisty a tym, kogo zobaczyłem. Jedyne co różniło jej wypowiedź, od opowieści jej dwudziestoletnich rówieśniczek, to bolesna szczerość kogoś, kto coraz rzadziej próbuje zejść z drogi, z której właściwie nie ma już powrotu.
Myślałaś kiedyś, żeby skończyć z heroiną przez samobójstwo?
Codziennie o tym myślę.
Przedawkowanie to dla ciebie tragedia czy wybawienie?
Wybawienie. Nawet teraz, kiedy jestem w szpitalu, wyobrażałam sobie, jak anestezjolog podaje mi przypadkowo zbyt dużą dawkę, przez co umieram. Co prawda po śmierci pewnie nic bym nie czuła, jednak myślę że byłabym szczęśliwa. Dodatkowo moja rodzina obwiniałaby lekarzy za moją śmierć. Nie mogłabym przynieść im kolejnych trosk przez swoje samobójstwo.
Heroina to synonim najgorszego narkotyku i upodlenia. Czujesz się stygmatyzowana przez otoczenie?
Tak. Wydaje mi się, że nawet w szpitalu pielęgniarki przede wszystkim czają się, czy nie próbuję wyłudzić jakichś leków niż sprawdzają, czy wszystko ze mną w porządku. Jestem tu, ponieważ parę miesięcy temu uległam wypadkowi, przez co nadal dochodzę do sprawności fizycznej. Miałam poważne złamanie ręki, które ciągnie się za mną już od kilku miesięcy. Boli mnie, że ludzie potrafią być takimi hipokrytami. Stworzyli sobie z alkoholu coś, dzięki czemu w spokoju sumienia mogą odpływać w inny stan świadomości. A przecież bywa on bardziej szkodliwy niż wiele innych substancji.
Kiedy ostatnio ćpałaś?
Parę dni temu, zanim przyszłam do szpitala. Na szczęście już dzisiaj stąd wychodzę.
A nie miałaś być na odwyku?
No byłam, ale się stamtąd wypisałam. Ciężko było mi tam wytrzymać, bo zanim tam poszłam, brałam analog fentanylu, 10-krotnie silniejszy od heroiny. Miałam bardzo silne symptomy odstawienia, nie pomagało mi nawet 10mg bunondolu. W szpitalu dostawałam po 1mg trzy razy dziennie, do tego żadnych środków nasennych. Przez cały ten czas miałam strasznego skręta. Na szczęście miałam jakieś swoje leki, więc trochę pomogło mi to ulżyć w bólu. Potem na oddziale pojawił się jeden gość, od którego dostałam super kontakt do dilera. Miałam mu za to podwieźć ćwiartkę [określenie porcji heroiny], ale oczywiście już tam nie wróciłam.
I co robiłaś?
Miałam jeszcze trochę kasy. Dużo ćpałam. Na tyle mocno, że matka wyrzuciła mnie z domu. Mieszkałam u znajomych, trochę u ojca. W trakcie detoksu moja babcia spłaciła wszystkie moje należności wobec parabanków. Po wyjściu jednak szybko zaczęłam brać kolejne chwilówki, przez co teraz mam już jakieś 2000 złotych długu. Pieniądze z pożyczek wydałam na herę.
Ile kosztuje gram heroiny?
160-200 złotych.
Trudno ją dostać?
Heroiniści to dość hermetyczne środowisko. Kupienie towaru może być dość trudne w porównaniu do załatwienia trawy czy speeda.
Taka hera z ulicy jest czysta?
Mówi się o 10-20% heroiny w paczce, którą dostajesz od dilera. Reszta to jakieś wypełniacze, a czasem fentanyl, dodawany po to, żeby towar był mocniejszy.
Gdzie najczęściej spotykają się heroiniści? Ćpacie w grupie czy pojedynczo?
Najdziwniejszym miejscem był toi toi na festiwalu. Tak to myślę, że we własnych mieszkaniach, czasem w publicznych toaletach.
Przecież masz mieszkanie, miejskie toalety raczej nie są najczystszym miejscem.
Chciałabym, żebyś istniało coś takiego jak tzw. pokoje bezpieczniej iniekcji. W bardziej rozwiniętych krajach takie miejsca funkcjonują od dawna. Dobrze byłoby, gdyby również w każdej aptece dawali za darmo sprzęt do iniekcji. Parę razy się spotkałem nawet z tym, że właściciele aptek sami zrezygnowali ze sprzedaży igieł i strzykawek, żeby nie obsługiwać narkomanów.
U dilerów też masz długi?
Przestań. Prawie nigdy nie ma tak, żeby ktoś dał ci towar, kiedy nie masz kasy.
Po wyjściu ze szpitala pierwsze kroki skierujesz na metę?
Tak...
Czemu? Jesteś świadoma uzależnienia, a mimo to brniesz w tą niekończąca się opowieść?
Wiesz, czasem czuję taki ból, że właściwie jedynie silne opiaty potrafią mi pomóc. Dlatego biorę heroinę, bo po niej mogę przynajmniej jakoś funkcjonować.
Wkłucie boli?
Nie, jak się ładnie wbijesz w żyłę i wszytko będzie okej. Chociaż to też zależy od miejsca. Na dłoniach i stopach boli bardziej.
Szybko powstają zrosty?
Trzeba dbać o żyły. Smarować heparyną. Wtedy będą działały dłużej. Zrosty robią się dość szybko przy codziennym podawaniu. Ale jak już nie masz gdzie się wkłuć na rękach, wtedy przerzucasz się na pachwiny.
Przecież to błędne koło. Opisujesz typowe uzależnienie, próbując usprawiedliwiać to, dlaczego bierzesz.
Czasem myślę, że gdybym mogła cofnąć czas, to bym tego ponownie nie zrobiła. Potem ćpam i znowu czuję się dobrze, cieszę się tym. Najgorsze w tym wszystkim jest to bieganie. Wstajesz, masz skręta, musisz ogarnąć kasę, jedziesz po temat i ćpasz. Każdy dzień wygląda tak samo strasznie.
A gdybyś nie musiała odwiedzać szpitala?
Pojechałabym wtedy do ośrodka. Na roczny pobyt. Tam, gdzie mogłabym pracować i mieszkać. Niestety obecnie jestem w trakcie leczenia i nie mogę się tam udać. Nie sprostałabym obowiązkom, które są wymagane od osób, które przebywają w ośrodku. Boję się, że żyjąca tam społeczność mogłaby nie zrozumieć, że nie dorównuję fizycznie reszcie. Dodatkowym problemem jest to, że ośrodki niechętnie przyjmują osoby, które muszą jeździć do szpitali. Pojawia się wtedy ryzyko, że znowu mogłabym coś wziąć. W wielu z tych miejsc jest tak, że przez klika pierwszych miesięcy w ogóle nie możesz opuszczać terenu.
Od czego zaczęło się twoje ćpanie?
Mając 13 lat czytałam te klasyki jak "My, dzieci z dworca Zoo", "Pamiętnik narkomanki" i to strasznie mnie zafascynowało. Kiedy zaczynałam palić marihuanę, pytałam swoich dilerów, czy mają dostęp do hery. To były czasy gimnazjum, więc oczywiście wszyscy mnie wyśmiewali. Nie podchodzili do moich zapytań poważnie.
Od dziecka lubiłam wszystkie pobierania krwi i inne tego typu zabiegi, więc nigdy nie czułam żadnego lęku przed igłami. Któregoś razu kupiłam amfetaminę i spróbowałam walnąć ją dożylnie. Próba ze "speedem" co prawda mi się nie udała, ale była jakimś tam początkiem.
W czasie kiedy zaczynałam brać opiaty, zmagałam się z anoreksją i depresją. Byłam po pięciu próbach samobójczych. Ostatnia z nich wiązała się ze śmiercią mojego dziadka, z którą totalnie sobie nie radziłam. Przedawkowałam wtedy paracetamol, czym rozwaliłam sobie wątrobę.
Mówiąc klasykiem, "gdzie byli rodzice"?
Kiedy byłam małą dziewczynką, mojej mamy w zasadzie nigdy nie było. Ojciec pił... W ogóle ich małżeństwo to była jakaś totalna porażka. Non stop się kłócili. Kiedy paliłam tylko trawę, matka rekwirowała mi zioło, kiedy je znalazła. Wynikały z tego awantury.
Wiesz, w naszym domu jest tak, że nikt nie mówi głośno o swoich problemach. Nie ma jakiegoś wsparcia psychicznego. Co prawda rodzice wozili mnie po różnych terapiach, no i to byłoby na tyle. Nie zdarzały się sytuacje typu, "Porozmawiamy o twoim problemie". Nie było gadek o tym, jakie uczucia towarzyszą im i mi w obliczu mojego uzależnienia, czy wcześniejszych problemów psychicznych.
A jak to wszystko wyszło na jaw?
O herze dowiedzieli się, kiedy przedawkowała moja kuzynka. W zespole ratowników była znajoma naszej wspólnej babci, która poinformowała o wszystkim naszych starych. Ta kuzynka leżała wtedy w stanie krytycznym, więc od razu powiedziałam co brała, żeby lekarze wiedzieli jakie antidotum jej podać. Przy okazji wyszło na jaw, że ja też biorę.
Na początku rodzice chcieli nas z tego wyciągnąć, uratować. Kuzynka trafiła do psychiatryka, ja zaplanowałam sobie cały detoks (oczywiście nic z niego nie wyszło). Rodzice początkowo nie reagowali złością. Raczej smutkiem, bezsilnością. Dopiero po jakichś dwóch latach stali się agresywni. Grozili mi, że jeżeli nie przestanę ćpać, to wyrzucą mnie z domu. Wydaje mi się, że sami nie potrafili uporać się z pewną bezradnością.
Gdyby nie problemy w domu, nie zaczęłabyś brać heroiny?
Raczej niczym nowym nie będzie stwierdzenie, że jeśli ktoś ma w życiu szczęście, miłość, itd., nie próbuje szukać ucieczki. A heroina jest ucieczką.